Wersja audio
Siedziała naprzeciwko, z kieliszkiem białego wina w ręce. Różnica wieku między najstarszym a najmłodszym uczestnikiem tego wieczoru wynosiła sześćdziesiąt dwa lata. Najmłodszym byłam ja, najstarszym – Anita. Nie można powiedzieć, że to zwykła kolacja, nikt się tam prawie nie znał – na tym polega idea portalu Eataway, przez który obie się tam znalazłyśmy: gospodarz robi zrzutkę, gotuje u siebie w domu i otwiera drzwi nieznajomym.
Anita uśmiechała się, wydawała się otwarta, ale reprezentowała ten rodzaj kobiecej elegancji, który onieśmiela. Jakbym obawiała się, że z naiwną szczerością rzucę coś głupiego albo zrobię dokładnie odwrotnie niż dyktuje savoir-vivre i tak zapamięta mnie ta wyjątkowa osoba. Miałam przeczucie, że w jakiś sposób taka właśnie jest.
Na ratunek przyszedł Erick, jej przyjaciel Amerykanin, który ją tam zabrał:
– Jesteś dziennikarką, rozmawiałaś już z Anitą? Jak to nie? Musisz z nią porozmawiać. Ona ma swój wpis na Wikipedii. Widzisz, jest nagrodzona orderem przez prezydenta Brazylii.
To Ordem Nacional do Mérito Científico, brazylijskie odznaczenie państwowe nadawane za znaczący wkład w rozwój tamtejszej nauki i techniki. Oprawiony dyplom wisi na ścianie w pokoju na krakowskim Kazimierzu, gdzie prof. Anita Dolly Panek wynajmuje dziś mieszkanie. Kiedy przyszła na tę kolację, mieszkała tam już od trzech miesięcy.
Nie spytałam wtedy, dlaczego wyjechała, ale dlaczego wróciła.
– Namówił mnie Carlos, mój wnuk. Chciał studiować w Krakowie, tak samo jak jego pradziadek. Poza tym, w Krakowie żyje się dużo lepiej. Narzekacie na korki i smog, a nie ma absolutnie żadnego porównania do São Paulo. W mieście, gdzie mieszka kilkanaście milionów ludzi i wszyscy jeżdżą samochodem, prawie nie widać niebieskiego nieba. Gdy mieszkałam w Rio, stałam w takim korku do pracy, że opanowałam metodę dziergania na kolanach, żeby nie tracić czasu. W São Paulo jest niebezpiecznie w dzień, a co dopiero wieczór. Gdybym wyszła sama po zmroku, mogliby mnie napaść, okraść, może nawet zabić. …