Wersja audio
Nie minęły dwie godziny od czasu, odkąd Giwi Adeiszwili wraz z pięcioma innymi Gruzinami zakwaterował się w hotelu w meksykańskiej Tijuanie, tuż przy granicy ze Stanami Zjednoczonymi. – Zjedliśmy kolację i nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Mężczyzna, chyba Meksykanin, trzymał w ręku kserokopie naszych paszportów. Rzucił okiem na nasze twarze, a potem rozkazał: „Idziecie za nami” – opowiada mi Giwi. – Pod hotelem stały dwa auta. Ruszyliśmy. Na obrzeżach miasta zboczyliśmy na mniej uczęszczaną drogę, która zawiodła nas na strzeżoną posesję. Wjechaliśmy za wielką bramę i weszliśmy do prostego domu, który przypominał motel. Kazano nam czekać. Zapaliliśmy papierosy. Po krótkim czasie podjechały jeszcze dwa inne samochody, wsiedliśmy do nich. Nasza grupa rozrosła się do dwudziestu osób. Około czwartej rano padła komenda: „Jedziemy”. Było zupełnie ciemno, jechaliśmy może pół godziny, gdy kierowca krzyknął: „Wysiadać!”.
Teraz, podczas wideorozmowy, pięćdziesięciojednoletni Giwi na zmianę poprawia bejsbolówkę albo zamaszyście gestykuluje. Siedzi w samochodzie, którym całymi dniami rozwozi jedzenie po Filadelfii jako kurier platformy DoorDash.
– To wydarzyło się tak nagle, ledwie zdążyłem złapać podręczną torbę! W środku miałem dokumenty i ciuchy na zmianę, wszystko, co kazał zabrać przemytnik. Wyskoczyliśmy z auta i ruszyliśmy za młodym przewodnikiem. Po trzydziestu minutach weszliśmy do rzeki. Woda sięgała do pasa. Na drugim brzegu chłopak zarządził postój na zmianę ubrania. Założyliśmy suche i ruszyliśmy w dalszą drogę aż do muru. Robił wrażenie, miał więcej niż pięć metrów wysokości. Po drugiej stronie była już Ameryka, ale przemytnik kazał iść dalej. Szliśmy szybko, wyprzedziliśmy dwie inne grupy.
Nagle zobaczyliśmy światła. To był meksykański patrol, musieli nas zobaczyć, ale najwyraźniej nie zamierzali nam przeszkadzać. Albo byli opłaceni. Chłopak powtarzał tylko: „Do przejścia”. Szliśmy tak i szliśmy, dobre 5 kilometrów, aż do miejsca, w którym skończył się mur. Jak gdyby nigdy nic przeszliśmy na drugą stronę. Tam czekały dwa busy pełne migrantów z różnych części świata. Wokół przechadzali się amerykańscy policjanci graniczni. Zapytali nas tylko: „Ktoś za wami idzie? Czy powinniśmy jeszcze poczekać?”.
Tijuana to miasto w północno-zachodnim Meksyku, rzut kamieniem od amerykańskiego San Diego. Z lotu ptaka wygląda jak przyklejone do muru, który wyłania się z Oceanu Spokojnego, przecina miejską plażę, a potem meandruje na wschód wraz z granicą. Zapory z drutów kolczastych na granicy meksykańsko-amerykańskiej powstawały już na początku ubiegłego stulecia, te najwcześniejsze służyły do zatrzymywania bydła. Najstarsze fragmenty obecnego muru pochodzą z lat 60. XX wieku. Ale mur ciągle się zmienia. Świetnie widać to w Tijuanie. W ostatnich miesiącach upstrzoną muralami po stronie meksykańskiej barierę (zatwierdzoną w czasach administracji George’a Busha seniora, a zrealizowaną za rządów Billa Clintona) zastąpiła wyższa, metalowa. Kolejna decyzja o podniesieniu muru na granicy aż do około 9 metrów została podpisana w 2017 roku za Donalda Trumpa, ale roboty wykonano w styczniu i lutym tego roku. Dodatkowo powstały tak zwane techitos (hiszp. „daszki”), czyli nachylone na meksykańską stronę metalowe elementy na szczycie muru, które mają zapobiec wspinaniu się i przeskakiwaniu przez barierę.
Za Tijuaną mur oplata obszar dzikiej przyrody wokół góry Otay i przecina pustynię. Gdzieniegdzie, jak w okolicy gorących źródeł Jacumba, gdzie bariera składa się z blaszanych mat do lądowania dla helikopterów wyprodukowanych na potrzeby wojny w Wietnamie, urywa się niespodziewanie. Właśnie takich miejsc szukają szmuglerzy, którzy tylko w 2023 roku przemycili do USA 2,5 miliona migrantów. To historyczny rekord. W ciągu tygodnia na przełomie stycznia i lutego, który poprzedza mój przyjazd do Meksyku, amerykańskie służby zatrzymały 8,5 tysiąca migrantów siedemdziesięciu trzech narodowości.
Tijuana to ostatni przystanek w podróży do Stanów, która często zaczyna się od wizyty w polskim konsulacie. Taka droga migrantów z polską wizą stała się w ostatnich latach szczególnie popularna w Gruzji, dlatego wyruszyłem śladami Giwiego, który odbył ją w czerwcu 2022 roku, i jego rodaków.
Według raportu przygotowanego przez gruzińską firmę konsultingową Policy and Management Consulting Group na temat wpływu emigracji i przekazów pieniężnych na gospodarkę Gruzji liczba osób, które w latach 2010–2020 pracowały poza …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Reportaż ukazał się w majowym numerze „Pisma” (05/2024) pod tytułem Przez Meksyk do USA z polską wizą.
Reportaż przeczytasz również w formie komiksu. Wszystkie kadry komiksu przedstawiają rzeczywiste miejsca bądź zdjęcia umieszczane w mediach społecznościowych przez przemytników. Wizerunek Giwiego Adeiszwilego jest fikcyjny.
Autorką ilustracji jest Judyta Sosna - absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach, kierunek grafika warsztatowa. Debiutowała wraz z Igorem Jarkiem albumem Słowackiego (2016). Razem wydali jeszcze dwa albumy: Spodouści (2018) i Czarna studnia (2019).
Weryfikację faktów w „Piśmie” wspiera EMIF, prowadzony przez Fundację im. Calouste'a Gulbenkiana.
Fact-checking in „Pismo” is supported by EMIF, managed by Calouste Gulbenkian Foundation.
The sole responsibility for any content supported by the European Media and Information Fund lies with the author(s) and it may not necessarily reflect the positions of the EMIF and the Fund Partners, the Calouste Gulbenkian Foundation and the European University Institute.