Odcinek 1. Profesor z wibratorem (TRANSKRYPCJA)
Intymne problemy Polaków. Wątpliwe terapie. Głośne sprawy kryminalne. I on – autorytet polskiej seksuologii. Dobry czy zły doktor? Przeczytaj transkrypcję pierwszego odcinka trzeciego sezonu „Śledztwa Pisma”.
Partnerem Strategicznym trzeciego sezonu Śledztwa Pisma jest Audioteka.
Wątpliwe terapie. Niezgodność płci. Molestowanie seksualne. Mobbing. Wykorzystywanie dzieci. Głośne sprawy kryminalne. Tajemnice z seksuologicznych gabinetów. Granice etyki i solidarności zawodowej. Nasza seksualność. I on. Wybitny specjalista. Autorytet polskiej seksuologii. Dobry czy zły doktor?
Nazywam się Iga Dzieciuchowicz, a to jest „Śledztwo Pisma”, reporterska historia opowiadana tydzień po tygodniu.
ODCINEK 1: PROFESOR Z WIBRATOREM
Od lat zajmuję się sprawami, które dotyczą nadużyć na tle seksualnym, przemocy wobec kobiet, mobbingu i wykorzystywania uprzywilejowanej pozycji. W 2019 roku trafiły do mnie akta kilku bardzo trudnych spraw. Dotyczyły molestowania seksualnego dzieci przez ojców. Matki, które się do mnie zgłosiły, twierdziły, że sąd nie dał wiary ich zeznaniom i nie uwzględnił przedstawionych przez nie dowodów. Mówiły, że ich córki są wciąż narażone na kontakt z rodzicami, którzy je krzywdzą.
Zwróciłam uwagę, że we wszystkich opiniach biegłych przewija się to samo nazwisko. Zaskoczyło mnie, że ten sam seksuolog opiniuje w czterech podobnych sprawach z różnych stron Polski. To przypadek? Oliwy do ognia dolała informacja, że biegły został kilka lat temu skompromitowany przez swoje byłe pacjentki, które oskarżyły go o molestowanie. Skandal nagłośniła telewizja. Jak to możliwe, że mając taki zarzut na koncie wciąż opiniował w sprawach o przestępstwa na tle seksualnym? I to tych najtrudniejszych, bo dotyczących dzieci? A może seksuolog został niesłusznie oskarżony. Padł ofiarą medialnego linczu? Czy udowodniono mu winę? Czy rzeczywiście dopuścił się nadużyć?
Szybko okazało się, że odpowiedź na te pytania wcale nie będzie taka prosta. Od kilku osób usłyszałam, że trudno mi będzie namówić kogoś na szczerą rozmowę. Twierdziły, że doktor jest wpływowym człowiekiem, a w środowisku seksuologów, które jest małe i wszyscy się znają, nikt nie chce mu się narazić. A tak w ogóle, to nie ma sensu wracać do zarzutów sprzed lat. Przecież zostały wyjaśnione.
Mimo wszystko postanowiłam to sprawdzić. Ruszyłam śladem doktora Wiesława. Z każdą rozmową, z kolejnym nowym świadkiem i dokumentami, do których docierałam, sprawa stawała się coraz bardziej niejednoznaczna. Przez wiele miesięcy rozmawiałam z jego byłymi pacjentami, studentami, koleżankami i kolegami po fachu, by odpowiedzieć na pytanie, czy jest to historia o dobrym, czy złym doktorze?
Jeden problem seksuologiczny prowadził mnie do następnego. Od oziębłości do zarzutów o molestowanie, od związków sadomasochistycznych po tematy tak złożone, jak niezgodność płci. Jakbym przemierzała mapę naszych bolączek z seksualnością w tle, tych najczęstszych i tych najbardziej drastycznych.
Ale po kolei.
Tę historię najlepiej zacząć w 2010 roku. To właśnie wtedy Joanna, 42-letnia mężatka w udanym związku, zgłosiła się do Poradni Seksuologicznej przy ulicy Dolnej w Warszawie, gdzie przyjmowali seksuolodzy i terapeuci. Szukała pomocy, by poradzić sobie z intymnym problemem. Kiedy do niej dotarłam, długo zastanawiała się, czy zgodzić się na tę rozmowę. Mówiła, że już zamknęła ten etap życia. Po kilku tygodniach odezwałam się do niej z pytaniem, jaką decyzję podjęła. Zgodziła się porozmawiać. Był środek pandemii, więc o wszystkim opowiedziała mi przez telefon.
Wtedy te moje pierwsze wizyty były takie, że było mi bardzo trudno, żeby mi coś przez gardło przeszło, bardzo trudno mi było rozmawiać w ogóle na ten temat. To takie typowe zahamowania nawet w mówieniu z kimkolwiek, czy z lekarzem, czy nie z lekarzem, po prostu było mi bardzo trudno. Więc ja tam jakimś jednym zdaniem powiedziałam, że nie mam przyjemności z seksu.
Joanna miała kilka spotkań z seksuolożką, na których opowiadała o swoim życiu i różnych osobistych problemach, a także o kłopocie, z którym przyszła. To był wciąż wstępny etap wywiadu i terapeutka nie stawiała jeszcze diagnozy, ani nie wyciągała żadnych wniosków.
Taki wywiad u takiej pani doktor to nie jest jak u internisty. Tam pięć pytań i już. To są takie długie rozmowy o wielu aspektach, od dzieciństwa począwszy po całe życie.
Na jednej z ostatnich konsultacji Joanna opowiedziała o leukoplakii. To schorzenie, choć najczęściej dotyczy jamy ustnej, objawia się również na narządach płciowych obecnością białych plamek na błonach śluzowych warg sromowych. Joanna obawiała się, że to mogło mieć wpływ na odczuwanie przyjemności seksualnej. Seksuolożka zaproponowała konsultację ginekologiczną u doktora Wiesława. Joanna nie była pewna, jak będzie przebiegać wizyta, ale liczyła na profesjonalną pomoc.
