Nigdy nie wstydziłem się powiedzieć głośno, że kocham żonę. Tak samo jak nigdy nie wstydziłem się powiedzieć, że jestem lewicowcem – mówi Henryk Milczarski z Radomia, rocznik ’59, od zawsze wyborca lewicy.
Na początku XXI wieku Henryk i jego żona Bożena – katolicy związani z radomskimi jezuitami – organizowali pikniki charytatywne i spotkania z mieszkańcami miasta. Udział w nich brały tysiące osób: dzieci, rodziny, politycy, przedstawiciele biznesu, działacze społeczni. Atrakcje na piknikach były za darmo.
Ale gdy w parafii pojawił się nowy proboszcz, Henryk został od organizacji odsunięty. Powód? Był z lewicy. – Jeden z księży powiedział mi wprost, że gdyby wiedział, kim jestem, nigdy nie podałby mi ręki. Inny odwracał się ode mnie i od mojej rodziny plecami. To bolało najbardziej. Tylko dyrektor MOPS-u [Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – przyp. red.] miał odwagę stanąć w naszej obronie – opowiada Milczarski. – Rok później uczestnicy pikników musieli już płacić za wszystko.
Maciej Niedźwiedź z Warszawy, wyborca Partii Razem, od Milczarskiego młodszy trzy dekady, tak samo często jak do kościoła chodzi na protesty lokatorskie i blokady eksmisji. Jako wolontariusz w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej pomaga ludziom, których nie stać na czynsz. Widział już chyba wszystko. Właścicieli kamienic, którzy bez mrugnięcia okiem wyrzucają samotne matki na bruk. „Czyścicieli” mieszkań, którzy żeby pozbyć się lokatorów, wynoszą im sedes z łazienki. – Przez pierwsze miesiące pracy te dramaty mi się śniły – mówi Maciej. – Zrywałem się w nocy przerażony, z myślą: „zaraz mnie eksmitują”.