Wersja audio
Gdy wjeżdżam na obskurny parking przy plaży El Pinet, położonej niedaleko Elche – hiszpańskiej miejscowości słynącej z największego miejskiego skupiska palm w Europie – właśnie zachodzi słońce. Bynajmniej nie jest to jeden z tych pięknych parkingów z widokiem na przybijające fale, na które można patrzeć, nie wychodząc z samochodu. Parkuję obok przepełnionych koszy na śmierci. Stosy plastiku zmieszanego ze szkłem i papierem walczą ze sobą o pierwszeństwo wypełznięcia z pojemników do segregacji. Oprócz barwnej kompozycji ze śmieci i kubłów kolorytu dodają kępki suchej, przybrzeżnej roślinności ozdobione bukietami zużytego papieru toaletowego. Nad wszystkim unosi się słodkawa aura fermentu. Wiatr przynosi ulgę w postaci słonawych aromatów morza i delikatnej nuty grilla, która przyćmiewa wszystkie inne zapachy. Ponieważ wąski pas zabudowań przesłania widok na morze, zostawiam auto i wybieram się na szybki spacer, żeby przed snem zobaczyć fale i pooddychać świeżym powietrzem.
Mijam ciągnące się wzdłuż plaży małe, jednopiętrowe domki z gankami przypominające budynki z polskich ogródków działkowych. Są oddalone od brzegu zaledwie o jakieś 10 metrów. Zadziwiona domniemaną głupotą architektów i korupcją urzędów, które wydały zgodę na taką budowę, przechadzam się wzdłuż tego architektonicznego ewenementu. Mijam podstarzałych wędkarzy ustawiających swoje wędki i krzesła. Za chwilę pojawiają się ich młodsi koledzy – wędkarze natchnieni, ze sprzętem, który mruga i alarmuje, z daleka świecąc logo drogich marek. Za nimi kręcą się kobiety: rozkładają grille i sypią podpałkę. Już wiedzą, że tutaj połów zawsze się udaje. A ja, skąd bierze się zbawienny zapach maskujący aromat śmieci na parkingu.
Wędkarze i ich asysta tworzą mur równoległy do ustawionych w linii domów. W prawie żadnym oknie nie pali się światło. Wszystkie drzwi są zamknięte, a wyłożone kafelkami ganki pozostają puste. Zaledwie trzy domy z całego ciągu wyglądają na zamieszkałe.
Pośrodku, dumnie wynosząc się o dwa piętra ponad przeciętną, stoi Hostal Maruja. Z elewacji nieco sypie się tynk, ale ułożone w stosy krzesła i parasole wciąż cierpliwie czekają na letni sezon. Po lewej stronie, w oddali, rozciąga się wybrzeże należące do Santa Poli, znanej z pięknych plaż i hoteli z widokiem na morze. Po prawej widać plaże miejscowości Torrevieja oraz masę wysokich, wielopiętrowych budynków. Skąd więc – zastanawiam się – wzięły się w tym miejscu te małe domki? Jak to się stało, że nie stanęły tu wysokie hotele i przede wszystkim – kto wydał zgodę na wybudowanie …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Studium ukazał się w lipcowym numerze „Pisma” (07/2025) pod tytułem Ziarenko piasku na wagę złota.