Ja sądziłam, że on po prostu, no nie wiem co, wypowie się na ten temat, że zna się na tym, czy że być może mnie zbada. Ale na pewno nie spodziewałam się tego, co było.
Zapytałam panią Joannę, jakie było jej pierwsze wrażenie, gdy przekroczyła próg gabinetu doktora. Czy doktor wydał jej się profesjonalistą? Czy był uprzejmy? A może coś ją zaniepokoiło?
Pierwsze wrażenie było takie, że on mnie spytał, z czym pani przyszła. No to ja powiedziałam to tak, że ja w ogóle wtedy miałam jeszcze… Teraz jest mi łatwiej. Ale wtedy, te moje pierwsze wizyty były takie, że było mi bardzo trudno, żeby mi coś przez gardło przeszło. To takie typowe zahamowania nawet w mówieniu z kimkolwiek, czy z lekarzem, czy nie z lekarzem, po prostu było mi bardzo trudno. Więc ja tam jakimś jednym zdaniem powiedziałam, że nie mam przyjemności z seksu i on mówi… Ja już nie pamiętam tak szczegółowo, w każdym razie, zaczął mnie pytać dokładnie o te same rzeczy, o które pytała mnie doktor… wcześniej, to wszystko było zapisane w mojej karcie – długie, długie zapiski. I ja mu wtedy powiedziałam, że to wszystko jest tam zapisane, że to wszystko już mówiłam. „No tak, ale ja to chcę usłyszeć od Pani”. A to się nie różniło niczym, od tego, o co pytała doktor… To było kilka pobieżnych pytań. Nie zrobiło to na mnie dobrego wrażenia.
Zanim opowiem ci, co działo się dalej, na chwilę się zatrzymajmy. Bo warto uświadomić sobie, z jakimi problemami Polki i Polacy przychodzą do seksuologa. Z badań profesora Zbigniewa Izdebskiego ogłoszonych w 2017 roku wynikało, że pomocy u specjalisty szukało 15 procent rodaków. Z kolei w 2020 roku Izdebski badał satysfakcję seksualną. Z jego raportu wynika, że połowa zadeklarowała zadowolenie z życia erotycznego. Nasze życie seksualne zaburzają jednak przemęczenie, stres i choroby przewlekłe.
Mężczyźni najczęściej narzekają na zaburzenia erekcji. Specjaliści wskazują, że te problemy mogą mieć podłoże psychiczne, ale zlecają też badania, by wykluczyć rozmaite schorzenia. Mężczyźni przychodzą do seksuologa także wtedy, gdy są uzależnieni od masturbacji i pornografii. Opowiedział mi o tym Michał Pozdał, seksuolog i założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach:
Mężczyźni nie widzą, że samo uzależnienie i to, że oni się masturbują i oglądają pornografię, nie polega na tym, że oni dostarczają sobie przyjemności. Tylko na tym, że nauczyli się w którymś momencie życia tak regulować swoje napięcia i swoje stany emocjonalne z tego wynikające, bo nie mieli innej formy rozładowania.
Celem tutaj będzie nie tyle pozbycie się nałogu, ale umiejętność regulacji swoich emocji.
Tak, jak pracuję z mężczyznami uzależnionymi od porno, czy od masturbacji, oni też w pewnym momencie zaczynają dostrzegać, że „aha, no tak, ja się czułem źle tego dnia. Tak, ja od rana miałem w sobie napięcie, bo wiedziałem, że będę miał tak i taką rozmowę. Ja się czułem źle, bo moja partnerka zrobiła to i to, albo mieliśmy kłótnię, albo znowu się okazało, że in vitro nam nie wyszło, tak. A, to dlatego ja się 12 godzin masturbowałem. Ja mam w sobie tyle napięcia”.
Pomocy u seksuologów szukają też kobiety. Z raportu Izdebskiego z 2017 roku wynika, że najczęstszymi problemami są niskie libido lub całkowity brak ochoty na seks, bóle podczas stosunku, a także brak orgazmu. W trakcie konsultacji seksuolog zleca badanie ginekologiczne czy testy hormonalne. Jeśli podłoże problemów nie jest organiczne, zalecana jest psychoterapia. Tak o diagnozowaniu problemów kobiet opowiada seksuolożka Agata Loewe.
Na przykład pochwica czy bolesna penetracja, czyli niemożność odbycia stosunku seksualnego, albo brak orgazmu. Dopóki nie sprawdzimy tych społecznych oddziaływań, na przykład tego, że jesteśmy w związku przemocowym albo że jesteśmy osobami, które całe życie słyszały, że seks jest brudny i zły, nagle mają czerpać z niego przyjemność, ejakulować i mieć multiorgazmy, bo tak jest zapisane w kobiecych pismach, więc tutaj sprawdzamy, na ile mamy konflikt wewnętrzny związany z jakimiś sprzecznymi komunikatami.
Bardzo często problemy leżą w poczuciu przymusu czy obowiązku związanego z zachowaniami seksualnymi.
Pracuję z osobami, które pozwalają, żeby ich granice były przekraczane. Nie tyle pozwalają, co mają poczucie, że nie mają wyboru i myślę, że to jest taka historia wielu mężczyzn i kobiet w naszym kraju. Wydaje nam się, że to jest jakiś obowiązek, albo że trzeba, albo że musimy ten seks uprawiać, żeby nie stracić jakichś wtórnych benefitów też emocjonalnych, no bo jak mówimy: „sorry kochanie, nie chcę z tobą uprawiać seksu”, a ty się na mnie obrażasz, to ja już wolę trochę zacisnąć szczękę i przetrwać te kilka, kilkanaście minut, a potem będzie wszystko dobrze. Ale ciało czuje, że wpuszczamy, czy realizujemy się poprzez jakąś formę autoprzymusu.
