Wersja audio
Pewnej nocy 2017 roku piętnastoletnia Rachel (imię zmienione) dostała na WhatsAppie wiadomość z nieznanego numeru. Mieszkała razem z matką, ojczymem i rodzeństwem w średniej wielkości mieście w Wielkiej Brytanii. Właśnie wróciła z imprezy i była sama w sypialni. – Miałam naprawdę niestabilną sytuację domową, brakowało mi sensownego wsparcia – opowiadała mi niedawno, siedząc na łóżku w puchatym białym szlafroku. – Byłam w totalnej rozsypce, nikomu nie ufałam, wpadłam w tryb autodestrukcji.
Mężczyzna, który przysłał jej wiadomość, załączył jej nagie zdjęcie. Nie była sobie w stanie przypomnieć pochodzenia tej fotki. Po chwili wysłał też link do profilu jej matki na Facebooku oraz listę imion innych członków rodziny i szkolnych przyjaciół, grożąc, że wyśle im fotografię, jeśli Rachel nie wykona jego instrukcji. Do dziewczyny natychmiast powróciło wspomnienie sprzed kilku lat, kiedy koledzy z klasy rozesłali sobie jej zdjęcie w bieliźnie, czego skutkiem było wielomiesięczne nękanie i atak depresji. Spanikowana, zastosowała się do poleceń.
Mężczyzna najpierw nakazał jej, żeby zapaliła światło w pokoju i sfotografowała się w bieliźnie. Następnie polecił, żeby wysłała mu kolejne zdjęcia, tym razem nago, i nakręciła film, na którym się rozbiera i masturbuje. Jak opowiadała mi Rachel, polecenia stawały się stopniowo coraz śmielsze, wreszcie mężczyzna kazał jej zrobić coś tak odpychającego, że odmówiła. Przerwała korespondencję i, jak wspomina, usiadła na łóżku w szoku. Później, kiedy matka zajrzała, żeby powiedzieć jej „dobranoc”, udała, że wszystko jest w porządku.
Następnego dnia Rachel co godzinę sprawdzała swoje konta w mediach społecznościowych, pewna, że zdjęcia i filmy wypłyną. Miesiące mijały i wydawało się, że nic się nie wydarzyło. Aż pewnego dnia, gdy jechała taksówką, dostała wiadomość od chłopaka z sąsiedztwa, który pytał, czy wszystko u niej w porządku. Załączył link do strony zawierającej dziesiątki folderów pełnych zdjęć i filmów z kilkoma dziewczynami w podobnych pozach, często zapłakanymi. Jedną z nich była Rachel. Poprosiła chłopaka, żeby zgłosił konto, z którego zostały wysłane. Jak mi opowiadała, myślała o tym, żeby wyjechać do innego miasta i się zabić. – Ostatecznie wsiadałam już do pociągu, ale przyjaciółki i przyjaciele mnie zatrzymali – mówi.
Zdjęcia i wideo Rachel znalazły się na Pornhubie, jednej z największych stron pornograficznych w sieci i jednej z najczęściej odwiedzanych witryn internetowych na świecie w ogóle. Był czas, kiedy Pornhub zawierał około 14 milionów filmów, w tym zarówno profesjonalnie nagranych, jak i tworzonych przez użytkowników. Część wideo z Rachel zawierała jej prawdziwe imię, a w komentarzach znalazły się linki do profili jej i członków jej rodziny w mediach społecznościowych. Fragment jednego z filmów został umieszczony na Snapchacie i Instagramie.
Ktoś podesłał wideo ojcu Rachel, jakiś stalker wysyłał jej zdjęcia, które robił pod jej domem w czasie, kiedy siedziała w środku, zajmując się młodszym bratem. Dziewczyna złożyła skargę, korzystając z pomocy Child Exploitation and Online Protection Command, wydziału brytyjskiej Krajowej Agencji do spraw Zwalczania Przestępczości (National Crime Agency), jednak jak wspomina, nie uzyskała większej pomocy.
Rachel przestała sypiać. Całe dnie i noce spędzała, wyszukując filmy i wypełniając dziesiątki wniosków o usunięcie treści. „Cześć, jestem niepełnoletnia, a wiele filmów i zdjęć ze mną zostało tu umieszczonych – napisała do Pornhuba w grudniu 2018 roku. – Wciąż pojawiają się na stronie, a ja mam na nich tylko piętnaście lat i nie mam linków. Nie wiem, co robić, ponieważ za każdym razem, kiedy udaje mi się doprowadzić do ich usunięcia, wy pozwalacie, żeby znów zostały wrzucone, niszcząc mi życie”.
W odpowiedzi …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Fundację Pismo, wydawcę magazynu „Pismo”, wspiera Orange.