Co roku badamy swoje nastroje przedświąteczne. Czasem lubimy święta, czasem mniej, czujemy większą lub mniejszą presję związaną ze sprzątaniem, zakupami, wizytą u teściów, pójściem do kościoła. Z jednej strony chcielibyśmy, że wyglądały trochę tak jak w skandynawskiej komedii świątecznej, z drugiej – żeby nikt od nas nic nie chciał. Dla wielu z nas święta oznaczają konieczność spotkań w gronie rodzinnym, na co zupełnie nie mamy ochoty albo nie czujemy potrzeby. Nie chcemy wchodzić w utarte domowe schematy, w za ciasne role, w te same świąteczne rytuały, które kojarzą się ze stresem, napięciem, dyskomfortem. To też dla wielu z nas moment, kiedy powracają trudne wspomnienia z dzieciństwa. Co zrobić z tym trzydniowym emocjonalnym bagażem? Pytam o to psychoterapeutkę i psycholożkę, Joannę Flis.
Katarzyna Kazimierowska: Jak pani pacjenci reagują na zbliżające się święta?
Joanna Flis: Często alergicznie. Przynajmniej duża ich część. Słyszę, że czują się przymuszeni koniecznością pojawienia się na rodzinnych uroczystościach.
Dziwi to panią?
Raczej zastanawia, dlaczego właśnie święta są okolicznością, podczas której ludzie chcą dokonywać spektakularnych zmian w relacjach.
To zły moment?
Jest wiele różnych innych przestrzeni, w których zdecydowanie łatwiej byłoby próbować na przykład ustawić hierarchię w rodzinie na nowo, asertywnie się zachować albo wypracować nowe zasady postępowania w systemie rodzinnym. Robienie tego w święta wydaje mi się dość karkołomne.