Problem, z którym Joanna przyszła do gabinetu w warszawskiej poradni seksuologicznej, nie był wyjątkowy. Boryka się z nim wiele kobiet. Joanna, zgodnie z zaleceniem swojej terapeutki, poszła na konsultację ginekologiczną do doktora Wiesława.
Przeszliśmy do tego drugiego pomieszczenia, które było tam w innej części. Na dole była tam część korytarza. I były tam zamykane przez niego drzwi na klucz i tak dalej. Taki miał… Zresztą to w ogóle było chyba pomieszczenie tymczasowe. To nie był gabinet. Ten pokój był wydzielony parawanem od większego pomieszczenia. W pozostałej części były wydzielone parawanem jakieś krzesła. Tak po prostu stały sobie. Dużo takich mebli stało. Więc nie wyglądało to jak gabinet, tyle że był ten parawan i za tym parawanem był taki fotel.
Ja byłam tak zestresowana, ja się tak trzęsłam, że chyba w ogóle byłam ledwo przytomna.
Ja go wtedy zapytałam, na czym to badanie będzie polegać. A on mówi, że to będzie jak takie badanie ginekologiczne, gdzie ginekolog sprawdza funkcje rozrodcze, a ja sprawdzę Pani funkcję… już nie pamiętam tak dokładnie, słowo w słowo, jakoś tak… pod kątem seksualności, nie pod względem rozrodczości, tylko pod względem seksualności i to było wszystko.
Joanna sądziła, że chodzi o ogólną ocenę wzrokową budowy anatomicznej narządów płciowych. Zgodziła się.
No on powiedział, że mnie zostawia, żebym się rozebrała i na tym fotelu się położyła i on przyjdzie zaraz. No i tyle. Poszedł, więc zrobiłam, jak on powiedział. Przyszedł, zamknął te drzwi na klucz. Powiedział, że zamyka, żeby nam nikt nie przeszkadzał. Początkowo jak mówiłam, nie wiem czym… on mnie, jakimiś patyczkiem, czym mnie dotykał w różne miejsca tak punktowo i pytał, czy ja to czuję. No to mówiłam, że czuję dotknięcie. I w jakimś momencie wyjął ten żel taki nawilżający i pyta, czy może tego użyć. Tak powiedział, on nie pytał… ja w ogóle nie widziałam, co on ma na tym stoliku, bo patrzyłam w sufit, w jeden punkt i czekałam, żeby to się skończyło. I pytał, czy może tego żelu użyć – i ja mówię, że tak. Żel to żel. I on mi ten żel nałożył i zaczął tym wibratorem, najpierw zaczął tym wibratorem, to w ogóle na zewnętrz pracował ten wibrator, a potem jeszcze włożył palce do środka.
Całe moje skupienie było na tym, żeby się odciąć od tego… ile naprawdę to było, to nie wiem, moje skupienie polegało na tym, żeby się odciąć od tego, co się tam dzieje. To znowu mnie tam jeździł tym wibratorem, i tymi paluchami w środku wiercił. Nie umiem powiedzieć, ile czasu. Na pewno nie umiem powiedzieć, bo na zegarek nie patrzyłam. I to mogło być 15 minut, mogło być 5 minut, może minuta. Nie umiem tego powiedzieć, dla mnie to było długo. Ale ile to naprawdę było, to nie wiem.
Joanna była tak zdenerwowana, że się rozpłakała. Doktor w pewnym momencie to zauważył.
I on mi położył rękę na czole i mówi: „A czemu pani płacze?”. Ja mówię: „Bo jestem zdenerwowana”. „A czemu pani jest zdenerwowana?”. Ja mówię: „No… ja, ta trauma… zdenerwowana”. „No widać, że ma pani problemy”.
Doktor skomentował jeszcze, że nie sądził, że Joanna zareaguje tak emocjonalnie, bo przychodzą do niego pacjentki młodsze od niej i tak emocjonalnie nie reagują.
Słuchając Joanny, zastanawiałam się, czym właściwie jest badanie seksuologiczne i czy tak powinno wyglądać. Czy można dotykać pacjentkę wibratorem po narządach płciowych i rytmicznie poruszać palcami w pochwie? I to przy zamkniętych na klucz drzwiach gabinetu? Co jest dozwolone, a czego absolutnie nie wolno robić? Okazało się, że to wszystko nie jest takie proste. Seksuolog Michał Pozdał wyjaśnił mi, że praca osób, które zajmują się seksuologią, dzieli się na trzy obszary. Można być edukatorem seksualnym, terapeutą seksuologiem, którym zostaje zwykle psycholog lub pedagog, lub też lekarzem seksuologiem.
Lekarz, który jest po specjalizacji seksuologicznej, tak jak w ogóle lekarz, patrzy na daną osobę pod kątem medycznym, czy wszystko jest okej z jej zdrowiem. Czy objaw seksuologiczny, który u niej występuje, na przykład zaburzenia erekcji, może być związany z jakimiś chorobami, które współwystępują u danej osoby. I wtedy lekarz widzi, że okej, cukrzyca prawdopodobnie albo, nie wiem, miażdżyca, albo coś się dzieje z hormonami. I lekarz wtedy przepisuje odpowiednie leczenie farmakologiczne, ale też wielu lekarzy kieruje pacjentów do nas, do terapeutów, seksuologów, mówiąc przypuszczam. I ja współpracuję z takimi lekarzami i wiem, że ten objaw ma też jakieś podłoże psychologiczne i to już jest do kontaktu z terapeutą seksuologiem. Lekarz psychiatra seksuolog, czy lekarz endokrynolog seksuolog, czy urolog seksuolog, czy ginekolog seksuolog to są lekarze, którzy, tak jak mówię, jakby badają, czy wszystko jest okej ze zdrowiem u danego pacjenta i przepisują najczęściej farmakologię bądź też jakieś inne sposoby leczenia czy też zabiegi na przykład różnego rodzaju. Są też oczywiście tacy lekarze, którzy są zarówno lekarzami, jak i terapeutami i oni mogą prowadzić też psychoterapię.
