Pomyślałam, że biegnąc wzdłuż Wisły, intensywnie obcując z żyłą rzeki, spróbuję się czegoś więcej o niej dowiedzieć i zamienić to doświadczenie w opowieść. I tą opowieścią podzielić się z wami. Ten rodzaj działania, uczestnictwo przez towarzyszenie, jest mi bliski. Chcę też zaznaczyć, że rozpoczynam ten bieg nie jako ultramaratonka, nie jako wojująca aktywistka, chcę pobiec jako poetka, jako kobieta, jako człowiek głęboko zaniepokojony rzeczywistością. Niebawem minie drugi rok, od kiedy pod okiem trenera Piotra Hercoga przygotowuję ciało do tego projektu, i gdyby nie poetycka wyobraźnia, która podpowiada mi, że to może się udać, to z pewnością już wielokrotnie zrezygnowałabym z tego pomysłu.
Ostatnio o te role, biegaczki i poetki, zapytano mnie przy okazji wywiadu do słowackiego, czasopisma zaangażowanego „Glosolalia”. Pozwoliło mi to przemyśleć ten aspekt: mówiąc o tym, że chcę biec jako poetka, a nie jako ultramaratonka, mam na myśli, że priorytetem nie będzie dla mnie wynik sportowy, chociaż jeśli wszystko się uda, będzie to totalne przekroczenie moich fizycznych granic. Aspekt sportowy, który mieści dla mnie w sobie elementy go konstytuujące, a więc: rywalizację, koncentrację na wyniku, pobijanie rekordów, to coś, co jest mi zupełnie obce, szczególnie w bieganiu. Cenię sobie to, co daje mi myślenie o tym biegu jako o czymś, co będę realizować w skupieniu poetyckim, w namyśle o świecie, ale też w namyśle nad sobą.
Ostatnio przyjaciel napisał do mnie: „Mam wrażenie, że Czytanie wody to wielopoziomowa przygoda, dzięki której odczytasz po trosze samą siebie. Patrzę na zanikające strumyki i potoczki, na zmieniające się znaczenie wody i myślę, że Twój bieg to czytanie wody ostatniej. Brzmi to dramatycznie, ale ma wymiar oczyszczający. Oczyszczający, bo trzeba wykonać krok w nieznane. W spragnienie”. Tak, bardzo jest mi to bliskie.