Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Czytaj

Dziwne uczucie: dostać na to papier. Fragment książki „Wczoraj byłaś zła na zielono”

Bałam się tego dnia, bo znałam jego wynik. Znałam, ale nie chciałam uznać. Bo choćby się wiedziało, że przegrana jest przesądzona, wierzy się w odmianę losu, póki nie usłyszy się sędziowskiego gwizdka. Publikujemy fragment książki „Wczoraj byłaś zła na zielono” Elizy Kąckiej.

Usłyszałam na warszawskiej Pradze, a mogłabym się założyć, że choć ledwie rachityczny pogłos naszego dialogu przedarł się na korytarz, fala uderzeniowa ukrytego w nim krzyku niosła się przez całe miasto.

Od trzech lat mówiłam, że jest „nie tak”, z rosnącym wysiłkiem upychając wszystkie lęki w pęczniejącej od nich, a coraz to bezradniejszej formułce. „Nie tak” mutowało na moich oczach, nadymało się, rozszerzało, zwężało, przemieszczało, by nadążyć za problemami, które miało zakryć, ale nadszedł moment, w którym należało wręczyć mu dymisję. Poza grą na zwłokę nie dawało już nic.


Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Zamów dostęp online. To tylko 8,99 zł miesięcznie.


„Nie tak” to skądinąd formułka obosieczna. Matka próbuje egzorcyzmować nią kolejne strachy i wypadki, a otoczenie chwyta się jej jak gwarancji błahości problemu. „Mówisz, że jest nie tak? Kochana, każdy rodzic ma takie lęki”. „Tylko «nie tak»? Eee, wyrośnie”. „Ze mną też było «nie tak» podobno, w przeciwieństwie do brata, to bardzo dobra prognoza”. „A z kim jest «tak», no z kim? Toż z każdym jest «nie tak»”.

Ty jednak wiesz, matko, że jest naprawdę, naprawdę nie tak. Że za wbitą w trawnik przed twoim domem tabliczką „nie tak”, która zasłoniłaby mrówkę, próbuje ukryć się słoń. Słoń z twojego snu. Byłby zabawny, ale nie tym razem. Ciasno w tym śnie, a on stoi masywny, nieporadny. Drży jak mysz. Ma zresztą mysi ogon. Przeprasza cię kornym spojrzeniem, bo wciąż rośnie – jak otyłe dziecko przeprasza rodzica wzrokiem za niepohamowany apetyt. W końcu wypełnia sobą sen. Balon-nielot. Płaczesz, patrząc w małe oczka. Sen nie odlatuje, sen pęka. Budzisz się.

Pamiętam to jak dziś. Namiętnie i wciąż, i stale gadałam do niej bezgłośnie, więc napiszę tak, jak mówiłam:

Budzę się. Ból w klatce, jakby wlazł na mnie wyśniony słoń. Napompowany do granic wytrzymałości gumy, z której tłoczą słonie w snach, tuż przed eksplozją. Kiedyś szukałabym w panice, gdzie ma zatyczkę, by przytrzymać ją kciukiem, ale przepraszam, dziś już nie mam siły: niech leci. Ty jeszcze śpisz. Nie będę uchylać drzwi do małego pokoju, by nie wytrącić cię ze snu. Zresztą, póki cię nie widzę, mogę wierzyć, że to jeszcze nie dziś. Wczoraj przyjechaliśmy do Warszawy, torby jeszcze nierozpakowane, a ja siedzę właśnie w podajniku z książkami jak kot, i wolałabym transport powrotny. Nie rozpakuję już nigdy tych walizek, mała, będę na nich dryfować już zawsze. Rozpakowanie oznaczałoby bowiem zgodę, a tej nie mam.