Wiele zależy więc od tego, czy pacjent ma do czynienia z terapeutą seksuologiem, czy lekarzem seksuologiem. Bo to duża różnica. Lekarz może wykonać badanie fizykalne. Z kolei terapeuta seksuolog nie powinien dotykać pacjenta. O tym, jak powinna wyglądać konsultacja u terapeuty, opowiada Agata Loewe:
Tu mamy sytuację, w której przychodzimy do kogoś, komu chcemy zaufać i, jako że seksualność jest tematem tabu i na przykład ktoś przekracza nasze granice w gabinecie seksuologicznym, no to nie będziemy mieć pewności, czy to jest procedura medyczna, czy to okej czy nie okej. Wszystkie takie feministyczne procedury zakładają w ogóle pracę z kręgiem zgody. To jest takie narzędzie stworzone przez Betty Martin, która pokazuje, że na każdym etapie wszystkich interwencji, w których przychodzimy do ekspertów o pomoc, mamy być pytani o zgodę. Nic nie dzieje się bez naszej wiedzy, bez doinformowanej zgody, czemu to ma służyć. Czy jak ja się decyduję na tego typu interwencję, chociażby nie wiem, nawet jak przychodzi do mnie osoba z preorgazmem, ma problem, chciałaby bardzo zacząć doświadczać przyjemności seksualnej zakończonej orgazmem, to nawet zaproponowanie pokazania zabawek erotycznych też ma być w strefie konfortu tej osoby, która się z takim problemem zgłasza. Łatwo jest przekroczyć tę granicę.
Doktor Wiesław jest równocześnie lekarzem seksuologiem oraz ginekologiem. Czy to oznacza, że mógł swobodnie dotykać swoje pacjentki? Kontrowersje wokół przebiegu badania seksuologicznego nie pojawiły się mediach po raz pierwszy. W 2010 roku – tym samym, w którym Joanna odwiedziła gabinet przy ulicy Dolnej – wybuchł skandal z udziałem innego twórcy polskiej szkoły seksuologii. Profesor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu Lechosław Gapik wprowadzał pacjentki w stan hipnozy i dotykał ich piersi. Jedną z wizyt zarejestrowała ukryta kamera dziennikarzy Uwagi TVN. Na nagraniu widać, jak profesor obmacuje pacjentkę. Tak o przebiegu wizyty opowiada dziennikarz Tomasz Patora:
Jedna z byłych pacjentek prof. Gapika była tak zdeterminowana, tak bardzo chciała, żeby on poniósł odpowiedzialność za to, co zrobił, żeby już nigdy nikogo nie skrzywdził, że sama, mówię to z pełną odpowiedzialnością, wielokrotnie mówiła mi, że ona chce pójść. Ja byłem początkowo bardzo sceptycznie do tego nastawiony. Wiem z doświadczenia, że jak ktoś bardzo chce, amator, nie dziennikarz, bawić się w taką „sytuację”, to może się to nie skończyć dobrze, bo emocje po prostu mogą wziąć górę. A tak naprawdę to jest zimna praca, to trzeba bardzo konkretnie wziąć górę, to trzeba bardzo konkretnie, od punktu A do punktu B, do punktu C realizować założony z góry plan. I się bałem, ale w końcu się zgodziłem. To było dobre posunięcie, ponieważ z perspektywy czasu, oczywiście pamiętam ten materiał, ta jej wizyta trwała w surówce, czyli w materiale wyjściowym, mniej więcej niecałe 50 minut. Ona podczas tych 40 minut samej wizyty u Gapika nie popełniła żadnego błędu, rzeczywiście tam, gdzie miała się zawahać, tam gdzie miała wyciągnąć go na powtórzenie jakiejś pikantnej, obrzydliwej wypowiedzi, to to zrobiła. Tam, gdzie miała zaprotestować i sprawdzić jego reakcje, w sytuacji kiedy pacjentka mówi, wyraźnie mówi: „Nie chcę tego”. Też to zrobiła. Tak naprawdę nie popełniła podczas tej wizyty żadnego błędu. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że gdyby nie ona, to na pewno nikt inny tego by tak dobrze nie zrobił.
Afera z udziałem doktora Gapika wstrząsnęła polską seksuologią. A jak swoje zachowanie tłumaczył doktor?
Najpierw, kiedy jeszcze nie wiedział, że dysponujemy kompletnym nagraniem tego, co robi w gabinecie, wprost zaprzeczał w materiale, w reportażu robi kilkanaście razy, w surówce kilkadziesiąt razy, zaprzeczał, że jakoby dotykał piersi pacjentek, czy w ogóle miejsc intymnych. Zaprzecza, że używa wulgaryzmów. No tak naprawdę zaprzecza wszystkiemu, mówiąc krótko. Natomiast później, kiedy już zorientował się, że został zdemaskowany, i to w całości, wtedy przyjął taką linię obrony, której zresztą trzymał się do końca i do dzisiaj chyba się jej trzyma, że była to jego autorska forma terapii, że pomógł w ten sposób wielu osobom. I że tak naprawdę jego jedyna wina polegała na tym, że nie zarejestrował tej formy terapii.
Za molestowanie Gapik został skazany na cztery lata więzienia. Podkreślał, że ma prawo do przeprowadzania terapii według swojego pomysłu i nie zamierza z tego rezygnować. Poprosił jednak o skreślenie go z listy członków w Polskim Towarzystwie Terapeutycznym. Nigdy nie wyraził skruchy ani nie przeprosił swoich pacjentek. Z tego powodu sąd nie zgodził się na jego przedterminowe zwolnienie.
