Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Czytaj

Nie wszystko jest w naszych rękach. Fragment książki „Tańcząc. Rozmowy o kryzysie i przemianie”

Sue Carroll / UNSPLASH
W obliczu panującej ideologii zwanej „każdy jest kowalem swojego losu” mówienie, że ktoś ma udaną pracę, stać go na wygodne życie, ma fajne przeżycia, które są obiektem powszechnej zazdrości, bo sam sobie na to zapracował, a temu, kto tego nie ma, że mu się po prostu nie chce, to piętrowa manipulacja i mydlenie oczu, bowiem nie uwzględnia się tu sprawy kluczowej, a mianowicie warunków wyjściowych. Publikujemy fragment książki „Tańcząc. Rozmowy o kryzysie i przemianie” Agnieszki Jucewicz i prof. Bartłomieja Dobroczyńskiego.

Agnieszka Jucewicz: Myślę o tym, co pan powiedział, i wydaje mi się, że dziś często sami się przerabiamy na niewolników. Już nikt nawet nie musi stać nad nami z batem.

profesor Bartłomiej Dobroczyński: Antropolog Claude Lévi-Strauss powiedział kiedyś, że na ziemi istnieją w zasadzie dwa ustroje społeczne. I jeśli nie żyjesz w jednym z nich, to z konieczności musisz żyć w tym drugim. Pierwszy to wspólnota pierwotna, a drugi to właśnie niewolnictwo. To daje do myślenia. Niestety, większość z nas zostaje wpuszczona w krwiobieg tego systemu od dzieciństwa i możemy nawet nie zauważyć, jak się dajemy zniewolić.

Ale cierpimy.

Okrutnie, lecz nie rozumiemy dlaczego. W dodatku rozwiązań poszukujemy wewnątrz tego systemu, czyli staramy się o to, żeby mieć jeszcze więcej lajków, pompujemy sobie usta, sprawiamy sześciopak, albo hejtujemy innych tak straszliwie, żeby zrobił się z tego viral. To wszystko dzieje się między innymi dlatego, że znaleźliśmy się w kleszczach opowieści, które dla nas stworzyli inni. I staramy się żyć zgodnie z zawartym w nich scenariuszem. Oczywiście, samo zdawanie sobie z tego sprawy nie oznacza, że jesteśmy na prostej drodze do ucieczki czy do wyzwolenia. Jest to znacznie bardziej skomplikowane.

Ale jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której koniecznie trzeba powiedzieć, jeśli mówimy o kryzysach i sytuacjach granicznych.


Masz przed sobą otwarty tekst, który udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Zamów dostęp online. To tylko 8,99 zł miesięcznie.


Jaka?

Prowadziłem jakiś czas temu zajęcia ze studentami, na których, tak trochę na marginesie, pojawił się wątek dotyczący tego, w jaki sposób nawzajem się oceniamy – pod kątem osobowości, wyglądu, inteligencji, osiągnięć, stanu posiadania, jakości życia, sukcesów i porażek, ale też wyborów moralnych. Główną osią sporu było to, czy gra w życie jest uczciwa, czy i na ile liczą się nasze rzeczywiste umiejętności, a jaką rolę odgrywa łut szczęścia, przypadek. Moja główna teza głosiła, że nie jest się odpowiedzialnym za karty, które się dostało. To nie może podlegać ocenie. Jedyne, co można, to ewentualnie ocenić to, jak się tymi kartami gra.

Nie jest się odpowiedzialnym za karty, które się dostało. To nie może podlegać ocenie. Jedyne, co można, to ewentualnie ocenić to, jak się tymi kartami gra.

Powiedziałem też studentom, że w obliczu panującej ideologii zwanej „każdy jest kowalem swojego losu” mówienie, że ktoś ma udaną pracę, stać go na wygodne życie, ma fajne przeżycia, które są obiektem powszechnej zazdrości, bo sam sobie na to zapracował, a temu, kto tego nie ma, że mu się po prostu nie chce, to piętrowa manipulacja i mydlenie oczu, bowiem nie uwzględnia się tu sprawy kluczowej, a mianowicie warunków wyjściowych.

O czym się zapomina, głosząc takie tezy?

Zwykle o tym, że większość rzeczy, za które ludzie się wzajemnie oceniają, nie jest ani ich zasługą, ani ich winą.

Nie wybieramy sobie praktycznie żadnej z najbardziej podstawowych cech, które później nas determinują: ani miejsca urodzenia, ani momentu w czasie, ani rodziców i krewnych, ani płci, ani koloru skóry, ani inteligencji, ani urody. Dostajemy je bez żadnego naszego udziału: nikt nas o zdanie nie pyta. Niektóre zaś „wyjściowe rozdania” są tak bardzo niekorzystne, że od razu nasuwają polski podtytuł książki ojca antynatalizmu Davida Benatara – „zaistnienie jako krzywda”. Zatem ocenianie kogoś pod tym kątem i ferowanie wyroków jest błędem poznawczym na poziomie szkolnym, a nawet przedszkolnym. Można ocenić, co ktoś zrobił z urodą czy z inteligencją, którą otrzymał, choć też tylko pod pewnymi warunkami, dlatego że to, co ten człowiek z tym zrobi, zależy od bardzo wielu czynników, na które również niekoniecznie musi mieć wpływ. Pakiet kontrolny akcji, powiedzmy 51 procent, jest poza nami. Choć i tak uważam to za duże niedoszacowanie.

