Wersja audio
Rok temu, podczas lektury kolejnego numeru tygodnika „The New Yorker”, którego prenumeratę dostałem w prezencie świątecznym, pomyślałem, że bardzo chciałbym, by podobne czasopismo ukazywało się w Polsce. Nie takie samo – koncepcja czytania „Warszawiaka” nie do końca do mnie przemawiała – ale inspirowane amerykańskim wzorem.
Cóż szczególnego jest w tym magazynie wydawanym na cienkim, błyszczącym papierze, w makiecie graficznej dla wielu wręcz nudnej, z niezbyt zabawnymi żartami i ilustracjami na okładkach, które mają niewiele wspólnego z tym, co kryje się w środku? Publikującym wiersze oraz portret niemieckiego drukarza albumów fotograficznych, a równocześnie długi na sto dziesięć tysięcy znaków (rozmiar niedużej książki) reportaż wojenny z Mosulu czy artykuł śledczy odsłaniający kulisy rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory? Co, skoro nie bezpośrednią kopię chciałbym czytać po polsku? I co w przepisie „Pisma. Magazynu opinii” byłoby najistotniejsze: właściwa mieszanka reportaży, opowiadań, esejów, poezji, ilustracji, fotografii i obrazkowych historii czy też coś innego, o wiele ważniejszego?
W rozmowie, którą publikujemy w pierwszym numerze „Pisma”, Halina Bortnowska jasno wykłada wszystko, co przed rokiem kotłowało mi się w głowie. Mówi, że słabością współczesnego dziennikarstwa jest doraźność, brak kontynuacji, powrotu do opowiadanych historii, jakby nie miały ciągu dalszego ani znaczenia. Chciałbym więc, by „Pismo” publikowało długie i wnikliwe teksty. Ale równocześnie nie było rozwlekłe, bo cytując wieloletnią redaktorkę „Znaku”, chodzi o „zadbanie o taki odbiór świata, który jest zdecydowanie ostro wycięty. Jak kryształ, wycyzelowany, nierozmieniony na drobne, nierozmemłany ani rozmyty”.
Chciałbym, by „Pismo” było miesięcznikiem apolitycznym. Gdy opowiadam komuś o tematach, które będziemy w nim poruszać, politykę wymieniam na końcu, po społeczeństwie, kulturze, gospodarce, technologii i nauce. I naiwnie może deklaruję, że będzie niepartyjne. Co wcale nie oznacza, że pozbawione opinii. Ale jak celnie zauważa Halina Bortnowska, poglądy nie zwalniają z rzetelności wykonywanego rzemiosła. Szczególnie teraz, gdy światopoglądowe zaangażowanie łatwo wykrzywia nasz obiektywizm, a „alternatywne prawdy”, „fake newsy” i inne eufemizmy dla słowa „kłamstwo” osaczają. Dlatego w „Piśmie” przykładamy dużą wagę do rzetelności i weryfikacji faktów, które się pojawiają na naszych łamach.
Chciałbym, by „Pismo” poruszało czytelników, uwrażliwiało na najważniejsze zjawiska współczesności i inspirowało do myślenia o przyszłości. By zachęcało do refleksji i dyskusji o rzeczach ważnych. Ale równocześnie byśmy my – tworzący „Pismo” – zachowali dystans do samych siebie, aby, jak podkreśla nasza rozmówczyni, nie popaść w pułapkę pychy, o którą nietrudno, kiedy się coś rozpoczyna: „ja wiem, jak to zrobić najlepiej, inni byli w błędzie”. I uniknąć pokusy przytłaczania czytelników ciężarem własnych poglądów.
Aby takie czasopismo mogło powstać i miało szansę trwać, powinno być niezależne od presji wyników finansowych i oczekiwań zwrotu dla udziałowców, i od prób wpływu na redakcję oraz treści, które publikuje.
Dlatego wydawcą „Pisma” jest fundacja, a cały projekt prowadzimy dla dobra publicznego. Byśmy mogli, podążając za porównaniem Haliny Bortnowskiej, gotować własną zupę: „nikt mi nie będzie dyktował, podporządkowywał mnie sobie i decydował, czy ja mam włożyć do garnka dwie pietruszki, jedną pietruszkę czy może żadnej. Ja o tym decyduję, moja zupa świadczy o mnie i ja muszę tak ją gotować, żeby wyszła. Wydaje mi się przerażające, żeby ktoś twoją zupę za ciebie ordynował. Bo jeśli jesteś osobą, która do tego stopnia nie wie, co myśli o zupach, do tego stopnia nie ma doświadczenia, że sama się prosi, żeby powiedzieli, żeby dali na karteczce, no to przepadło, nic z tego nie będzie”. Mam nadzieję, że nasza zupa będzie Państwu smakowała.
Ps. Nie bez powodu ten tekst ukazuje się na drugiej stronie okładki, w miejscu nietypowym dla redakcyjnych treści. Kolejnego słowa wstępnego nie będzie. Rzeczy wyjątkowe tworzy się, robiąc je, a nie mówiąc o nich. Jeśli uda nam się zbudować „Pismo” na miarę wyobrażeń naszych i, mam nadzieję, Państwa, obroni się samo. Jeżeli nie, redakcyjne zaklinanie rzeczywistości w niczym nie pomoże.