Wersja audio
Monika Szewczyk-Wittek: Od naszego pierwszego wywiadu minęło dziewięć lat. Wówczas powiedział pan, że jest bardzo zajęty. W trakcie naszej rozmowy mieliśmy okazję obejrzeć pana wystawę w Czułym Barbarzyńcy w Krakowie. A już czekały kolejne propozycje zawodowe.
Wojciech Plewiński: Nic się nie zmieniło. Chociaż na pewno mniej fotografuję niż wtedy, dużo czasu zajmuje mi praca we własnym archiwum, które digitalizuję i porządkuję. Nie mogę też już nosić wielkich toreb i ciężkiego sprzętu, więc zdjęcia robię głównie telefonem.
Wyobrażam sobie, że fotografie, które teraz powstają, to obrazy tworzone z czystej przyjemności obserwowania i zapisywania rzeczywistości.
Dla siebie robię głównie zdjęcia, które nazwałem „Z drogi”. Wyszukuję też takie fotografie w swoim archiwum. Okazuje się, że od zawsze robiłem fotograficzne notatki przez okno auta czy pociągu. Traktowałem to jako ćwiczenie, gdy obserwowałem nadchodzący krajobraz. Przewidywałem, na ile może być ciekawy za pół kilometra i czy będzie warto go uchwycić. I jeszcze zdążyć zrobić zdjęcie w ruchu. To mnie bawi. Dla mnie to zdjęcie coś znaczy, ale dla człowieka z zewnątrz może nie znaczyć nic.
Wojciech Plewiński
(ur. 1928), fotograf, autor ponad pięciuset okładek tygodnika „ Przekrój”. Jego zdjęcia prezentowane były na wystawach zbiorowych i indywidualnych, m.in. w Hongkongu, Holandii, Meksyku, Niemczech, Grecji, Francji, Wielkiej Brytanii. W 2011 roku Muzeum Narodowe w Krakowie przygotowało wystawę-retrospektywę 50 lat jego pracy twórczej. Fotografie Plewińskiego znajdują się w archiwach m.in. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi i Muzeum Narodowego we Wrocławiu .
Co jeszcze pana bawi?
Robię też portrety i zdjęcia zauważone. Szukam różnych śmiesznych kadrów. Czasem udawało mi się uchwycić wiszące na sznurku ręczniki w różnych ciekawych barwach. Patrzyłem na nie w ruchu, na wietrze. Fotografuję również, na dłuższym czasie naświetlania, bawiące się dzieci. Wychodzą takie poruszone na zdjęciu. Wnuki mi do tego służą.
Czyli chęć fotografowania została?
Tak. Dostrzegam ją ciągle. Dla mnie fotografia to postrzeganie, wybór i decyzja. Czy na pewno robić, z jakiego miejsca i pod jakim kątem. Fotografia nie powinna być nudna ani dla fotografującego, ani dla oglądającego.
Ile trwa podejmowanie decyzji w pana przypadku?
Czasami kilka sekund, czasami trochę dłużej. To dla mnie atrakcyjna sytuacja, gdy mogę sobie postać i się czaić na to, co się zdarzy.
A na to trzeba mieć czas.
Codzienność zniechęca do aktywności. Natomiast każdy wyjazd to okazja, żeby patrzeć bystrzej i oderwać się od tego, co nas na co dzień otacza.
To wszystko brzmi jak podążanie za praktyką fotografii Henriego Cartier-Bressona.
On był mi najbliższy. Jego metoda i moja metoda były podobne, czyli szukanie odpowiedniego miejsca, gdzie coś może się …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Wywiad ukazał się w listopadowym numerze „Pisma” (11/2022) pod tytułem Musiałem poczuć nasycenie.