Fotoreportaż
Ostatnia nadzieja Syryjczyków
Im dalej od Stambułu, tym puściej. Im bliżej granicy Unii Europejskiej, tym puściej. We wsiach, przy lepkich stolikach w kawiarniach starzy Turcy piją herbatę. Między papierosami dyskutują o polityce. – Nie ma gorszego losu niż bycie Syryjczykiem w Turcji – mówi mi jeden niedaleko granicy z Grecją.
Miejsce, którego nazwy nie wymienię, bo obiecałam to sołtysowi Ibrahimowi, skupia problemy szlaku migracyjnego jak w soczewce, nie tylko turecko-greckiego, ale każdego, który prowadzi do Unii: w tymczasowym obozowisku na terenie starej, opuszczonej szkoły, kilkaset metrów od kawiarni, chowa się przed deszczem 351 osób. To głównie Syryjczycy, ale jest też jedna rodzina palestyńska i trzy Jemenki. W kawiarni uchodźcy mogą podładować telefony, ale już w sklepiku obok kupują buty za trzykrotnie podniesioną poprzedniego dnia cenę. Ktoś we wsi pozwoli im wziąć wodę ze studni, inny splunie przez ramię, popatrzy spode łba i zabroni swoim dzieciom wychodzić z domu.