Wersja audio
Widzisz, jak urosłem i przytyłem? Zobacz ten brzuch, jeden wielki flak i wałki, worek na kartofle. Wyglądam jak opona z koła traktora. Ani wódka, ani siłownia, ani figle z Rybką nie zbijają tego bandziocha, ciągle wypięty, naddany, nieułatwiający chodzenia, ciągnący do przodu i w dół. Kiedyś miałem same mięśnie, teraz samo sadło. Nie mogę zejść poniżej stu czterdziestu kilo. Co prawda, za bardzo się nie staram, ale nadmiernie przecież nie żrę. W łóżku Rybka boi się leżeć pode mną. No to skacze na mnie, też dobrze. Choć czasami czuję się jak dmuchany ponton, na którym przysiadł ptaszek.
Urosłem tak przez kajaki. Ścigałem się w dwójkach. Z kumplem byliśmy naprawdę nieźli. Na poziomie światowym. Raz prawie popłynęliśmy na olimpiadę, ale w kwalifikacjach zabrakło nam ułamka sekundy. Że też od mrugnięcia oka zależy, czy będziesz młócił wodę olimpijską, czy przedzierał się przez krajowe ścieki.
Z kumpla zostało tylko wspomnienie. Serce mu pękło, gdy nachylił się w ogródku, by wyrwać trawkę. Zawsze był nadmiernie ambitny. Chłop jak dąb. Na zgrupowaniach dymał wszystkie kajakarki. Nie przepuszczał nawet tym, które goliły się pod nosem. I co mu przyszło z tego ruchania?
No to za kumpla. Chlup!
Kajaki to ciężka, bezmyślna robota. Kiedyś ludzie z kajaków polowali, przemieszczali się nimi z miejsca na miejsce, przepływali świat, kajaki służyły im do czegoś sensownego, ale my machaliśmy wiosłami w jednym celu: żeby jak najszybciej pokonać odcinek tysiąca metrów i wygrać z innymi. Byle do przodu.
ednak …