Wersja audio
Pierwsze za próg piętrowego domu uniosły się palce, jeden z nich ozdobiony obrączką, dalej bransoletka z kolorowych rzemieni, kupiona cztery lata wcześniej na targu w Falenicy, potem przedramię, łokieć z blizną po szczęśliwym dzieciństwie. Cała reszta Igi Derkacz wyszła powoli na ścieżkę prowadzącą przez trawnik. Trzecia w nocy, zapach skoszonej trawy, dalekie szczekanie psa. Czasami, po tylu godzinach spędzonych u znajomych lub w lokalu, odnosiła wrażenie, że świat na zewnątrz przez ten czas nie istniał i teraz, po otwarciu przez nią drzwi, naprędce się rekonstruuje, budynki wstają z ziemi, rozwija się asfalt, niebo z właściwie rozmieszczonymi chmurami, gwiazdami i księżycem wraca na swoje miejsce, latarnie przy ulicy włączają się w pośpiechu.
To było jedno z tych spotkań, które odsuwa się coraz dalej w przyszłość, opakowując wielokrotnie powtarzanym „Musimy się kiedyś…”, aż w końcu nie ma już wyjścia. Zaspana, najedzona, nietrzeźwa, przeżywała w taksówce ten wieczór jeszcze raz: przed wyjściem z domu Janek dwa razy się przebierał, a ona przyglądała się temu z fotela, wertując nowe „Pismo” wyjęte tego ranka ze skrzynki, przekonana, że znowu nie zdoła przeczytać do końca żadnego artykułu przed premierą kolejnego numeru. Tyle rzeczy miała w życiu pozaczynanych, a nie kończyła prawie żadnej z nich i nie wiedziała, czy to z nią jest coś nie tak, czy może teraz wszyscy na potęgę tylko rozpoczynają.
Klaudia i Daniel mieszkali pod Warszawą w jednym z tych miejsc, które jeszcze kilka lat wcześniej otoczone były polami, zamienionymi teraz na rzędy cegieł i szkła. Iga znała Daniela z czasu studiów, pamiętała krótko ostrzyżonego bruneta, który pojawiał się na tych samych imprezach co ona, zawsze jakby odrobinę zbyt dobrze ubrany i odrobinę za bardzo pod kontrolą.
Prowadzili długie rozmowy na parapetach i przy kuchennych stołach pod koniec takich imprez, jedyni ocalali rozbitkowie pośród ledwie przytomnych znajomych. Pamiętała, że pochodzi ze wsi, ma dwie siostry, boi się dużych psów, lubi muzykę z lat 80. i masło orzechowe. Nigdy nie widziała go pijanego. Klaudii nie znała, słyszała, że jest w porządku, kupili …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Partnerem Prozy w „Piśmie” jest Wrocław Miasto Literatury UNESCO i Wrocławski Dom Literatury.