Wersja audio
Oleksandr
O czwartej zadzwoniła matka z wiadomością, że wybuchła wojna. Podniosłem się i przez okno zobaczyłem przelatujące rakiety. Pomyślałem, że to fajerwerki, ale szybko zrozumiałem, że to nie był żart. Od dłuższego czasu wszyscy czuli, że coś się wydarzy, ale nikt nie wiedział, co dokładnie. Wieczorem dzień przed atakami zobaczyliśmy na ulicy łysych mężczyzn z dziwnymi reflektorami w rękach. Później dowiedzieliśmy się, że była to ochrona Wiktora Medwedczuka, jednego z liderów prorosyjskiej partii, który przez lata odgrywał ważną rolę w promowaniu rosyjskich interesów w Ukrainie.
Po telefonie matki od razu postanowiłem, że pojadę do rodziców, chociaż w pobliżu ich domu znajduje się baza wojskowa i akurat, kiedy jechaliśmy do nich, spadły na nią rakiety. Spędziliśmy tam dwa, może trzy dni, przyglądaliśmy się sytuacji, dzwoniliśmy do znajomych. Wychodziliśmy tylko po najpotrzebniejsze zakupy. Było dość spokojnie, choć jednego dnia znowu rakieta uderzyła zaledwie 500 metrów, może kilometr od nas.
Zastanawialiśmy się, co robić. Rodzice chcieli nas gdzieś wywieźć, a my – ich. Jeszcze zanim się zaczęło, ojciec mówił, że powinniśmy zabrać kobiety i dzieci na zachód, a potem wrócić. W końcu jednak tylko rodzice zostali w bezpiecznym miejscu.
Korki przy wyjeździe z Kijowa były ogromne. Widzieliśmy nad nami samoloty, ale nie wiedzieliśmy czyje. Widzieliśmy też ukraińskie kamazy i inne pojazdy wojskowe. Dzień i noc byliśmy w drodze, zmieniając trasę w zależności od informacji, które otrzymywaliśmy.
W internecie różni chłopcy i dziewczyny atakowali rosyjskie strony internetowe, było mnóstwo dezinformacji – niektórzy walczyli właśnie tak. Inni, widzieliśmy to na filmikach, walczyli wprost, na ulicach. Gdzieś miała miejsce strzelanina, gdzie indziej – ostrzał. Miałem wrażenie, że kule latają dosłownie wszędzie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie wrócić do domu, czy tam nie będzie bezpieczniej.
Ludzie na ulicach wyglądali na przerażonych. Panowało przeświadczenie, że wszędzie są Rosjanie. Broń …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w styczniowym wydaniu magazynu (01/2025) pod tytułem Ślad.
W trakcie pracy nad materiałem jeden z bohaterów tekstu został wcielony do wojska. Imiona dwóch bohaterów zostały zmienione.
Ślad to projekt, który odnosi się zarówno do dosłownego, jak i metaforycznego znaczenia tego słowa. W języku polskim i ukraińskim „ślad” (ukr. „слід”) oznacza znak pozostawiony przez coś lub kogoś – dowód istnienia, działania lub obecności. W kontekście wojny w Ukrainie „ślad” symbolizuje nie tylko fizyczne zniszczenia, lecz także emocjonalne piętno, które pozostaje w ludziach i przestrzeniach. Poprzez abstrakcyjne portrety i cyfrowe skany projekt ukazuje zarówno widzialne, jak i niewidzialne ślady wojny, tworząc świadectwo nowej rzeczywistości osób, które jej doświadczają.
Mecenasem zdjęć i skanów cyfrowych jest Fotofestiwal – Międzynarodowy Festiwal Fotografii w Łodzi.