Tęsknię za widokiem twojej główki w kokonie pościeli, w półmroku pokoju w Lidzbarku. Tęsknię za dużym tapczanem, po którym co dzień rankiem niespokojnie wędrowałaś. Z takim napięciem, jakbyś zaraz miała zmienić skórę. Dziadek śmiał się, że zostawiasz po sobie pobojowisko jak stadko dzikich kociąt, ale ja widziałam w tym dramatyzm codziennej wylinki. Ile razy, nim pościeliłam, wpatrywałam się w te mimowolne rzeźby, w odcisk ruchu, próbując zrozumieć, po co ci była ta trasa. I ta, i ta jeszcze. Jak ktoś, kto odkrywa, że mieszka w sąsiedztwie nieznanego zwierzęcia, które bardzo chciałby oswoić, ale zwierzę umyka i nie pozostawia nic nad domysły. Gdzie żeruje, gdzie śpi, jaki zostawia trop – gdzieś tam, w swoim naturalnym środowisku, bo przecież takie mieć musi. Bo przecież nikt mi nie powie, że dom to tu.

Chodziłam po twoich śladach, czasem udawało mi się złapać, zatrzymać, przytulić małe ciało. Ciebie nie mogłam dorwać. Ale byłam cierpliwa. Miałaś ciszę, miałyśmy czas. I to się właśnie skończyło.

Świat dybie na człowieka, by go przyłapać, wytrącić z równowagi, kazać mu się tłumaczyć. To właśnie jako pierwsze przychodziło mi do głowy, gdy w przed­szkolu, w książce, w rozmowach bliskich pojawiało się to abstrakcyjne słowo.

Świat dybie na człowieka, by go przyłapać, wytrącić z równowagi, kazać mu się tłumaczyć. To właśnie jako pierwsze przychodziło mi do głowy, gdy w przed­szkolu, w książce, w rozmowach bliskich pojawiało się to abstrakcyjne słowo. Czego chce świat? Ano właśnie tego. Ludzie bywają tylko podwykonawcami niechęci świata do fajtłap takich jak ja – myślałam, walcząc ze sznurowadłami w przedszkolnej szatni. Wielokrotnie przyszło mi korygować ten pogląd, ale nigdy nie rozstałam się z uporczywie nawracającym jak brzęczenie namolnej muchy pytaniem: dlaczego niektórych bardziej? Nie na wszystkich dybał i dybie w równym stopniu. Jak świat wybiera sobie ofiary? A może to całkiem proste? Może po prostu nie lubi ludzi, którzy zadają podobne pytania. I profilaktycznie wykańcza nudziarzy. Niech zasłaniają się tarczą szkolną, zdjęciem rodzinnym, legitymacją studencką. Niech zwodzą jego kaprawe ślepia. Choćby i przekonali jedną radę, jedną komisję, jeden urząd, bilans ogólny jest wiadomy. Oko z tysięcy społecznych fasetek, oko Wielkiej Muchy nie łypnie na nich życzliwie.

Czy wolno oczekiwać, że Wielka Mucha, nie znosząc nas, ułaskawi nasze dziecko? Trudna sprawa. Ciężki poród, który udało nam się – wbrew szacunkom – przeżyć, wzięłam za dobrą prognozę. Ale tego październikowego dnia nie miałam argumentu.

Na studia doktoranckie mam, ale kogo tu interesują studia doktoranckie. Może na uniwersytecie, gdzie z nikim prawie na swój temat nie rozmawiam. I nikt nie wie, co obracam w głowie. A ja siedzę na zajęciach i tasuję sobie twoje wizerunki, te najbliższe i najdotkliwsze. Szczupłe ciałko na przewijaku, czyli kruchość. Wspólny sen po karmieniu piersią, z tobą na brzuchu, w rzadkim przywileju uśpienia cię bez pomocy wózka, czyli więź. Półroczny uśmiech z pozycji na brzuszku, z nogą starego pluszowego misia w buzi, czyli czułość. Roześmiany maluch w sandałkach, żółtej chustce na głowie, drepczący ku mnie w pieluszce z drugiego końca balkonu, czyli czułość.

Trzylatka w sukience z zielonego sztruksu, z odstającymi uszkami i szerokim uśmiechem, czyli niepokój, bo ten uśmiech jest powtarzalny, cięty z szablonu. A ja, od kiedy wiem, że coś jest „nie tak”, panicznie boję się powtórzeń. Dlatego tę z twoich min biorę osobno, rozpamiętuję osobno, by nie widzieć wewnętrznym okiem, że i nią rządzi prawo serii. Że i ona bierze twoją buzię w niewolę. Wpadam na ten uśmiech w głowie i przed nim uciekam jak przed jaskółką dnia, który musi nadejść.

