Wersja audio
Florian ma blond czuprynę i chyba piętnaście kończyn, a może po prostu cztery, które są niepokojąco długie. Florian ma wielkie zęby, jasnoniebieskie oczy i żarówiasty sweter w kolorze pomarańczowym. Florian wygląda jak skrzyżowanie modela z Goofym, potykającym się o własne buty kolegą Myszki Miki. Florian zaraz zmieni moje życie.
Jestem na stypendium w Berlinie; szkoła mnie karmi i kwateruje. Moja owdowiała mama nie mogłaby sobie pozwolić na zachodnie kieszonkowe, dlatego co tydzień pobieram od szkoły dwadzieścia euro na drobne wydatki. Razem ze mną w kolejce dwie inne wschodnioeuropejskie sieroty: Rumunka i Węgierka.
Nawiązujemy przyjaźń: dwudziestoeurówki wymieniamy na papierosy, które palimy, łypiąc nienawistnie na porządnie ubranych Niemców i wyluzowanych Amerykanów. Nie podchodzą do nas, tak jak nie podchodzi się do psa chihuahua, który wzrokiem sygnalizuje, że rzuci ci się do gardła – wiadomo, że nie ma się czego bać, ale w sumie po co drażnić kundla?
Florian jednakowoż podchodzi. Florian jest z Tybingi. Nie pobiera kieszonkowego; jego ojciec jest wziętym projektantem mebli. Mają letni dom na Ibizie. Pomarańczowy sweter musiał kosztować fortunę, to widać od razu; podobnie jak buty i torba szyta z recyklingowanej plandeki ciężarówki. Mówi, że wyglądamy na głodne i że zaprasza nas na wspólne gotowanie risotto. – …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł ukazał się w sierpniowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (8/2021).