Siedzieliśmy na skraju łąki. Dzień powoli ucichał, ale przed zmierzchem powietrze rozcinały jeszcze ostatnie pióropusze dźwięków. Potem jakiś ostatni gwizdek, gwizd i pozorna cisza, bo był to raczej trwały szum, jak koła bezsilnikowego pojazdu po twardym gruncie. Prawdziwej ciszy na wsi nie było. Skostniali od zimna siedzieliśmy na skraju tego odłogu, który opadał diablo stromym zboczem w kierunku „Chłopskiego lasu”, świerczyny tworzącej nam u stóp czarne jezioro, nasze wiejskie Loch Ness, z którego latem, w południe, faktycznie widać było jakieś miraże, nieistniejące słupy, dwuszyjne bestie. Listopad był moim ulubionym miesiącem. Nie ze względu na uwielbiany przez wielu klimat zaduszny. Na zachodzie o zmierzchu występowało na niebie jedyne takie pęknięcie, tuż nad linią nigdy nieprzycinanych, nagich o tej porze drzew owocowych.
Pomiędzy ich sterczącymi w niebo gałęziami ściekał świetlisty, pozaziemski szkarłat w kierunku pobielonych wapnem pni. Mój pokój na krótką chwilę przepełniała wtedy blada rubinowa poświata, przed którą wszyscy uciekali do swoich kątów. Narzekałem matce, że nie zrobiła mi w pokoju wykuszu, bo …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Andrzej Muszyński –(ur. 1984), za powieść Podkrzywdzie nominowany do Paszportów „Polityki” i Nagrody Literackiej Gdynia. W 2017 roku wydał Fajrant, opowieść o perypetiach trójki przyjaciół po latach spędzonych na emigracji
zarobkowej w Wielkiej Brytanii. Mieszka na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.