
Rysunek Anna Głąbicka
Od dawna wyznaję regułę: przez żołądek do serca. To zasługa mojej mamy, że dziś w apteczce trzymam przede wszystkim kolekcję japońskich noży, żeliwne patelnie i garnki. Pierwsze kroki w kuchni stawiałam już w dzieciństwie. Mama pracowała z domu, zajmowała się dekorowaniem tortów i pieczeniem ciast na przeróżne uroczystości, dlatego często nie miała czasu przygotowywać codziennych posiłków. Zastępowałam ją w kuchni, stosując się do jej dokładnych instrukcji. Posłusznie wykonywałam wszystkie polecenia, typu: „Najpierw rozgrzej olej na patelni, potem posiekaj cebulę”. Z czasem przejęłam inicjatywę i sama decydowałam, co będziemy jeść. Zostało mi tak do dziś.
Uwielbiam pełnić rolę gospodyni i zapraszać do siebie gości. Mój partner jest DJ-em – gdy on staje za konsolą i dba o to, by wszyscy dobrze się bawili, ja przyrządzam moje popisowe danie: beef wellington. Dużo czasu zajęło mi doprowadzenie przepisu do perfekcji, tak aby polędwica wołowa, otoczona warstwą grzybowego farszu, miała idealnie różowy kolor, a ciasto francuskie nie rozmokło. Choć w mojej kuchni zazwyczaj panuje totalny chaos – gdy zabieram się za gotowanie, przygotowuję równocześnie kilka dań – jest to miejsce, w którym mogę całkowicie odciąć się od natrętnych myśli, oczyścić głowę i skupić na tym, co tu i teraz. A po wszystkim cieszyć się obecnością bliskich.
Od dzieciństwa czułam ciągłą potrzebę otaczania się ludźmi. Byłam bardzo towarzyskim dzieckiem, które nieustannie zabiegało o uwagę otoczenia i szukało w nim akceptacji. Chyba dlatego też zaczęłam wyrażać się poprzez muzykę – mój głos stał się narzędziem, dzięki któremu mogłam dotrzeć do ludzi, poruszyć ich. Kolejnym krokiem było rozpoczęcie studiów z teatru muzycznego w Brytyjskiej Szkole Sztuki Widowiskowej i Technologii. Szybko uświadomiłam sobie jednak, że chciałabym mieć większą kontrolę nad tym, o czym śpiewam i kim jestem na scenie.
Komercyjny sukces pojawił się niespodziewanie. Pierwszy kontrakt z dużą wytwórnią płytową podpisałam w wieku 16 lat. Po pozytywnych reakcjach, jakie wywołał hit Waiting All Night, uznano, że mój debiutancki album Feline powinien składać się w głównej mierze z utworów w stylu drum and bass nawiązujących do singla nagranego z zespołem Rudimental. Trafiły one na płytę obok wcześniej zarejestrowanych, soulowych piosenek, z którymi byłam zdecydowanie bardziej związana. Im więcej występowałam przed publicznością, tym mocniej czułam, że nie odnajduję się w muzyce dance. Miałam wrażenie, że moi fani też to widzą. Zaczęłam zadawać sobie pytania, kim jestem jako artystka i co tak naprawdę chcę powiedzieć.
Punktem zwrotnym okazała się pandemia. W trakcie lockdownu musiałam przejść operację strun głosowych. Przez miesiąc nie mogłam mówić. Zaczęłam wtedy zapisywać swoje myśli w aplikacji MoodNotes. Był to dla mnie nowy sposób komunikacji z samą sobą. Ta codzienna praktyka pomogła mi zmierzyć się z bezsilnością, którą wtedy czułam. Okres rekonwalescencji uzmysłowił mi również, że jeśli znów będę w stanie śpiewać, zrobię to, pozostając w zgodzie z samą sobą. Wykorzystam swój głos po to, by uszczęśliwić przede wszystkim siebie.
Właśnie w takim duchu powstawał materiał na moją drugą płytę. W pisaniu tekstów piosenek pomogły mi sporządzane w pandemii notatki, dzięki którym mogłam z dystansem spojrzeć na wyrażone w nich emocje i podejść do procesu kreatywnego z większą dozą autorefleksji. Nie chciałam tworzyć muzyki tylko pod wpływem impulsu, jak robiłam to wcześniej na Feline. Wyjątkiem był utwór head in the ground, do którego melodię zaczerpnęłam, śpiewając pod nosem „gdzie zgubiłam swój telefon” [Where did I leave my phone w finalnej wersji utworu zostało zastąpione bardziej poetycką frazą: Where did I leave my soul – przyp. M.R.], kiedy pewnego dnia w panice szukałam go po mieszkaniu.
Początkowo planowałam nazwać ten album exactly as i am. Po zakończeniu nagrań uznałam jednak, że lepszym tytułem będzie everything, in time. Dziś czuję, że w istocie mam wszystko, czego potrzebowałam. Musiałam tylko uzbroić się w cierpliwość i odnaleźć drogę do własnego serca.
Rozmawiał i przełożył Mateusz Roesler
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.
Artystka wystąpiła podczas pierwszej edycji BitterSweet Festival, która odbyła się w dniach 14-16 sierpnia w Poznaniu. Kolejna odsłona festiwalu potrwa między 13 a 15 sierpnia 2026 roku.
