Wersja audio
Najważniejszym elementem w mojej apteczce jest nie rzecz, a praktyka – joga. Poznałam ją, kiedy miałam osiemnaście lat, w trakcie pobytu w USA. I choć moja ówczesna nauczycielka nie była profesjonalistką, to już dzięki tej pierwszej styczności z asanami po powrocie do Warszawy chciałam kontynuować ćwiczenia. Od tej pory wyznaję codzienny kontakt z mantrami, który postrzegam przede wszystkim jako rodzaj ważnego dla mnie przeżycia kulturalnego.
Joga jest stałym ćwiczeniem uważności, dającym poczucie bycia w kontakcie ze sobą, ze swoim ciałem. Pomaga mi też w zaakceptowaniu procesu starzenia – pozwala czerpać z upływającego czasu, który staje się naszym sprzymierzeńcem. Myślę, że im jesteśmy starsi, tym bardziej zaczynamy rozumieć przestrzeń wokół nas. Uczymy się jeszcze sprawniej oczyszczać z toksyn na poziomie fizycznym i emocjonalnym. I mimo, że wszędzie obserwuje się teraz ten usilny pęd ku młodości, to ja chciałabym w przyszłości być jak Cesária Évora, która mimo podeszłego wieku wychodziła na scenę boso, albo jak Nina Simone, która podjeżdżała do fortepianu na wózku inwalidzkim. Tak właśnie widzę siebie za kilkadziesiąt lat. Nie zamierzam nigdy zmieniać zawodu, a jak będzie trzeba, to będę śpiewała swoje piosenki nawet na ulicy.
Kora napisała magiczny tekst, dla mnie uniwersalny, dlatego że porusza on energią bez konieczności dokładnego nazywania rzeczy.
Gdy tworzę, inspirują mnie właśnie ci artyści, którzy nie gonią za młodością i z wiekiem potrafią szczerze, coraz celniej i bardziej z głębi siebie opowiadać historie. W muzyce jest to dla mnie Nick Cave, a w literaturze Amos Oz, którego kocham, odkąd byłam mała. Chciałabym być jego wnuczką, córką albo żoną. Każda z tych opcji by mnie satysfakcjonowała. W pracy nad ostatnią płytą, Jak malować ogień, towarzyszyła mi jego książka Pantera w piwnicy i to właśnie po jej lekturze powstał utwór będący moim marzeniem o wolności, czyli Po naszej stronie.
W tamtym czasie skończyłam też czytać poradnik Ageless: A Yogi’s Secrets to a Long and Healthy Life autorstwa hinduskiego nauczyciela jogi, Sharatha Joisa. Zapamiętałam z niego, że mantrą czy modlitwą może być również wiersz. Co ciekawe, mój syn miał brać wtedy udział w konkursie recytatorskim, więc znaleźliśmy mu uroczy utwór Czesława Miłosza pod tytułem Drzewo, którego uczyliśmy się wspólnie każdego dnia w drodze do przedszkola – już w trakcie samego występu okazało się, że pozostałe dzieci mówiły Katechizm polskiego dziecka i tylko Jeremi wybrał taką poezję z prawdziwego zdarzenia. Dzięki temu ten wiersz został też ze mną na dłużej, a mantrując go o poranku zrozumiałam, że słowa to przecież nic innego jak wibracje, które mogą mieć ogromną moc.
Joga pomogła mi także, kiedy uczyłam się śpiewać Krakowski spleen Maanamu. To w trakcie ćwiczenia asan odkryłam jego znaczenie. Dla mnie to nie jest tylko piosenka o stanie wojennym. To podróż, której celem jest porzucenie ignorancji i odzyskanie kontaktu z własną duszą. Kora napisała magiczny tekst – dla mnie uniwersalny, dlatego że porusza on energią bez konieczności dokładnego nazywania rzeczy. W mojej muzyce również staram się nie zamykać w jednej historii dosłowności. Myślę, że jeśli piosenki są właśnie tak skonstruowane, to mogą być aktywowane jak nasiona – w dowolnym miejscu i czasie – nieść ważny przekaz niezależnie od okoliczności, w których powstały, i stać się czyjąś codzienną mantrą.
rysunek Arkadiusz Hapka
Rozmawiał Mateusz Roesler