A sprawa doktora Wiesława? Po badaniu Joanna czuła się skrzywdzona jego zachowaniem, a wspomnienie wizyty było dla niej traumatyczne. Nie wiedziała, czy takie metody pracy są dozwolone, czuła jednak, że doszło do nadużyć. Próbowała znaleźć informacje na ten temat.
Prosiłam jakiegoś takiego, już nie przypomnę sobie w tej chwili, jakiegoś pana seksuologa, który jakieś artykuły publikował. I jakoś trafiło do mnie co napisał, napisał właśnie o takiej właśnie empatii, o, jak to się nazywa? O takiej etyce zawodowej, o takich rzeczach i to mnie u niego pozytywnie nastawiło. I napisałam do niego maila. Po prostu znalazłam jego maila i spytałam go, czy istnieje w ogóle takie badanie? Czy coś takiego istnieje? Czy on mi może powiedzieć, czy coś takiego w ogóle się robi. I pamiętam, on mi odpisał dość szybko, że owszem istnieje coś takiego, jak zadanie z wibratorem. Natomiast absolutnie jest to niemożliwe, żeby to zrobić z zaskoczenia, bez zgody czy jakoś tak… no może istnieje, ale czy to na pewno tak.
W końcu na jednym z portali kobiecych Joanna zamieściła post, w którym opisała wizytę. Na koniec zapytała: „Czy ja jestem histeryczką, czy ten lekarz zrobił coś, czego robić nie wolno?”. Odnalazłam ten post w archiwum. Internautki odpowiadały Joannie, że ich zdaniem takie metody są niedopuszczalne, a ona sama powinna to zgłosić w sądzie. Swój post zamieściła też pewna psycholożka. Napisała, że żadne badania nie powinny być podejmowane z zaskoczenia czy bez zgody. I że Joanna ma prawo zgłosić złamanie kodeksu etycznego. Oraz bronić swoich praw pacjentki.
Dodała też, że wibrator nie jest standardowym narzędziem diagnostycznym i nie należy do regularnego wyposażenia żadnej placówki medycznej. Na koniec zaproponowała pomoc i obiecała, że skonsultuje tę sprawę z Polskim Towarzystwem Seksuologicznym. Pani psycholog powiedziała, że to było wykorzystanie na pewno.
Udało mi się porozmawiać z terapeutką, która wówczas pomagała Joannie. Chciała pozostać anonimowa. Nie zgodziła się na wykorzystanie nagrania nawet pod zmienionym głosem. Jest dziś biegłym sądowym w trudnych sprawach kryminalnych i bardzo dba o to, by jej dane nie pojawiały się w mediach. Pamiętała sprawę Joanny, choć nie śledziła, co się później wydarzyło. Podtrzymała jednak swoje stanowisko, że metody doktora były niedopuszczalnym przekroczeniem granic intymności pacjentki.
Joanna w jednym z postów podała specjalnego maila z prośbą o odzew. Podejrzewała, że pacjentek, które doświadczyły w gabinecie doktora podobnego badania, może być więcej. Prosiła, by w mailach podać tylko jego inicjały. Otrzymała dużo wiadomości.
Ja bym sama nie zgłosiła tego do Izby Lekarskiej, nie starczyłoby mi odwagi na to. Tylko dlatego, że byłyśmy we trzy, to tej odwagi nam wszystkim razem do kupy starczyło. To było to wsparcie, że każda z nas i żeśmy się na to zdecydowały.
Joanna i jeszcze dwie inne pokrzywdzone pacjentki złożyły przeciwko doktorowi Wiesławowi skargę do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w Okręgowym Sądzie Lekarskim. Jego kontrowersyjne praktyki nagłośnili dziennikarze Superwizjera TVN-u, potem dwa teksty na ten temat ukazały się na łamach tygodnika „Wprost”.
Co powiedziały dwie pozostałe pacjentki? Opis ich zeznań pochodzi z uzasadnienia wyroku Okręgowego Sądu Lekarskiego. Wynika z nich, że kolejna pacjentka, pani Agnieszka, została skierowana do gabinetu doktora przez tę samą terapeutkę, z którą konsultowała się Joanna. Agnieszka, podobnie jak Joanna, zmagała się z brakiem ochoty na współżycie. Dodatkowo odczuwała ból podczas stosunku. Doktor nie powiadomił jej, na czym konkretnie będzie polegało badanie. Posłuchaj jej zeznań, które czyta lektorka.
Uprzedził, że będzie ją dotykał, z tym że powiedział to dopiero, gdy była już na fotelu. Pokrzywdzona dokładnie nie pamięta, ale mówił, że będzie dotykał ją po ścinkach pochwy i by mówiła, że czuje ból, czy w ogóle coś czuje. Lekarz przystąpił do badania przedmiotowego, a ona odpowiadała, czy czuje, czy nie czuje. Pamięta, że w trakcie tego włożył palce do pochwy, a potem nagle dotknął ją wibratorem. Na pytanie, czy lekarz pytał o zgodę na badanie wibratorem, odpowiada, że nie.
