Mola opowiada o policji, która ruszyła na pikietę solidarnościową pod komendą 9 grudnia punktualnie o 22:00. Mówi, że nie stawiała oporu przy zatrzymaniu. Mimo to jeden z policjantów chwycił jej bandanę, przyduszając ją, a inny szarpnął ją za rękę, wykręcając i w efekcie łamiąc ją w kilku miejscach. Diagnoza: złamanie spiralne z odłamem pośrednim trzonu kości ramiennej lewej, kwalifikujące się do leczenia operacyjnego.
W radiowozie zabrano jej telefon i odmówiono pomocy. Z okna samochodu patrzyła na medyków zabezpieczających protest. W trakcie zatrzymania, w ciągu 45 minut przez radiowóz przewinęło się kilkunastu funkcjonariuszy. Jedna z policjantek, która oświadczyła, że jest ratowniczką medyczną, miała złapać Molę za nadgarstek i po tym ocenić, że nic jej nie jest.
Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji, przedstawiał w mediach inny przebieg wydarzeń, nie odnosił się jednak do rzekomego zachowania funkcjonariuszy wobec poszkodowanej.
Podstawą zatrzymania Moli miało być zakłócanie ciszy nocnej. Cisza nocna jest pojęciem zwyczajowym, nieobowiązującym w polskim prawie.
64 – do tylu dni, ze 144, skrócono program zawodowego szkolenia policjantów w czasie epidemii.
tekst Paweł Starzec
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.