Nigdy nie rozczulały mnie własne podobizny z dzieciństwa. Rodzicielskie rytuały gromadzenia wczesnych świadectw rozwoju. Legion małych Elizek. I nadal nie mam sentymentu, nie czuję się zobowiązana, by powtórzyć ten gest. Z twoimi zdjęciami jest jednak inaczej. Robię je i oglądam z nadzieją, że na którymś z nich ujrzę ducha. Twojego ducha. Że po wywołaniu spojrzy na mnie to twoje „ja”, z którym nie mogę się spotkać. Bo przecież to niemożliwe, bym musiała mijać się z tobą już zawsze. Gdybyś jeszcze w ogóle nie patrzyła mi w oczy, ale nie, patrzysz, a i tak nie mogę włamać się w twoje spojrzenie. Wejście wolne, a brak dostępu. Na zdjęciach z mojego dzieciństwa bałam się zobaczyć coś więcej nad moją masywną obecność. I tak mi jej było za dużo. Na twoich boję się dostrzec tylko to, co i tak widzę bez przesłony.

Przeczytaj też: Mamo, mam autyzm

Od kiedy robię ci zdjęcia, rozumiem uśmiercającą moc fotografii. I liczę na nią. Mam nadzieję, że przyszpili coś, co mi ucieka. Spowolni procesy, na które nie mam wpływu. Zamrozi fazę, w której jesteś, i pozwoli mi ją pojąć, utrącając kolejną falę, nie dopuszczając do progresu. Nie wiem, jak zabić TO, nie zabijając ciebie, ale liczę na pomoc zdjęć w przyłapaniu tajemnego agresora. Nie chcę go nazywać, chcę go sobie obejrzeć. Chcę odetchnąć z ulgą na wieść o tym, że nie jest z tobą zrośnięty. I tak próbuję od lat, bez skutku.

A teraz jest ranek, w tym fatalnym dniu, po którym nic już nie będzie tak samo. Lęk przed definitywnością, bo teraz jeszcze, chociaż już wiem, nie jestem skazana. Obie nie jesteśmy. Ty chodzisz po świecie od pięciu lat bez żadnej fiszki ani lekarskiej legendy – mimo rozlicznych wizyt i konsultacji. Dlaczego tak jest, nie wiem, czasem myślę: tak bardzo blokowałam to psychicznie, że rzeczywistość okazała się powolna i możliwie długo nie interweniowała, obserwując nas w małym rezerwacie swobody.

Ale dość tego dobrego, tej bezpańskiej choroby, usterki bez kodu z psychiatrycznych tabelek. Każde zwierzę musi zostać zakolczykowane, trzeba podliczyć stado, koniec z przywilejami. Przywilej to zresztą wątpliwy, bo szybkie wpisanie w inwentarz przekłada się praktycznie na refundowaną „wczesną interwencję”, a „wczesna interwencja” to takie zaklęcie uruchamiane przez matki, by odpędzić widmo uszkodzenia na całe życie. Tak, właśnie to widmo, przed którym dziś stoję, a raczej leżę, wypatrując na suficie cienia.

Przeczytaj też: Zamaskowana. Z pamiętnika autystki (fragment)

Czy da się to widmo, mimo złych przeczuć, odpędzić? Być może. Gdybym weszła z tobą od razu w rytm oddziaływań terapeutycznych, miałabym z pewnością poczucie, że odprawiliśmy wokół ciebie dziwny obrządek wypędzania intruza, nim zdołał się zasiedlić, wykopać sobie norę, oznaczyć teren, zapuścić korzenie. Przecież po to właśnie jest ta „wczesna interwencja”, prawda? Po to, by nie było widać jego piętna. By nie zdążył wpuścić swojego paraliżującego jadu w twoje myśli, gesty, kroki, miny. By nie zdołał przejąć kontroli. A co, jeśli nie ma intruza? Jeśli od początku, od pierwszych sygnałów dziwności wszystkie jamy pozostają puste? Co, jeśli nie ma czego wykurzać?

