Chciałabym się od pana dowiedzieć, jak rozmawiać z dziećmi o zmianach klimatu. Bo rozmawiać o przyrodzie już chyba umiemy – przeżywamy obecnie renesans literatury przyrodniczej, nie tylko tej skierowanej do dorosłych, ale także tej dla dzieci. Tyle że to, na co ostatnio wpadli wydawcy, pan robi od kilkunastu lat.
Zgodzę się z tym renesansem, choć kiedy sam zaczynałem tworzyć – bo zarówno piszę, jak i ilustruję książki i komiksy dla dzieci – na rynku było całkiem sporo literatury okołoprzyrodniczej dla najmłodszych. Choć trzeba zaznaczyć, że w większości była ona tylko pozornie przyrodnicza.
Dlaczego pozornie?
Bo to były opowieści o misiach, króliczkach, borsuczkach i tak dalej, na które się rzuciłem jako biolog, przyrodnik i ojciec małych dzieci, żeby przekazywać im te treści przyrodnicze. I się odbiłem. Te książki z przyrodniczego punktu widzenia były niewiele warte. Ich autorzy wykorzystywali zwierzęta wyłącznie jako maski. Zamiast borsuka czy misia równie dobrze mógł się w nich pojawić słoń czy krokodyl, nie miało to kompletnie żadnego znaczenia ani odzwierciedlenia w fabule i zachowaniu tych zwierząt.
I tak narodził się Pompik, słynny żubr podróżnik.
To w zasadzie był główny powód, dla którego zacząłem pisać serię o żubrze Pompiku, a później inne moje książki. Była to próba pokazania, że konkretne zwierzę ma swój własny sposób życia, swoje miejsce, funkcję i rolę w ekosystemie, że wchodzi w interakcje z innymi …