Wersja audio
Margot z opowiadania Kristen Roupenian Kociarz jest zbyt młoda, by wpuszczono ją do baru. Starszy od niej Robert, z którym jest na niezbyt ciekawej randce, wydaje się poirytowany. Margot czuje, że jego zainteresowanie nią nagle spada i chociaż sama wcale nie jest nim specjalnie zauroczona, zaczyna płakać.
Wtedy wszystko się odmienia. Robert bierze ją w ramiona, a ona daje się ( she let herself ) mocno przytulić. I znów ogarnia ją uczucie, które Robert obudził w niej wcześniej, i ze względu na które pozwoliła sobie na długi esemesowy flirt: „…jakby była kruchą, cenną figurką, którą bał się zgnieść”. „Nie do wiary, że płaczę, bo nie wpuścili mnie do baru” – mówi, nie ujawniając wszystkich przyczyn swoich emocji i kokieteryjnie stwierdza, że on pewnie myśli, że jest strasznie głupia. Ale wie, że Robert myśli coś zupełnie innego: że kiedy uśmiecha się przez łzy w kredowym świetle latarni, otoczona płatkami padającego śniegu, wygląda ślicznie.
Tak ślicznie, że Robert zabiera ją do domu, gdzie następnie uprawiają niekomfortowy dla Margot, pozbawiony naturalności seks, relacjonowany w boleśnie drobnych detalach, od wyrazu twarzy napalonego Roberta, po działania na sutku bohaterki. Doświadczenie jest dla dziewczyny tak frustrujące, że zrywa z nim kontakt. On uporczywie próbuje się dowiedzieć, co zrobił źle; w końcu koleżanka Margot wysyła mu w jej imieniu esemesa, na co, zżerany zazdrością o potencjalnych innych, odpowiada ostatnią wiadomością: „Dziwka”.
Mimo skąpej fabuły Kociarz stał się fenomenem kulturowym. Chociaż „The New Yorker” opublikował go w grudniu, okazał się najczęściej w 2017 roku czytanym opowiadaniem z tego czasopisma. Recenzowano go w „New York Timesie”, dyskutowano o nim w BBC i udostępniano w mediach społecznościowych na całym świecie, a Roupenian otrzymała zaliczkę na książkę w wysokości 1,2 miliona dolarów. Skąd taki szał? Standardowa interpretacja: oto wokół działa ruch #metoo, który demaskuje nadużywanie władzy przez prominentnych mężczyzn w rodzaju Harveya Weinsteina, a Kociarz omija celebrytów i schodzi o wiele głębiej, do sypialni „normalsów”, pokazując, że i tam pod kołdrami kryją się krzywdzące dla kobiet mechanizmy władzy. Okazało się, że seks, którego się właściwie nie chce, ale z którego nie można się z gracją wywinąć, jest doświadczeniem milionów dziewczyn. To już nie kryminał, drodzy państwo, to coś znacznie gorszego, po prostu samo życie.
Żeby życie dało się przeżyć, musi być pełne nieprawdziwych luster.
Byłam jedną z osób, które przyczyniły się do rekordowego wyniku czytelnictwa Kociarza w 2017 roku. Ja też czułam dyskomfort i zażenowanie, które po staropolsku określamy słowem cringe – ale, co dziwne, niekoniecznie wtedy, gdy Robert ni z gruszki, ni z pietruszki klepie Margot po udzie, obwieszczając „O tak, lubisz to”, lub kiedy tracąc erekcję, upiera się „Jestem taki twardy”. Nie poruszył mnie też specjalnie wątek władzy; owszem, Robert jest nieco dziwny i fizycznie silniejszy, a Margot, odrzucając go, mogłaby narazić się na nieprzyjemności – ale przecież i on próbuje działać w niesprzyjającym środowisku, ze szczątkowymi informacjami; Margot ani razu nie zwierza mu się ze swojego dyskomfortu. Trudny był dla mnie inny fragment: gdy bohaterka, desperacko próbując podkręcić ampery swojego pożądania, zatrudnia do pomocy wyobraźnię i ogląda scenę z punktu widzenia kochanka. Wyobrażony przez nią Robert myśli: „Popatrzcie tylko na tę piękną dziewczynę. (…) Jest idealna, ma idealne ciało, wszystko w niej jest idealne, ma dopiero dwadzieścia lat, ma skórę bez skazy, tak strasznie jej pragnę, bardziej, niż kiedykolwiek pragnąłem jakiejkolwiek kobiety, pragnę jej tak bardzo, że gotów jestem umrzeć”. Natężenie prądu idzie w górę; obraz zachwyconego nią Roberta pozwala Margot wejść w układ fizyczny, który ją odrzuca.
Przeczytaj też : Aplikacja do seksu dla emocjonalnie dojrzałych
Mój cringe , w swojskiej transkrypcji krindż, brał się z tego, że rozpoznałam w tym fragmencie wstydliwy motyw przewodni kobiecego pożądania, a może ludzkiego życia: nasze oczy się nie liczą; liczą się oczy skierowane na nas; ba, nawet te oczy mają ograniczoną przydatność – najważniejsze są te, których spojrzenie sobie wyobrażamy.
Żeby seks, żeby życie dało się przeżyć, musi być pełne nieprawdziwych luster.
Nazywam się Karolina i od wielu lat, tak jak …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w lutowym numerze miesięcznika "Pismo. Magazyn opinii" (02/2021) pod tytułem Teatr marionetek, czyli myśli o narcyzmie.