Wersja audio
Strasznie mi.
Wreszcie jestem w domu.
Dostałam w spadku
swój strach –
rodzinną relikwię,
drogi kamień,
przekazywany
z pokolenia na pokolenie.
Nasz okrągły rodowy głaz,
kiedyś skradziony
z pańskiego pola.
Kamień nie ma ust,
nie może nic krzyknąć
ani powiedzieć.
Jest bezmyślny,
zawsze w zarodku,
wszystko, co potrafi –
to powoli i nieustannie
rosnąć.
Karmimy kamień po kolei
przez długą pępowinę rodu:
prababcie i pradziadkowie,
dziadkowie i babcie,
matki z ojcami,
a oto i ja dorosłam –
teraz moja kolej.
Zasady opiekowania się są proste:
– najpierw nosisz
kamień na sercu,
on pije twoją krew i
ssie życiowe soki.
Kamień oduczy cię oddychania
pełną piersią;
– potem pozwól kamieniowi
wspiąć się wyżej,
zręcznie utknąć w gardle
i cedzić twoje słowa.
Kamień oduczy cię
mówienia tego, co chcesz;
– i oto strach się wydobywa,
owija kamienną pępowiną
wokół szyi, wiesza się na piersiach,
twoja wieczna przeciwwaga.
– Ach, jakie piękne ! Ma to pani od babci ?
– Tak.
– Niech pani tego dobrze pilnuje.
– Oczywiście.
przełożył Bohdan Zadura
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.
Wiersz pierwotnie ukazał się błędnie w niekompletnej wersji we wrześniowym wydaniu magazynu (09/2024). W wersji online publikujemy całość wiersza.