Nie ma kogo płoszyć, by wyskoczył z ciebie i więcej nie wracał? Jeśli intruz to tylko moja bajka o tobie, podzielnej, osaczonej od środka? Może „wczes­na interwencja” pozbawiłaby mnie tej bajki? A może przeciwnie? Nie wiem, straciłam szansę na łowy o świcie. Teraz jesteś już duża, a z tobą rośnie coś, czego nie śmiem nazwać. Rośnie w tobie lub tobą. Nareszcie nas złapali, ciebie, jego żywicielkę – i mnie, która próbuję nie dać cię połknąć. Chociaż nawet nie wiem, czym jesteś trawiona od środka. Dziś dowiem się, a ściślej: dostanę odpowiedź, którą poniosę dalej w teczce, do okazywania. Dziwne uczucie: dostać na to papier.

O, słyszę w sąsiednim pokoju charakterystyczny krzyk na przebudzenie. Zrywam się, idę, uchylam drzwi i widzę, że przewędrowałaś w nogi łóżka.

Rzeczy, które usłyszałam jako matka

„Pomożemy ci, nie poddawaj się presji, ona potrzebuje twojej obecności, a nie komórki społecznej, daj spokój”. (Warszawa)

„Ale chyba pani nie rozmawia z dzieckiem bez wsparcia terapeuty? Wie pani, że można dziecku zaszkodzić?” (Warszawa)

„Proszę pani, chyba ma pani dość rozumu jako matka, by nie oczekiwać od terapeutów, że będą kierować pani rozmową z dzieckiem”. (Warszawa)

„Pani Elizo, teraz trzeba być dzielną, pani pokolenie ucieka w depresję, w leki, ale to luksus dla tak zwanych singli, niech się pani temu nie poddaje, pani ma dziecko”. (Toruń)

„Proszę pani, pierwsza sprawa: proszę sobie pozwolić na słabość. Rodzic, który ukrywa problemy, nie będzie dobrym rodzicem”. (Warszawa)

„W pani sytuacji niebycie na lekach jest podejrzane. Czy pani nie jest za dzielna?”. (Toruń)

„Pani jest zbyt dzielna. To się odbije na dziecku. Więcej pani powiem: pani przez to nie założy rodziny”. (Kraków)

„Pani się zamyka, pani dziwaczy. Niech pani pamięta, że pani musi dla dziecka być normalną”. (Toruń)

„Ty jesteś oryginałka, Elizka, to w szkole było widać. Ja powiedziałem mamie, że to się zemści. Ja ci piątki stawiałem, ale wiadomo było, że to się zemści”. (Lidz­bark Warmiński)

„Dziadkowie pani byli porządni, wierzący. Takim się rodzą mądre, zdrowe dzieci. Niech pani to przemyśli”. (Lidzbark Warmiński)

„Pan Bóg czasem dopuszcza cierpienie. Ale trzeba widzieć w tym cel. Pani nie może tego zmarnować. Pani dostała ten dar. Ale to się może przeciw pani obrócić”. (Lidzbark Warmiński)

„Niech pani nie będzie taka poważna. Życie przed wami, przed panią”. (Warszawa)

„Niech pani nareszcie spoważnieje. Co się nie udało, to się nie udało, ale dość fantazji”. (Toruń)

„Musi być pani gotowa na to, że dziecko nigdy nie będzie uczestniczyć w normalnym życiu. Gdyby miało wczesne wejście terapeutyczne, miałoby szanse. Ale według naszej wiedzy rokowania są, jakie są”. (Warszawa)

„Aktualnie wspieram różne przypadki. Wielu mimo wczesnej interwencji ma poważne problemy. Kto wie, może i pani dziecko by miało, tak czy owak”. (Warszawa)

„Wybacz, ale słabo znasz życie. Ja przechodziłem depresję”. (Kraków)

Fragment pochodzi z książki Wczoraj byłaś zła na zielono Elizy Kąckiej, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Karakter w maju 2024 roku. Książkę można zamówić tutaj.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00