Kto trzyma ten pakiet?

Nasze DNA, status i zasobność naszych rodziców, środowisko kulturowe, szkoła i bliskie otoczenie, panujący ustrój, wszechświat w końcu…

Jesteśmy w pewnym sensie niczym więcej jak marionetkami w rękach potężnych sił. I w sytuacji tych przemożnych oddziaływań, wobec których jesteśmy często bezradni, podtrzymywanie opowieści o tym, że coś jest czyjąś indywidualną zasługą, a coś czyjąś winą, ma charakter polityczny, ideologiczny wręcz. To w istocie rodzaj przemocy symbolicznej polegającej na tym, że na pojedynczego człowieka przerzuca się odpowiedzialność za coś, za co w żadnej mierze ani nie może, ani nie powinien być odpowiedzialny. Widziałem zresztą w oczach i po reakcjach moich studentów i studentek, że takie postawienie sprawy dużej części z nich przyniosło sporą ulgę.

Przeczytaj też: Ruchome piaski „radzenia sobie”. Fragment książki „O zmierzchu…” Marty Niedźwieckiej

No dobrze, to diagnoza jest taka: oddziałują na nas różne siły zewnętrzne i wewnętrzne, na wiele z nich nie mamy wpływu, niektóre mogą prowadzić do kryzysu. Co z tego wynika?

To, że są takie kryzysy, z którymi możemy sobie poradzić sami. Takie, z którymi możemy sobie poradzić tylko z pomocą innych. I takie, z którymi sobie nie poradzimy.

To jest nasz punkt wyjścia.

Elon Musk powiedziałby, że nie ma takich kryzysów, z którymi nie możemy sobie poradzić.

Świat chyba niewiele by stracił, gdyby Musk zachował swoje mądrości dla siebie. A poza tym wolę słuchać w tej sprawie słynnej modlitwy-zalecenia: „O Boże, daj nam pogodę ducha, abyśmy zaakceptowali to, czego nie można zmienić, odwagę, abyśmy zmienili to, co można zmienić, i mądrość, abyśmy umieli odróżnić jedno od drugiego”. Z czego najważniejsze wydaje mi się to ostatnie zdanie, czyli umiejętność odróżnienia tego, na co mam wpływ, od tego, na co wpływu nie mam. Do tego moglibyśmy dorzucić refleksję niemieckiego filozofa i psychiatry Karla Jaspersa, który twierdzi, że w życiu mamy w gruncie rzeczy do czynienia z dwoma rodzajami sytuacji. Jedne to takie, w których powinniśmy siebie „przycisnąć”. To znaczy zmusić się do zrobienia czegoś, odmówić sobie jakiejś przyjemności, wytrwać w postanowieniu.

Przeczytaj też: Pułapki psychowashingu

Uruchomić owe Sloterdijkowskie „ćwiczenia” i „ascezy”, o których mówiliśmy?

Dokładnie. Być wobec siebie surowym i wymagającym. A drugie to takie, w których dla własnego dobra powinniśmy sobie odpuścić. A więc zaprzestać coś robić: nie katować się dodatkowymi zleceniami, nie stawiać sobie morderczych wymagań, nie zadręczać się wewnętrznymi ocenami i wyrzutami sumienia, nie zmuszać się do aktywności. To czas, aby być dla siebie wyrozumiałym i opiekuńczym. I tutaj, podobnie jak w powyższej modlitwie, mądrość znów polega na umiejętnym odróżnieniu jednych sytuacji od drugich.

Dziś myśl, że można nie mieć na coś wpływu i że są sytuacje, w których lepiej sobie odpuścić, jest bardzo uwalniająca, żeby nie powiedzieć: rewolucyjna. Już samo to, podejrzewam, może zmienić nasz stosunek do kryzysu, przez który aktualnie przechodzimy.

Potencjał tych dwóch „mądrości” rzeczywiście wydaje mi się niewyobrażalny. Niestety, problematyczne zarówno w Serenity Prayer, jak i u Jaspersa jest to…

że nie potrafimy za dobrze odróżnić tego, na co mamy wpływ, od tego, na co wpływu nie mamy?

Otóż to. A nie potrafimy z kilku powodów. Głównie dlatego, że od dzieciństwa napierają na nas sprzeczne komunikaty – od rodziców, wychowawców, polityków, z mediów. Jedni mówią coś, drudzy coś innego, trzeci jeszcze coś innego. Otwiera pani internet, przegląda prasę i w ciągu 15 minut dowiaduje się, że albo wszystko powinna pani wziąć w swoje ręce, albo powinna się pani zorganizować w grupę i działać, albo powinna się pani modlić, albo rzucić wszystko w diabły…

i zostać cyfrowym nomadą?

Na przykład. I te sprzeczne komunikaty generują dodatkowe problemy. Poza tym, że sam kryzys je generuje.

Fragment pochodzi z książki Tańcząc. Rozmowy o kryzysie i przemianie Agnieszki Jucewicz i Bartłomieja Dobroczyńskiego, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora. Książkę można zamówić tutaj.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00