Wersja audio
Jeśli chcemy znaleźć w Polsce przewodnika po świecie NFT, mamy do wyboru dwie influencerki: Martirenti i Dodę. Pierwsza sprzedała w sieci za prawie milion złotych (a dokładniej za 1940,61 etherów, czyli kryptowalutę) swoją „wirtualną miłość”, druga sprzedaje online dane ze skanu 3D swojego ciała, podzielone na 406 porcji, po jakiś tysiąc złotych za każdą część. Obie transakcje umożliwiła technologia NFT ( non-fungible token – niewymienialny token), czyli rozwiązanie pozwalające stworzyć unikatowy cyfrowy byt dzięki wystawieniu niemożliwego do podrobienia czy zhakowania certyfikatu autentyczności.
Nie jest prostym zadaniem wytłumaczyć, co dokładnie i w jaki sposób sprzedano. Z pewnością dużo łatwiej jest to wyśmiać lub skomentować w sposób bliski dużej części polskich mediów, od niszowych serwisów technologicznych, przez portale plotkarskie, po „Rzeczpospolitą”, która transakcję Dody nazwała „szaleństwem”. W końcu przyzwyczailiśmy się do tego, że obrazki, filmiki i wszelkie inne pliki w sieci są nic niewarte, bo z łatwością można je kopiować w nieograniczonej ilości. Ten stan rzeczy zmienia jednak NFT, które przeobraża cyfrowe byty – takie jak wirtualne dzieła sztuki, wirtualna ziemia w grze Minecraft, memy ze smutną żabą Pepe czy okładka tygodnika „The Economist” – w niepowtarzalne przedmioty o wartości nawet milionów dolarów.
Szybko przyjdzie nam więc pożegnać się z influencerkami, bo w tej historii ich ciała i emocje są wbrew pozorom najmniej ciekawe. Obiecuję również, że takie słowa jak „szaleństwo”, chętnie używane do opisywania nie do końca zrozumiałych zmian technologicznych, już się nie pojawią. Mimo że świat NFT jest zdecydowanie dziwny i szalony. Jak zauważył francuski filozof technologii Bruno Latour w zbiorze Technology and Social Change ( Technologia i zmiana społeczna ) pod redakcją Briana Elliotta, skupiając się na ludziach i ich emocjach, często nie uświadamiamy sobie oddziaływania skomplikowanych systemów technologicznych na nasze społeczeństwo. Myśląc o tym, by zadzwonić do żony z życzeniami, przeważnie ignoruję system rozwiązań, który mi to umożliwia. A gdy się uważnie przyjrzeć systemom, na których polegamy w najbardziej przyziemnych czynnościach, łatwo zauważyć, jak bardzo są dziwne, a nawet niezrozumiałe i obce. Z Martirenti i Dodą oraz ich NFT jest dokładnie tak samo. Dyskutujemy o wirtualnych ciałach, emocjonujemy się bajońskimi sumami sprzedaży wirtualnych uczuć, ale te działania to tylko symptomy pewnej większej systemowej zmiany. Są niczym pierwsze e-maile docierające do Polski na początku lat 90., pierwsze pączki nowych systemów, w których coraz bliżej splatamy się z technologią. Nieco istotniejsza jest oparta na NFT bańka spekulacyjna i powiązane z nią kryptowaluty, ale nawet pieniądze nie są tu …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w styczniowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (1/2022).