Trzecia pacjentka, Małgorzata, zgłosiła się do poradni przy ulicy Dolnej wraz z partnerem. Odczuwała lęk i paraliż w trakcie zbliżeń seksualnych. Trafiła do seksuolożki, która powiedziała, że dopiero na piątej wizycie będą przeprowadzone badania, testy psychologiczne i seksuologiczne. Na badanie narządów płciowych skierowała ją do doktora Wiesława. Ten zapytał ją, czy chce poddać się badaniu ginekologicznemu. Zamknął drzwi na klucz. Pytał o zgodę na badanie, ale nie wyjaśnił, na czym będzie polegało. Nie pytał też, czy ktoś jeszcze ma być przy nim obecny. Lekarz dotykał ją i pytał, czy coś ją boli. Na stole leżał wibrator i żel Durex. Małgorzata zeznała, że do tego momentu badanie przebiegało tak, jak się spodziewała. Ale potem było już inaczej. Zapis zeznań pacjentki czyta dla ciebie lektorka:
Lekarz polecił jej ruszać biodrami do góry i do dołu, nadal badając ją manualnie. Zapytał, czy może użyć żelu, co ułatwi badanie, na co zgodziła się. W jakiś czas później lekarz użył wibratora i zaczął masować jej wargi sromowe, pytając przy tym o jej odczucia. Wówczas zapytała go, czemu ma służyć takie badanie ginekologiczne. Obwiniony odpowiedział, że nie jest to badanie ginekologiczne, tylko seksuologiczne. Kontynuował czynności, ona nadal miała poruszać biodrami, a on wkładał wibrator do pochwy. Powiedział też, żeby podniosła bluzkę do góry, bo on chce widzieć jej pępek. Polecił, żeby zamknęła oczy. Potem „zaczął coraz szybciej i w rytm jej bioder coraz mocniej tym wibratorem walić”.
W pewnym momencie powiedziała, że chce przerwać badanie, bo ma już dosyć. Doktor zapytał, dlaczego. I dodał, że jak się badanie przerwie, to trzeba je będzie dokończyć w innym terminie. Chwilę jeszcze kontynuował, aż Małgorzata powiedziała, że dłużej nie wytrzyma. Na zakończenie doktor Wiesław powiedział, żeby kupiła wibrator i to samo praktykowała w domu z chłopakiem. Potem dodał, że może też przyjść z partnerem do gabinetu i robić to samo przy nim.
Gdy czytałam zeznania pacjentek, byłam wstrząśnięta.
Doktor trafił przed sąd lekarski. Jak tłumaczył swoje zachowanie? Wyjaśnienia doktora czyta dla ciebie lektor:
Wibrator stosuję w swojej praktyce od co najmniej 25 lat w takich dysfunkcjach seksualnych jak pochwica, dyspareunia i zaburzenia popędu. Użycie wibratora w praktyce seksuologicznej jest to jedna z metod, metoda z wyboru, po raz pierwszy opisana przez Mastersa i Johnson w 1970 roku. Stosując ten instrument w leczeniu, bierze na jego użycie poinformowaną zgodę w formie pisemnej, postępuje tak od 2007 roku.
Ale jeśli chodzi o postawienie diagnozy z użyciem wibratora, to doktor przyznał, że o zgodę pisemną zaczął pytać dopiero po tym, jak pacjentki złożyły skargę. Wyjaśnił też, że opisał, na czym będzie polegało badanie, i uzyskał na nie zgodę ustną. Przyznał, że o użyciu wibratora powiedział pacjentkom dopiero wtedy, gdy były na fotelu. Drzwi od gabinetu zamykał na klucz, ponieważ pacjenci z oddziału dziennego po prostu wchodzili do pomieszczenia po leki. Jednak nie robił tego, gdy pacjentka wyraziła życzenie, by przy badaniu była obecna pielęgniarka. Wtedy ona pilnowała drzwi. Twierdził, że o możliwości asysty pielęgniarki informował każdą pacjentkę. I że w żaden sposób nie komentował wyglądu ani zachowania pacjentek.
Myśmy były pojedynczo przesłuchiwane i nikt nam nie powiedział, że mogłyśmy być obecne w trakcie przesłuchania doktora. To byłam zła, to się po prostu dopiero dowiedziałam, tego właśnie o konsultacji, że według prawa to myśmy mogły uczestniczyć i zadawać mu również pytania. A nikt nam tego nie powiedział. I w sumie nie wiemy, co ten doktor tam mówił.
Joanna wspomniała też o dwóch opiniach biegłych, przedstawionych przed sądem lekarskim. Wzajemnie się wykluczały. Jeden biegły uznał metody pracy doktora za dopuszczalne. Drugim był profesor Zbigniew Lew Starowicz, konsultant krajowy w dziedzinie seksuologii. Wskazał wyraźnie, że używanie wibratora podczas wizyty „tu i teraz” nie jest wskazane. Posłuchaj, co profesor Lew Starowicz mówi po latach:
Jednoznacznie stwierdziłem, że lekarz nie może stosować przy badaniu seksuologicznym żadnych stymulatorów, wibratorów i tym podobnych narzędzi. Lekarz tylko może zachęcić pacjentkę, żeby to sobie stosowała w domu. I jak ona będzie miała wizytę kontrolną, to powie, co czuła, co się działo i tak dalej. I wtedy lekarz może jej udzielić instrukcji. I tu w ogóle nie ma żadnej dyskusji. Lekarz nie może w gabinecie seksuologicznym stosować tego typu metod. Po prostu. I to było stanowisko opublikowane, ono jest dostępne wszystkim seksuologom, kandydatom na seksuologów to jest wykładane. I to już jest stanowisko jednoznaczne.
Profesora nie było na rozprawie, ale mówił, że potem uważnie przeczytał uzasadnienie wyroku sądu lekarskiego. Joanna:
Szkoda, że nie było pana Starowicza, ale on jakoś się wypowiedział tylko z daleka. Według mnie zajął i tak najlepsze stanowisko ze wszystkich, chociaż ostatecznie w tym całym ich towarzystwie to chyba nie było odważnego, który by jakoś postawił sprawę jasno, że to jest zachowanie nieprofesjonalne, niegodne, nieetyczne i tak dalej. Wszyscy nabrali wody w usta i udali, że się nic nie stało.
