
Rysunek Anna Głąbicka
Od lat w mojej apteczce sporo miejsca zajmuje literatura. W dzieciństwie uwielbiałem książki Roalda Dahla – to pierwszy pisarz, z którym jako czytelnik poczułem prawdziwie głęboką więź. Jego powieści były dla mnie idealną ucieczką od rzeczywistości. Największym sentymentem darzę Danny’ego, mistrza świata. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to jedna z ważniejszych pozycji na mojej liście książek wszech czasów. Mam wytatuowany cytat z tej powieści: „I was glad my father was an eye-smiler”. To zdanie zawsze przypomina mi o moim ojcu. Po jego śmierci zyskało dla mnie jeszcze większe znaczenie.
Gdy byłem starszy, dzięki mojej ówczesnej dziewczynie poznałem twórczość Władimira Nabokowa. Dostałem od niej kiedyś w prezencie zbiór jego opowiadań. I wracałem do niego długo po naszym rozstaniu. Po Nabokowie przyszła pora na Dostojewskiego i Czechowa. Imponuje mi sposób, w jaki potrafili uchwycić społeczne nastroje swoich czasów, opisując najdrobniejsze elementy codzienności. W spojrzeniu tych autorów było dużo wrażliwości, przez co ich książki przywodzą mi na myśl fotografię dokumentalną. Gdybym miał wskazać kolor, który najbardziej kojarzy mi się z ich pisarstwem, byłby to szary. Ten kolor również mam w głowie, gdy myślę o Irlandii. Choć przyjęło się nazywać moją ojczyznę „zieloną wyspą”, przez większość roku jest ona właśnie szara. W tej szarości odnajduję jakiś dziwny spokój.
Moim ostatnim literackim odkryciem (zawdzięczam je swojemu przyjacielowi) są Podróże z Charleyem Johna Steinbecka. Jest to relacja z wyprawy przez Stany, którą autor odbył w towarzystwie swojego psa. Czytając tę książkę, momentami miałem wrażenie, że czytam o sobie – ja także sporo podróżowałem z moim ukochanym psem Murphym.
Wiele kulturalnych zachwytów, które pozostawiają w nas trwały ślad, ma coś wspólnego z miłością. Z mojego doświadczenia wynika, że nie zawsze musi być to miłość romantyczna. Przez taki właśnie pryzmat patrzę na muzykę, którą trzymam w apteczce. Blues i country zagościły w niej, gdy byłem małym chłopcem, dzięki mojemu ojcu, a w elektronikę i techno wkręciłem się przez moją obecną partnerkę. Wiele muzycznych kawałków odkryłem też ze swoim nastoletnim synem – wspólnie poznaliśmy Nothing But Thieves i Royal Blood. W zeszłym roku byliśmy też w Nowym Jorku na koncercie Future Islands – zagrali w kultowym Radio City Music Hall. Muzyka stała się dla mnie i dla syna sposobem komunikacji, połączyła nas w trudnych chwilach. Podczas rozwodu z jego mamą, Dara przychodził do mnie i jeśli akurat nie mieliśmy nastroju na rozmowy, po prostu siadaliśmy na kanapie i godzinami słuchaliśmy naszych ulubionych zespołów.
Przez wiele lat najważniejszym przedmiotem w mojej apteczce był aparat fotograficzny. Gdy kilka lat temu zrezygnowałem z pracy w terenie, by zająć się chorującymi rodzicami i poświęcić więcej czasu wychowaniu syna, z jednej strony wiedziałem, że jest to najłatwiejsza – bo jedyna słuszna – decyzja, z drugiej jednak okazała się najtrudniejszą, z jaką przyszło mi żyć. Do tej pory zmagam się z tym, że jedyne momenty, w których czułem się prawdziwie spełniony, to te, gdy dokumentowałem sytuacje graniczne w różnych zakątkach świata. Chowałem się za historiami ludzi, których fotografowałem, starając się nie myśleć o tym, co sam przeżywam. Nadal zastanawiam się, czy Cathal fotoreporter jest tą samą osobą, co Cathal, który stara się być dobrym partnerem, wspierającym synem i oddanym ojcem.
Wiele na swój temat zrozumiałem dzięki niedawno zdiagnozowanemu ASD [ang. Autism Spectrum Disorder – zaburzenia ze spektrum autyzmu – przyp. red.]. Uświadomiło mi to, że przez lata byłem dla siebie zbyt surowy. W końcu gdy walczysz sam ze sobą, możesz liczyć jedynie na pyrrusowe zwycięstwo. Przez lata chodziłem też sfrustrowany tym, że mimo nagłaśniania wielu problemów – wojen i ludobójstwa – nie następowały żadne systemowe zmiany. Politycy wydawali się głusi na apele ze strony dziennikarzy i fotoreporterów. Nadzieję dawał mi każdy głos, który niosłem w sobie jak echo: „Dziękuję, że to dokumentujesz”. Po czasie dotarło również do mnie, co tak naprawdę jest największą wartością mojej pracy – ten moment, kiedy chociaż trzymasz w dłoniach aparat, by utrwalić pewną chwilę i rozesłać ją w świat, jesteś jednocześnie jedyną osobą, która może wysłuchać drugiego człowieka zmagającego się z kryzysem. Chcę wierzyć, że to właśnie od empatii i chęci zrozumienia zaczyna się prawdziwa zmiana.
Rozmawiał i przełożył Mateusz Roesler
Partnerem tekstu jest 65. Krakowski Festiwal Filmowy (25.05-01.06.2025). W trakcie festiwalu będzie można zobaczyć film Zdjęcia w mojej głowie, którego bohaterem jest Cathal McNaughton.