Wersja audio
Nie jest łatwo znaleźć odpowiednie miejsce do życia, jeśli jest się kobietą tak zajętą jak ja. Na poszukiwania, które prowadzę od dwóch lat, mam tylko środy od dziewiątej do dwunastej trzydzieści. Trzy i pół godziny to mnóstwo czasu, jeśli umie się go właściwie zorganizować, a ja jestem w tym dobra. Od kiedy urodził się mój syn, codziennie wstaję o piątej i nie zdarza mi się zaspać.
Dziś zrobiłam tak samo, nakarmiłam Karolka, przewinęłam i umyłam, posprzątałam mieszkanie, ugotowałam i zmiksowałam zupkę na obiad, usmażyłam naleśniki. Za dziesięć dziewiąta byłam już gotowa, oczekując dźwięku domofonu, który rozległ się z pięciominutowym opóźnieniem, choć liczyłam na kilka dodatkowych minut. Zawsze miałam taką nadzieję, choć Sylwia nigdy dotąd nie przyszła wcześniej. Minęłam się z nią w drzwiach i zdążyłam tylko rzucić przez ramię, że usmażyłam naleśniki, niech zje sobie na drugie śniadanie. Śmierdziała papierosami, pewnie znów zapaliła w bramie, zanim do nas przyszła. Nie pozwalam jej palić w domu, dym szkodzi Karolkowi, ale wiem, że i tak to robi. Pobiegłam na przystanek autobusowy, gdzie kłębił się tłum pasażerów. Akurat dziś miałam samochód w warsztacie.
Na dworcu centralnym musiałam złapać kolejkę podmiejską, by dojechać do Podkowy Leśnej, małej miejscowości położonej wśród lasów, gdzie był dom na sprzedaż, który mnie zainteresował. Przedtem zaplanowałam jeszcze szybkie zakupy w Złotych Tarasach. Chodzenie po sklepach to strata czasu, więc wcześniej obejrzałam ubrania w internecie i dlatego w realu wszystko zajęło mi tylko dwadzieścia minut. Jeśli chodzi o ciuchy, zawsze wiem, czego chcę. Beżowy wełniany płaszcz, proste czarne spodnie, kaszmirowy sweter w kolorze wina i jedwabna apaszka, rzeczy idealne na jesień dla kobiety spędzającej większość czasu w pracy wymagającej eleganckiego, profesjonalnego wyglądu bez udziwnień. Przebrałam się w toalecie w podziemiach dworca. To była ostatnia ze staroświeckich toalet z babcią klozetową, której płaciło się trzy złote, a nie cztery jak w tych nowoczesnych z automatyczną bramką. Wyszłam stamtąd jako zupełnie inna osoba.
W kolejce sunącej przez podwarszawskie pejzaże jeszcze raz przeglądałam w telefonie materiały z agencji nieruchomości. Na zdjęciach dom wydawał się idealny, ale starałam się powściągnąć entuzjazm. Nie po raz pierwszy może się okazać, że rzeczywistość nie pasuje do opisu. Jestem bardzo wymagającą klientką i uparłam się, że znajdę idealne miejsce. Mam czterdzieści siedem lat i nie chcę marnować czasu na kolejne przeprowadzki, tylko w końcu gdzieś osiąść z moją rodziną. Obecne lokum jest tymczasowe, na pewno nie zamierzam zostać w nim na zawsze. Dom, na oględziny którego umówiłam się z agentem, posadowiony był przy małej uliczce o pięknej nazwie: Modrzewiowa. Zbudowany przed wojną i odremontowany dwa lata temu, składał się z kuchni, jadalni, salonu, pokoju gościnnego i dużego gabinetu na dole. Idealnie! Gabinet z oknem na ogród. Na górze były cztery sypialnie. Do tego …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Opowiadanie ukazało się w czerwcowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn opinii” (6/2021).