
Rysunek Anna Głąbicka
Nie rozumiem tej dzisiejszej mody na minimalizm. Sam jestem bardzo sentymentalny, można powiedzieć, że wręcz tkwię w przeszłości. I nie chodzi tu tylko o wspomnienia – gdy szukam inspiracji lub potrzebuję ukojenia, chcę móc sięgnąć po coś, co kiedyś było dla mnie ważne. Przez lata obrosłem więc w najróżniejsze przedmioty. Musiałem ponownie skompletować wszystkie wydania magazynu „Relax”, wszystkie Tytusy, Romki i A’Tomki oraz uwielbiane przeze mnie w dzieciństwie radzieckie bajki, które przepadły w trakcie jednej z licznych przeprowadzek. By zachować poczucie ciągłości, kupiłem nawet mieszkanie w bloku, w którym dorastałem. Bliscy mówią, że ta moja fiksacja na punkcie przeszłości to nic innego jak nieustanne kręcenie się w kółko. Dla mnie to raczej odtwarzanie fundamentów, z których mogę dziś czerpać, tworząc coś nowego.
Moje dzieciństwo przypadło na lata głębokiej komuny. Finansowo było naprawdę kiepsko. Mieszkaliśmy z mamą we dwójkę w niewielkim mieszkaniu na Pradze (mój ojciec zabrał wszystko, gdy nas zostawił). Ten świat wielu osobom mógłby wydawać się szary, w mojej głowie miał jednak pełno kolorów. Duża w tym zasługa książek. Mama, wychodząc z jednej pracy, od razu pędziła do drugiej, dlatego większość czasu spędzałem w samotności na czytaniu i oglądaniu telewizji.
Pierwszą książką, którą przeczytałem w całości zupełnie sam, była Ania z Zielonego Wzgórza. Wtedy jeszcze bardzo dukałem, ale przygody Ani Shirley tak mnie zafascynowały, że mimo trudności nie byłem w stanie oderwać się od lektury. Lucy Maud Montgomery stworzyła historię, w której istotne są nie tylko wiara w siebie i własne możliwości, lecz także relacje z innymi, bycie częścią wspólnoty. To ważna lekcja, potrzebna szczególnie teraz, gdy dzieciaki muszą już od najmłodszych lat mierzyć się z hejtem w internecie, w dodatku często czują się osamotnione i nie wiedzą, do kogo zwrócić się o pomoc.
O tym, jak ważna jest sieć wsparcia, opowiadam również w swoich książkach dla młodych czytelników. Do pewnego momentu tworzyłem bohaterów, którzy nie mieli rodzin albo wywodzili się z rozbitych domów. W końcu sam z takiego pochodzę, może dlatego łatwiej mi było utożsamić się z podobnymi postaciami. Zmieniło się to dopiero wtedy, gdy zacząłem pisać Dom Rodomiłów – centralnym punktem tej serii są losy Hanki i jej rodziny. Jednak nie zawsze musi to być rodzina w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, chodzi mi raczej o ludzi, którzy choć reprezentują różne poglądy, darzą się szacunkiem i troszczą o siebie nawzajem.
Zależało mi też na tym – a nigdy wcześniej nie poruszałem tego tematu w powieściach dla dzieci – aby jeden z moich bohaterów był osobą homoseksualną. Dionizy jest chłopcem, któremu doskwiera samotność. Ma jednak wokół siebie bliskich, którzy mu kibicują i życzą, żeby w końcu znalazł wymarzonego partnera. I w najnowszym tomie zatytułowanym Czarnóżka pojawia się potencjalny kandydat do tej roli. Jeśli chcemy, aby sytuacja osób LGBT+ się zmieniła, potrzebujemy więcej takich historii.
Podejmowanie ważnych tematów w książkach to jedno. Równie istotne jest dla mnie, by ich lektura była po prostu przyjemnością. W dzieciństwie kochałem horrory i choć potwornie się ich bałem, wcale nie zniechęcało mnie to do oglądania kolejnych. To uwielbienie makabry ma swoje odzwierciedlenie chociażby we wspomnianej już serii. Moi młodzi czytelnicy kupują ten podszyty humorem klimat grozy. Podczas spotkań autorskich pytam dzieciaki, jak nazwałyby kolejne potwory, które mogłyby stanąć na drodze Rodomiłom. Muszę przyznać, że czasem bezczelnie korzystam z ich pomysłów. A co najważniejsze, opisując kolejne losy rodziny, sam świetnie się bawię. Mam wrażenie, że dzieje się tak dlatego, że w pewnym sensie sam nigdy nie dorosłem.
Przeczytaj też: Nastolatki czytają! Tylko co?
Podobno, gdy człowiek kończy 8–9 lat, w jego głowie następuje reset systemu: zapominamy wiele z tego, co przeżyliśmy we wczesnym dzieciństwie, by móc pomieścić wiedzę przydatną w dorosłym życiu. Jednak u mnie to chyba nigdy nie nastąpiło. Mam problem z przypomnieniem sobie tego, co robiłem jako 30-latek, za to doskonale pamiętam kolor mojej pierwszej piżamy. Może dlatego tak łatwo jest mi oddać punkt widzenia młodych ludzi. Bo choć rzeczywistość wokół ciągle się zmienia, dziecięce emocje związane z poznawaniem świata pozostają takie same. A gdy dotyka mnie twórcza blokada, przydatna okazuje się właśnie moja apteczka wypchana po brzegi artefaktami z przeszłości..
Rozmawiał Mateusz Roesler
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.
Partnerem tekstu jest Fundacja Artystyczna Podróż Hestii, organizator konkursu Literacka Podróż Hestii na najlepszą polską książkę fiction dla młodych czytelników i czytelniczek.