Okręgowy Sąd Lekarski potwierdził, że doktor wykonał badanie ginekologiczne i nazwał je seksuologicznym, a polegało ono na stymulacji narządów płciowych wibratorem i metodą manualną. Użycie wibratora uznał za dozwolone, ale warunkiem do jego zastosowania jest uzyskanie świadomej zgody pacjentki. Sąd uznał go winnym tego, że nie poinformował pacjentek o sposobie badania i nie uzyskał na nie zgody, czym naruszył ich intymność i godność. A także naraził je na długotrwały stres psychiczny. Otrzymał upomnienie.
Jeszcze powiem pani, że jak byłam w Izbie Lekarskiej, jak byłam przesłuchiwana przez panią rzecznik odpowiedzialności zawodowej, to ona również była zszokowana. Ona była ginekologiem zwykłym, pani ginekolog. I ona była strasznie zszokowana. Ona była bardzo po naszej stronie. Ona występowała jako, że tak powiem, prokurator w takiej funkcji potem w tym sądzie występowała, czyli takiego oskarżyciela. Ona też podważyła ten pierwszy wyrok, bo ten pierwszy wyrok był tą karą upomnienia. Rażąco niskim i że ona, nie dość, że myśmy się odwoływały, to ona też się odwołała, że ten wyrok jest za niski, że po prostu, że to jest po porostu niepojęte, żeby taką śmieszną karę za coś takiego.
Joanna złożyła odwołanie do Naczelnego Sądu Lekarskiego, które uznało karę Okręgowego za niedostateczną.
No i w sumie przecież też wyrok został podwyższony do nagany, że to nadal nie jest nic. Nagana to jest jeden stopień więcej niż upomnienie.
Naczelny Sąd Lekarski uznał, że upomnienie jest karą rażąco łagodną w stosunku do stawianych doktorowi zarzutów i ich skutków. A pacjentki, przygotowane jedynie na badanie ginekologiczne, mogły poczuć się molestowane seksualnie. W uzasadnieniu wyroku przeczytałam, że doktor czuł się winny wobec pacjentek i było mu przykro z ich powodu. Twierdził, że rutynowo postępował w ten sposób, że proponował badanie i zostawiał tydzień lub dwa tygodnie do namysłu, po czym dopiero wyznaczał termin. W przypadku trzech pokrzywdzonych, jak to określił, „w jakimś biegu odbyło się to badanie podczas pierwszej wizyty pacjentki”. I sądził, że głównie z tego powodu odebrały je jako coś traumatycznego.
Zastanawiałam się, kim jest doktor Wiesław. Czy faktycznie nie chciał skrzywdzić pacjentek i przez niefrasobliwość naraził je na traumatyczne doświadczenia? Zgubiła go rutyna? Czy rzeczywiście przytrafiło mu się to tylko w tych kilku przypadkach? Przed sądem lekarskim wystąpiły trzy kobiety, ale przecież na internetowy apel Joanny odpowiedziało kilkanaście. A może był świadom tego, że przekracza granice intymności pacjentek? Doktor praktykuje do dziś. Próbowałam dotrzeć do innych pacjentek, ale nie udało mi się ich odnaleźć. Wizytami u seksuologów mało kto się chwali. Ale w sieci jest sporo pozytywnych komentarzy. Na przykład taki. Jego treść czyta lektorka:
Z usług Pana doktora korzystałam ponad 10 lat temu. Postanowiłam napisać ten post po ostatnich doniesieniach o jego „niekonwencjonalnych” metodach leczenia i aferze, która wybuchła po zeznaniach kilku pacjentek. Do doktora trafiłam po długich poszukiwaniach lekarza w Polsce, który pomógłby mi poradzić sobie z pochwicą, metodą inną niż „rozmowy na kozetce”. Doktor przedstawił mi, na czym będzie polegała terapia, nie robił nic wbrew mojej woli i pomógł mi poradzić sobie z największym problemem mojego życia. Do tej pory zawdzięczam mu satysfakcjonujące życie seksualne. Materiał programowy TVN uważam za mało obiektywny i jednostronny. Nikt nie zaprosił do programu pacjentek, którym doktor pomógł.
Musisz wiedzieć, że doktor Wiesław nie jest anonimowym lekarzem seksuologiem. Wprost przeciwnie. To wybitny autorytet w swojej dziedzinie. Jest wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Przewodniczy zespołom biegłych sądowych w sprawach o przestępstwa na tle seksualnym. Był mazowieckim konsultantem w dziedzinie seksuologii. Kierował Poradnią Seksuologiczną i Patologii Współżycia w słynnym warszawskim Centrum Psychoterapii. Stał też na czele Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii na Uniwersytecie Warszawskim. Jest wykładowcą SWPS. Wykształcił wielu świetnych specjalistów. Seksuolodzy, których uczył podkreślają, że wiele mu zawdzięczają. Posłuchaj, jak wspomina go Michał Pozdał.
Pamiętam, jak byłem obecny przy właśnie badaniach mężczyzny posądzanego o pedofilię, który, z tego, co wiem, został skazany później i umiejętność w ogóle tego wywiadu przez doktora była fascynująca. Myśmy słuchali po prostu jak zahipnotyzowani. Ale do czego zmierzam, jedna z takich najważniejszych rzeczy, których mnie pan doktor nauczyło to był pierwszy przypadek, kiedy pracowałem z parą, w której kobieta miała objaw w postaci pochwicy, czyli zacisk mięśni wejścia do pochwy. A pan doktor nauczył mnie wtedy takiej behawioralnej pracy z pochwicą i z zastosowaniem dilatorów. To są takie rozszerzacze do pochwy, które pacjentka stosuje sama razem z mężem, kiedy są w domu. Na sesjach żeśmy tylko o tym rozmawiali i ja tłumaczyłem instrukcje, jak tego używać. Ale pamiętam, że krok po kroku, krok po kroku pan doktor przeprowadzał mnie przez tę terapię. Mówił mi dokładnie, co mam robić. Mówił mi nawet, co mam powiedzieć czasami. Mówił mi: „Michał, weź tam poleć, żeby ona sobie posprzątała sobie mieszkanie, bo ona się uspokaja, jak sprząta” i tak dalej. To była terapia, która trwała jakieś kilkanaście miesięcy. Oczywiście zakończyła się sukcesem, do tego stopnia, że dzisiaj to małżeństwo ma dwójkę sprawnych dzieci i uprawia seks. Tak, ja się nauczyłem bardzo wiele.
