Energia – prawdziwa waluta wszechświata
Mamy trzydzieści lat, by powstrzymać kryzys klimatyczny. Czy wystarczy nam energii?
W upalne październikowe popołudnie 2021 roku brodzimy z Nurią Selvą w wodzie zalewającej plażę na południowo-wschodnim krańcu andaluzyjskiego kurortu Matalascañas, na granicy Parku Narodowego Doñana. Kilka tygodni wcześniej, gdy Atlantyk odsłonił tu łachę piaskowca, Selva, zoolożka i profesorka Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, przebywająca na rocznym stypendium Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej w Stacji Biologicznej w Doñanie, natrafiła w tym miejscu na skamieniałe ślady ludzkich stóp. Jak podejrzewa – neandertalczyków. Niestety, teraz znowu pokryła je gruba warstwa piasku. Ocean daje i odbiera.
Przeszukujemy więc blisko stumetrowy fragment kruchej skały, który jeszcze jest nam dany. W okrągłych, głębokich wklęśnięciach oczami wyobraźni widzę tropy zostawione przez słonie. W podłużnych i delikatnych – te odciśnięte przez pradawnych ludzi. Wokół biegają dzieci, a ich rodzice leniwie wylegują się na plaży. Lato już przeminęło, ale deszczowa jesień ciągle nie chce nadejść. Za kilka godzin miejsce naszej eksploracji przykryje fala przypływu.
Tego samego dnia wieczorem razem z Dolores Cobo, biolożką z Parku Narodowego Doñana, jedziemy podziwiać zachód słońca. Będziemy go oglądać ze szczytu klifu opadającego kilkadziesiąt metrów z rozległych wydm na zachód od Matalascañas. Czwartego czerwca 2020 roku Cobo i Ana Mateo, również biolożka z Doñany, spacerowały pod klifem i natknęły się na odsłoniętą przez wiosenny sztorm podobną łachę piaskowca z tropami.
– To był mój pierwszy spacer po zakończeniu covidowego lockdownu – wspomina Cobo. – Śmiałyśmy się z Aną, że być może odkryłyśmy tropy wymarłych już turów. Że może znalazłyśmy drugą Altamirę [jaskinia w północnej Hiszpanii z pięknymi naskalnymi malowidłami zwierząt – przyp. T.U.]. Potem okazało się, że część tych śladów rzeczywiście zostawiły tury!
Paleontolodzy, którzy rok później opisali odkrycie biolożek w dwóch publikacjach w piśmie „Scientific Reports”, rozpoznali w odsłoniętym przez Atlantyk piaskowcu nie tylko tropy turów i słoni, ale również ślady stóp neandertalczyków. Naliczyli ich w sumie osiemdziesiąt siedem i datowali je na 106 tysięcy lat wstecz.
Południowa Hiszpania była ostatnią redutą neandertalczyków. To tu przetrwali najdłużej, zanim około 30 tysięcy lat temu wyginęli. Dzięki licznym badaniom z kilku ostatnich lat, których wyniki drukowały między innymi „Science” i „Nature”, wiemy, że nie byli wcale tępymi troglodytami, jak jeszcze do niedawna lubiliśmy ich postrzegać. Że prawdopodobnie mówili, na pewno uprawiali sztukę i wyrabiali skomplikowane narzędzia. Że dbali o chorych i być może żegnali zmarłych kwiatami. Że opanowali ogień.
Nasze poczucie wyższości jest nie na miejscu także z innego powodu. Zanim mieszkający w Eurazji Homo neanderthalensis wyginęli, zdążyli się skrzyżować z nadchodzącymi z Afryki Homo sapiens. Potomkowie tego międzygatunkowego mezaliansu rozeszli się następnie po całym świecie. W efekcie DNA każdego dzisiejszego człowieka spoza Afryki Subsaharyjskiej w blisko dwóch procentach składa się z materiału genetycznego neandertalczyków. Jesteśmy ich spadkobiercami.
Rozmawiam z Dolores Cobo o tunelu czasoprzestrzennym, który niespodziewanie połączył dwa odległe momenty – jej pierwszy spacer po wywołanej pandemią izolacji z pewnym dniem sprzed 106 tysięcy lat. Ocean był wtedy dużo dalej na południe niż dziś, a neandertalczycy zapewne pluskali się w słodkim oczku wodnym ukrytym między wydmami. Albo podobnie jak słonie czy tury po prostu przyszli napić się wody.
Z czasem oczko wyschło, a naznaczony stopami piasek wysechł i skamieniał. Potem wiatr przykrył go osadami. Aż wiosną 2020 roku fale podcięły klif i odsłoniły wiadomość, której neandertalczycy wcale nie zamierzali nam zostawiać. „Tu byliśmy”.