Wersja audio
Na czarnej sofie w ciemnym pokoju leży blada postać. Twarz chowa w dłoniach, kolana podciąga do brzucha. „Nagie, vulnerable [wciąż nie wymyślono dla tego słowa odpowiedniego tłumaczenia, powiedzmy więc: „odsłonięte i podatne na zranienie” – przyp. Z.K.] ciało, zwinięte w kłębek, przypomina domowe zwierzę”. Tak o obrazie Study for Portrait of P.L. No. 1 pisze Michael Peppiatt, kurator wystawy Francis Bacon. Man and beast w londyńskiej Royal Academy of Arts. Tytułowy P.L. to Peter Lacy, partner Francisa Bacona, z którym malarz spotykał się w latach 50. Podobno Bacon sportretował go w ten sposób, aby podkreślić, że nawet tak zdecydowany, silny – a zdarzało się, że i przemocowy – mężczyzna jak Lacy kuli się czasem na kanapie, przypominając bezbronne dziecko lub zwiniętego w kłębek psa. Na obrazie Bacona (tym i w zasadzie na wszystkich innych) widać jednak w pewnym sensie każdego z nas, czasem słabego, odsłoniętego, samotnego. Choć nie każdy z nas to przyzna.
Nie przyznał tego mężczyzna w kraciastej marynarce, siwy, na oko pięćdziesięcioletni, który stojąc obok mnie przed obrazem skulonego w cierpieniu Lacy’ego, powiedział do kolegi: „See? This is a picture of a typical millennial” („Widzisz? To jest obraz przedstawiający typowego milenialsa”). Niemal odruchową reakcję „OK, boomer ” zastąpiłam współczuciem. W świecie tego gościa najpewniej nie wypada się przyznać do jakiejkolwiek formy cierpienia. I śmiem twierdzić, że właśnie dlatego bywa szczególnie dotkliwie samotny.
Moja relacja z samotnością, jak chyba większości ludzi, jest dość nieoczywista. Niekiedy się lubimy, innym razem wydaje mi się przerażająca, destrukcyjna, zginająca w pół do pozycji Lacy’ego. Ale choć w uwiecznionym przez Bacona wizerunku jego partnera dostrzegam coś w rodzaju samotniczego archetypu, biorę poprawkę na to, że samotność, w zależności od kontekstu, bywa czymś skrajnie różnym. Nie wiem, jakiego rodzaju samotności doświadcza kobieta, która jako jedyna w grupie znajomych urodziła dziecko. Nie wiem, jak samotni mogą być starsi ludzie, których zaczyna oddzielać od świata choroba. Albo pracownice fabryki w małym miasteczku, niemogące pozwolić sobie na luksus zmiany pracy. Wiem tylko, że bywamy samotni na nieskończenie wiele sposobów, a jedyną drogą wyjścia z tego stanu bywa świadomość wspólnoty pewnych doświadczeń.
Czy naprawdę jesteśmy dziś bardziej samotni niż sto, dwieście, trzysta lat temu?
To dlatego, jak sądzę, niektórzy łączą stosunek do samotności z przynależnością do …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w majowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (5/2022) pod tytułem Więcej niż sto lat samotności.