Wersja audio
Mimo powrotu do władzy lewicowego Luli w Brazylii debata o Amazonii jest coraz bardziej spolaryzowana: chronić za wszelką cenę czy karczować w imię rozwoju?
Prom „Amazon Star” już czwarty dzień zmierza ku ujściu Amazonki, a ona wciąż rośnie. W węższych miejscach w porze suchej osiąga 5–6 kilometrów szerokości, w deszczowej dochodzi do 50. Kiedy płyniemy w pobliżu jednego brzegu, trudno wypatrzyć na horyzoncie drugi. Podróż odbywa się w rytmie jednostajnie bujających się hamaków.
Kiedy nie pada ani nie pali słońce, wychodzę na pokład i wypatruję życia na bliższym, lepiej widocznym brzegu.
W pustej dotąd selwie – jak nazywa się wilgotny las równikowy porastający Amazonię, często mylnie określany dżunglą – która z oddali wydaje się niczym niezmąconą zieloną smugą nad błękitem rzeki, teraz coraz częściej pojawiają się drewniane chatki na brzegu. Dzieciaki wskakują do wody wprost z ganków lub płyną małymi łódkami na środek rzeki. Brazylijscy podróżni czasem wyrzucą im za burtę podarek: zazwyczaj zestaw łakoci spakowany do zawiązanej reklamówki czy zawiniątek odzieży, którą specjalnie na tę okazję zabrali z domu.
Po wypłynięciu z Manaus w stanie Amazonas, gdzie przez ostatni tydzień przemierzałem ten największy na świecie las, ulegając urokowi dzikiej, na pierwszy rzut oka nietkniętej przyrody, już drugą dobę płyniemy przez stan Pará. To tutaj rzeka, rozlewając się na szerokość ponad 300 kilometrów, wpływa w końcu do oceanu.
Słońce właśnie schowało się za chmurami i można wyjść na pokład. Z kilkoma pasażerami rozmawiam na dziobie promu. Na horyzoncie nad selwą unosi się szara chmura, która bynajmniej nie jest cumulonimbusem. Śmierdzi palonym drewnem.
– Dewastacja! – Starszy człowiek macha ręką, zatyka nos i pospiesznie odchodzi do zamkniętej części pokładu.
– Legalnie? – pytam innych.
– Czasem tak, czasem nie. – Mężczyzna uśmiecha się, jakby dobrze znał odpowiedź, ale niekoniecznie chciał ją zdradzić. To Anthony, 30-latek, z którym właśnie rozmawiałem o jego rodzinnym wyjeździe do Maranhão, gdzie dotrze po sześciu dniach podróży.
– Tutaj, w stanie Pará, dzieje się to na o wiele większą skalę niż w Amazonas – mówi przysłuchujący się nam Messias. Po sześciu latach spędzonych w Manaus wraca z całą rodziną i dobytkiem do Belém, w którym się urodził i spędził młodość. Dobrze zdaje sobie sprawę, co dzieje się z tutejszymi lasami. – Wystarczy podłożyć ogień. Albo wjeżdżają buldożery z dwóch stron, w chwilę znikają całe połacie selwy.
W tamtych dniach brazylijska gazeta „O Globo” publikuje raport pod znamiennym tytułem Płomienie trawią, co pozostało : w 2024 roku ogień stał się największym szkodnikiem w Brazylii. W sumie, biorąc pod uwagę także inne tereny zielone, w tym rolnicze, spłonęło powyżej 993 tysięcy hektarów w zasięgu Lasu Atlantyckiego (Mata Atlântica) – obszaru, na którym mieszka 72 procent populacji Brazylii i które generują 80 procent krajowego dochodu. A także prawie 18 milionów hektarów Amazonii i niemal 10 milionów hektarów Cerrado. Trzy brazylijskie ekosystemy płonęły więc na potęgę.
Zielona pustynia – pola soi zamiast drzew
Cerrado to region sawannowy, który pokrywa niemal jedną czwartą Brazylii i część Paragwaju. Pierwotnie rosły tu też gęste lasy. W północnej części tej krainy, w okolicach gór Roncador w Mato Grosso, w 1925 roku bezpowrotnie zaginął brytyjski podróżnik Percy Fawcett. W 1933 roku w jednej z kolejnych ekspedycji, która miała go odnaleźć, wyruszył tam młody redaktor „Timesa” Peter Fleming. Pisał potem w książce pod tytułem Przygoda brazylijska , że o „wnętrzu Mato Grosso wiemy prawdopodobnie mniej niż o jakiejkolwiek zamieszkałej równie …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w sierpniowym numerze „Pisma” (08/2025) pod tytułem Wycinka.