Jak to możliwe, by tak wybitny lekarz mógł popełnić takie błędy? Wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała spotkać się z doktorem i zadać mu te wszystkie pytania oficjalnie, skonfrontować zarzuty i historie, które słyszałam od moich informatorów. Ale byłam na początku śledztwa i wiedziałam, że jest jeszcze za wcześnie na taką rozmowę. Wciąż pojawiały się nowe wątki, odzywali się kolejni bohaterowie. Uznałam, że zanim zwrócę się do doktora z prośbą o wywiad, muszę mieć większą wiedzę na temat jego metod i potencjalnych uchybień.
Jednocześnie byłam ciekawa, czy doktor nadal przeprowadza kontrowersyjne badanie seksuologiczne z użyciem wibratora. Postanowiłam więc zapisać się do niego na terapię, jako zwykła pacjentka. Chciałam przekonać się, jak dzisiaj zachowuje się w gabinecie. Czy pyta o zgodę na każdym etapie terapii seksuologicznej? Zadzwoniłam do doktora Wiesława:
W jednym zdaniu, jaki jest problem? – No, w skrócie to brak chęci na życie seksualne i satysfakcji z tego życia seksualnego. – W jakim pani jest wieku? – 36 lat. – To młoda osoba…
Doktor postawił hipotezę, że mój problem na liście chorób ma numer F52.0. Czyli „brak ochoty na seks”. Doktor poprosił o skierowanie od lekarza rodzinnego. I jeszcze o jedną rzecz:
No tak, ale jak ja będę chciał zobaczyć panią na fotelu, to pod kątem seksuologicznym nie ginekologicznym, bo rozumiem, że u ginekologa swojego pani jest i nie wprowadził żadnych leków… Jakieś poważniejsze choroby somatyczne, nie choruje pani? – Nie. – Nie bierze pani leków na stałe? – Nie, nie biorę. Ani też antykoncepcyjnych nie biorę. Jeszcze takie pytanie, to badanie pod kątem seksuologicznym ono różni się rozumiem od takiego zwykłego? – No tak, różni się, ale nie przesądzajmy. Ja tylko zakładam, bo nawet pani nie widzę, trudno w tej chwili. Także spokojnie, no. Ale nie jest to sensu stricte badanie ginekologiczne, gdzie sprawdzamy, że nie ma nadżerki czy czegoś innego. – Rozumiem. – Czy guzów, tylko to jest pod kątem seksuologicznym. Proszę pani… – Ale przygotować się muszę tak jak do ginekologicznego? – Dokładnie tak, po prostu.
Potrzebowałam już tylko skierowania. Ale zanim dotarłam do gabinetu doktora Wiesława, spotkałam Oskara, jednego z jego byłych pacjentów.
Chyba nic mi się nie zatrze w związku z tymi wydarzeniami. Ja do niego poszedłem z mamą. I najpierw weszliśmy we dwójkę do gabinetu i był bardzo grzeczny. Tam bardzo oględnie coś tam mamie tłumaczył, na czym to, bardzo oględnie. Po czym ta rozmowa trwała 10, może 15 minut. Po czym ją wyprosił i zostałem z nim sam na sam. A on do mnie powiedział, patrząc mi prosto w twarz: „Moim zdaniem ty nie jesteś transem, tylko po prostu jesteś zakompleksioną, zagubioną, brzydką, grubą lesbijką, która stwierdziła, że łatwiej jej będzie jako facetowi niż jako nieatrakcyjnej kobiecie”. – Jak na to zhareagowałeś? – Wcięło mnie, ja miałem 15 lat, ja byłem dzieckiem. Ja po prostu, nie wiem, po prostu siedziałem i się gapiłem na niego.
O tym, z czym Oskar przyszedł do gabinetu, o jego przejmującej historii i o innej, równie kontrowersyjnej terapii prowadzonej przez doktora Wiesława, opowiem ci w drugim odcinku Śledztwa Pisma. Za tydzień.
Śledztwo Pisma to reporterska historia opowiadana tydzień po tygodniu. Trzeci sezon Śledztwa Pisma jest dostępny tylko dla prenumeratorów i subskrybentów miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” oraz subskrybentów Audioteka Klub.
Wykup prenumeratę lub dostęp online do „Pisma” i korzystaj ze wszystkich treści, w tym ponad pół tysiąca reportaży i materiałów audio. To 300 godzin do słuchania.
Śledztwo Pisma, pierwszy polski reporterski serial podcastowy, wyprodukowała Fundacja Pismo, wydawca miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii”. Partnerem strategicznym trzeciego sezonu Śledztwa Pisma jest Audioteka.
Trzeci sezon prowadzi Iga Dzieciuchowicz. Producentami są Piotr Nesterowicz i Barbara Sowa. Koordynacja projektu: Mateusz Roesler. Weryfikacja faktów: Marcin Czajkowski. Grafika: Dorota Piechocińska. Nagrania rozmówców wstępnie opracował Stanisław Dec. Muzyka: Wojtek Wierzba oraz zasoby biblioteki AudioNetwork. Lektorzy: Agata Turkot i Miłogost Reczek. Realizacja dźwięku: Maciej Zych i Wojciech Pątkiewicz. Nagrań dokonano w studiu Osorno.