W 2017 roku epidemia cholery wstrząsnęła prowincjami Kiwu Południowe i Kiwu Północne, na wschodzie Demokratycznej Republiki Konga (DRK).
To choroba błyskawicznie atakująca przewód pokarmowy. Można się nią zarazić, pijąc skażoną bakteriami wodę lub przez pożywienie. Dawno wyeliminowana z krajów wysoko rozwiniętych, dziś występuje głównie tam, gdzie na co dzień wciąż brakuje dostępu do pitnej wody. A takich miejsc jest na świecie wciąż wiele.
Przeciętny mieszkaniec USA zużywa dziennie około 340 litrów wody. Natomiast w regionie Kiwu przeciętna rodzina czerpie wodę z okolicznych źródeł (w większości wybudowanych ze środków pomocy rozwojowej) lub po prostu z jeziora czy rzeki. Trzy- lub pięciolitrowe baniaki muszą wystarczyć na pranie, gotowanie i toaletę dla całej rodziny. Za transport wody do domu odpowiedzialne są przede wszystkim dzieci i kobiety.
Przed 2017 rokiem w regionie działało wiele punktów uzdatniania wody. Duża część finansowana była z pieniędzy amerykańskiej pomocy rozwojowej (USAID). Po dojściu Donalda Trumpa do władzy z dnia na dzień drastycznie zmniejszono budżety pomocowe i wiele osób w regionie straciło dostęp do bezpiecznych studni. Zaledwie parę miesięcy po wyborach w USA w regionie wybuchła epidemia cholery.
Na zdjęciu: Mieszkańcy przedmieść Bukavu, stolicy Kiwu Południowego, czerpią wodę z jedynej bezpiecznej studni w okolicy (kwiecień 2017, Bukavu, DRK)
90 l – dzienne zużycie wody na mieszkańca Polski.
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.