Fotoreportaż
Ostatnie dni gruzińskich nomadów
Adżarska Republika Autonomiczna, zwana popularnie Adżarią, jest jednym z najbardziej wyróżniających się regionów Gruzji. Poza jej stolicą, Batumi – będącą nadmorskim kurortem i ważnym portem – do dziś życie toczy się tu w rytmie wyznaczonym przez tradycję. Izolacja tutejszych mieszkańców jest problemem starym jak świat, ale kilka ostatnich dekad było szczególnie trudnych. Ciężka sytuacja społeczno-gospodarcza kraju zdusiła rozwój regionu i jego integrację z resztą Gruzji. Przez lata mieszkańcy górzystej Adżarii nie mogli zdobyć pełnego wykształcenia, nie mieli dostępu do właściwej opieki zdrowotnej ani innych usług publicznych. Wsie często doświadczały niedoborów prądu, a podczas surowych zim zwykle były odcięte od świata. Wiele z nich opuszczono. Ich mieszkańcy stali się migrantami ekonomicznymi, zmuszonymi do przeniesienia się do innych regionów Gruzji lub za granicę, głównie do Turcji.
Młody pasterz na letnim pastwisku.
Zachód regionu zajmuje dystrykt Chulo, w którym znajduje się usiana osiemnastoma wsiami dolina Gordżomi. Są one najwyżej położonymi ludzkimi osiedlami w całej Adżarii. Ze względu na małą populację [najludniejsza miejscowość, stolica dystryktu, również nazywająca się Chulo, według przeprowadzonego dziesięć lat temu spisu powszechnego liczy 1007 mieszkańców – przyp. red.] w wielu z nich działają tylko szkoły podstawowe. Nauka w liceum wiąże się z podróżami, a te z uwagi na fatalny stan dróg nie należą do łatwych.
W każdej większej wsi stoi meczet, bo prawie wszyscy mieszkańcy doliny Gordżomi to muzułmanie. Parają się głównie hodowlą bydła. Ze względu na brak pastwisk latem prowadzą swoje stada w góry i pozostają tam do późnej jesieni. Ten półkoczowniczy tryb życia wymusza na nich kilka przeprowadzek w ciągu roku. Mężczyźni coraz częściej jeżdżą jednak na prace sezonowe do Turcji po dodatkowy zarobek.
Przez trudne warunki życia Adżaria powoli pustoszeje, a tradycje i wyróżniający się styl życia odchodzą w zapomnienie.