Wersja audio

Ot, zdradził go kolor ust. Strach nie starł mu z podniebienia smaku czekolady, jednak radość, jaką z tego miał, nie mogła absolutnie nic w starciu z dzikim od złości, szorstkim, ostro zakończonym spojrzeniem, które ojciec wycelował w niego na progu. Poczuł, że nogi pod nim dziwnie osłabły. Czuł, jak pod koszulą od karku do pasa wije się strużka potu.
Dzwonek, wiszący u drzwi na kablu, miotał się od wiatru: zbliżał się do muru i oddalał, oddalał i zbliżał, raz po raz stukając w drzwi, chociaż nikt mu nie otwierał. Nie, to nie moment, aby wałęsał się bez opieki, ale co począć, skoro on, dziesięcioletni, z chytrą miną zaradnego dziecka – od czasu do czasu gotowego na figle, ale z pewnością nie takie, które rujnują obraz zdolnego ucznia i urokliwego wnuka – bez szmeru i bez świadków wyłonił się z okna: za pomalowaną na zielono ladą skończyła się warta. Rzeczy wokół straganu leżały niepilnowane. Nie było chwili do stracenia. Miał do wyboru drzwi wychodzące na park, na ulicę lub na ogród. Wybrał ogród, ale rzecz, babciu, nie w tym, że drzwi do parku stawiają opór, a drzwi na ulicę od razu rzucają na ludzi …
Zapewnij sobie dostęp do ulubionych tekstów, nagrań audio, a także miesięcznika w wersji na czytniki.