Wersja audio
Koli nikt nie uczył jeździć wojskową ciężarówką, bo to nie te czasy, ale co w tym może być trudnego: kierownica, biegi, od razu widać, że toporna maszyna. Siada w szoferce, po kilku próbach silnik odpala jak traktor, a z rury wydechowej idzie dym. Pod pedałem gazu czuć przestrzeń, można wciskać, byleby tylko szyby nie powypadały na kamieniach. Kto to widział, wstawiać domowe okna w naczepę. Ural-4320 przez chwilę warczy, po czym krztusi się i gaśnie, a z kilkunastu gardeł dobywa się jęk zawodu. Nie teraz, przecież wszystko powinno działać, sprawdzali od rana, rzęch, nie samochód, jego mać. Dawajcie jutro, kolega jeszcze zerknie, może to od tego wiatru. Stał rok, postoi jeszcze dzień, ludzie już przywykli, że jak zjawiają się Norwegowie, to dzieją się tu dziwne rzeczy.
To było po południu. Teraz jest noc, a w nocy zwykle przestaje wiać. Tuż przed pierwszą słońce wychyla się zza gór porośniętych karłowatymi brzozami i razi dokładnie na wysokości wzroku. W szparze między powiekami powykręcane pnie przypominają przygarbione postaci, jakby ci, dla których nie starczyło miejsca na cmentarzu, schodzili coraz niżej, w stronę morza, w piach. Ten piach wciska się we włosy i pod paznokcie, zalega w kieszeniach, chrzęści w wódce bez zapity, zagłusza pogłos. Stoimy na urwisku schodzącym do Morza Barentsa, woda ma odcień jaskrawego granatu. Zimno już było, teraz jest krótkie, bzyczące lato.
– Pierwszy raz przyjechałem tu po tym, jak zobaczyłem Lewiatana – Pøbel ściera warstwę komarów przyklejoną do odsłoniętej skóry. Jest ich tak dużo, jakby na każdą cząsteczkę powietrza przypadał jeden owad. – Było coś w tym filmie, co kazało mi przyjechać. Nie w kadrze, bardziej poza nim. Domyślałem się, że tu znajdę opowieść o rozpadzie, o jakim nie miałem pojęcia.
Rozmawiamy przyciszonymi głosami, by nie zagłuszać fontanny przepływającego w dole wieloryba. Z urwiska widać przesuwający się pod wodą cień, wdech–wydech, a mnie przypomina się plakat do filmu Andrieja Zwiagincewa z chłopcem siedzącym na kamieniu przy szkielecie wielkiego ssaka. Lewiatan przedstawiał losy mechanika samochodowego, który musi się wyprowadzić z własnego domu, bo mer miasteczka wykupił należące do niego grunty. W filmie miejsce akcji nazywało się Pribreżnij. W rzeczywistości za lokację posłużyła Tieribierka – nadmorska wieś w obwodzie murmańskim, którą mamy po prawej. Nocne słońce odbija się w szybach drewnianych budynków i oknach zaparkowanej między nimi ciężarówki. Z daleka nie widać, że w większości domów nikt nie mieszka.
Pøbel jest najbardziej znanym norweskim przedstawicielem street artu , choć wybierane przez niego ulice leżą zwykle na uboczu miast albo – najchętniej – na skraju mapy. Od lat maluje na rozpadających się budynkach, …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł ukazał się w lipcowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (7/2022) pod tytułem Pretekst.