»Pobierz okładkę majowego wydania „Pisma”«
Maj sprzyja spacerom, ruchowi, aktywności. Z ostatnich badań naukowych wynika, że już jedenaście minut aktywności fizycznej dziennie wystarczy, żeby utrzymać ciało w przyzwoitej kondycji. Do niedawna przyjętym minimum było dziesięć tysięcy kroków, potem pięć tysięcy, teraz jedenaście minut. Wymagania wobec naszych ciał spadają, co niepokoi, gdy spojrzymy choćby na statystyki pokazujące, jak rośnie odsetek osób (w tym dzieci i młodzieży) borykających się otyłością i związanymi z nią chorobami.
Z drugiej strony z mistrzostw na mistrzostwa rosną wymagania stawiane sportowcom. Wciąż można szybciej, wyżej i dalej. Presja jest tym większa, że dziś nie patrzmy na nich jak na anonimowych amatorów przekraczających nasze zrozumienie wysiłku, ale jak na celebrytów, narodowych superbohaterów, bogów. Sport coraz częściej doprowadzany jest do granic ludzkich możliwości, coraz czulsze testy wykrywają doping u najlepszych, a jednocześnie my – żądna igrzysk gawiedź – od naszych bohaterów oczekujemy przecież coraz lepszych osiągnięć. Nie tyle czerpiemy z nich przykład, ile obstawiamy wyniki u bukmachera, ale też kibicujemy z zaangażowaniem, jakby od tego zależało nasze życie: „Cała nadzieja w Lewandowskim, jak on mógł nie strzelić tego karnego!”, „Czy nasze siatkarki znowu będą najlepsze?”, „Mój teść o mało zawału nie dostał, jak Iga przegrała”. Gdy słyszę falę okrzyków albo jęk zawodu, które niosą się po moim osiedlu, wiem, że chodzi o mecz Legii, a nie o ważne decyzje polityczne.
Dlatego w majowym numerze „Pisma” przyglądamy się sportowi – z perspektywy trybun i telewizora. Pytamy, czy sport to zdrowie, oglądając żużel w tekście „Coś więcej niż odpad koksowniczy”, gdzie zwykle każde zawody kończą się poważną kontuzją któregoś z zawodników. Sprawdzamy, czy sport może zbudować tożsamość narodową, jak sugeruje esej „Sztuka kiwek, zwodów, zmyłek” poświęcony kłopotom gospodarczym i politycznym (a także tożsamościowym) Argentyny, na które najlepszym remedium jest Messi. Wreszcie, śledząc światowe i krajowe trendy, zastanawiamy się, czy „E-sport. Wirtualny, ale prawdziwy” to w ogóle sport i jakim cudem może przynosić zawodnikom większe zarobki niż ten tradycyjny.
Od siebie polecam gorąco świetny esej Zuzanny Kowalczyk o tym, czy nasze życie nabiera większego sensu, gdy wszystko możemy dokładnie zmierzyć i policzyć, oraz opowiadanie Ani Bas, która zadebiutowała niedawno powieścią „Odd hours” nie w Polsce, a na Wyspach Brytyjskich. Życzę dobrej, majowej lektury.
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.