Nareszcie wolni. Twarze Konfederacji
Sześcioro bohaterów tego tekstu zagłosuje na Konfederację. Spróbowaliśmy zrozumieć dlaczego.
Kompleks SPA w centrum Rumi, miasta położonego tuż pod Gdynią, reklamuje się jako jeden z największych hoteli konferencyjnych w Polsce. Hol recepcyjny ma wielkość boiska i niełatwo się tu odnaleźć mimo wskazujących drogę tabliczek. Gdy wreszcie docieram do celu, prostokątnej sali z setkami ciasno ustawionych, wyściełanych białym materiałem krzeseł, nie ma tam nikogo poza organizatorami.
Dwudziestego pierwszego stycznia 2023 roku jestem na jednych z dwudziestu lokalnych prawyborów w Nowej Nadziei. To najsilniejsze, obok Ruchu Narodowego i Konfederacji Korony Polskiej, ugrupowanie tworzące Konfederację Wolność i Niepodległość, nacjonalistyczną, neoliberalną gospodarczo i konserwatywną światopoglądowo koalicję powstałą na przełomie lat 2018–2019.
Po godzinie salę wypełnia tłum, kolejka do głosowania wije się w hotelowym korytarzu. Młodzi mężczyźni, starannie ogoleni lub z misternie podciętymi brodami, ubrani są w eleganckie garnitury. Towarzyszące im kobiety – w wyraźnej mniejszości, stanowią może jedną piątą uczestników – mają na sobie obcisłe spodnie lub spódniczki oraz nieco wyzywające bluzki z głębokimi dekoltami.
Jestem świeżo po lekturze książki Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy amerykańskiej socjolożki Arlie Russel Hochschild (przeł. Hanna Pustuła-Lewicka). Autorka opisuje pięcioletnie kontakty z mieszkańcami najbardziej prawicowego stanu USA. Próbowała zrozumieć, dlaczego tak wiele osób w Luizjanie sprzeciwiało się pomocy federalnej, choć ich region był jej największym odbiorcą, dlaczego nie znosili ekologów, gdy ich okolice były tak skażone, i dlaczego głosowali na republikanów, choć korzystali z opieki zdrowotnej w ramach Obamacare.
Przeczytaj też: Dlaczego głosujemy wbrew swoim interesom?
Jako socjolożkę interesowały ją przede wszystkim emocje kryjące się za poglądami politycznymi. Ja nie mam narzędzi socjologicznych, ale i mnie jako reportera zainteresowało takie podejście, a „głęboka opowieść”, czyli metaforyczna reprezentacja doświadczeń wyborców Konfederacji, wydawała mi się intrygująca.
Postanowiłem wniknąć do ich dusz, przed czym przestrzegał mnie niejeden z moich znajomych.
Niektórzy kategorycznie oświadczyli, że nigdy by z takimi ludźmi nie rozmawiali, a przedstawicielka stowarzyszenia, które uważałem za ostoję tolerancji, napisała, że nie uczestniczy ono w spotkaniach ze „skrajną prawicą”, nie dyskutuje z nią i w zamian zaproponowała zapoznanie się z raportem pełnym „przykładów nienawistnych wystąpień przedstawicieli Konfederacji”.
Ale im więcej słyszałem takich przestróg, tym bardziej mnie to frapowało. I tym więcej racji przyznawałem słowom Hochschild: „polaryzacja społeczeństwa i coraz bardziej widoczny fakt, że się po prostu nawzajem nie znamy, sprawiają, że zbyt często poprzestajemy na niechęci i pogardzie”.