Wersja audio
Wychodzę z imprezy, na której nie chcę być. Doganiają mnie na niej twarze i sytuacje, które przynoszą trudne wspomnienia. Uświadamiam sobie jednak, że wcale nie muszę wśród nich tkwić. Wybiegam w nieznane osiedle i odkrywam, że obca przestrzeń układa się w spiralne piętra. Gubię drogę. Nie wiem, jak wrócić do punktu wyjścia, ale przecież wcale nie chcę do niego wracać. Wspinam się więc na kolejne poziomy tego dziwacznie zagiętego miasta, czuję niepokój, wreszcie docieram na szczyt. Drewniany krużganek oplatają pnącza, a zza niego uderza widok – coś jakby pochłonięty przez dziki las mariaż europejskich miast wchodził klifami w ocean. Oczywiście o zachodzie słońca, oczywiście w ciepły wieczór. Powietrze pachnie najlepszym możliwym połączeniem słońca, drewna, soli i wilgoci. Klisza, siedem cudów świata na jednym obrazku. Pomimo kiczu jest to piękne i o dziwo daje poczucie bezpieczeństwa. Dociera do mnie, że to miasto zawsze tu było, a gdyby trudne doświadczenia nie przepędziły mnie z parteru, nie dowiedziałabym się, że mieszkam nad oceanem. Puf, taśma się urywa. Mój pies żąda spaceru.
Pierwsza myśl, jaka dogania mnie po przebudzeniu, to wątpliwość, czy śnienie spirali i obrazów tak oczywistych w interpretacji, że aż kłują w oczy, to efekt słuchania dzień wcześniej o strukturze jaźni, czy też po prostu większego uwrażliwienia na to, by wyłapać i odtworzyć architekturę własnego snu. W końcu to pierwsza opowieść, jaką odnotowuję od razu po otwarciu oczu zgodnie z zaleceniami z kursu o dumnej nazwie Kraina snów 2.0 , na który zapisuję się, aby poznać psychoezoteryczny aspekt interpretacji marzeń sennych i skonfrontować go z doniesieniami współczesnej nauki. Ciekawi mnie to zderzenie jednocześnie bliskich i dalekich sobie światów: psychoanalizy, która snami zajmuje się od swojego zarania, i poppsychologii, która pomieszała rozmaite kulturowe i naukowe przekazy, spłycając je do postaci senników i ukręconych z plastiku łapaczy snów. Neurologii, która na sny patrzy przez pryzmat fizjologii i dynamiki impulsów zachodzących w mózgu, oraz ezoteryki, która przypisuje snom wartość mistyczną. Fascynuje mnie, co ten mariaż praktyk mówi o nas dzisiaj, oraz jakie przekazy na temat rzeczywistości – zarówno przeżywanej subiektywnie, jak i wspólnotowo – można ze snów wyczytać bez bycia posądzonym o zawierzanie gusłom.
(Nie)ciekawe opowieści
Według powszechnego przekonania powinniście jednak już zarzucić czytanie tego tekstu. Podobno nie ma nic nudniejszego od słuchania o tym, co się komuś śniło. „Jedyną rzeczą, której nienawidzę bardziej od moich własnych snów, są twoje sny. (…) «Latałem nad jeziorem Michigan różowym samolotem», zaczynasz, «tylko że to nie było prawdziwe jezioro Michigan…», i już tonę, pokryty pajęczynami, przysypany wirującym kurzem nudy” (przeł. Z.K.) – pisał na stronie internetowej „The New York Review of Books” amerykański pisarz Michael Chabon.
A jednak, gdy wśród znajomych i przyjaciół rozeszła się fama, że w ramach przygotowywania eseju o snach będę zgłębiać nie tylko neurologiczne, biologiczne i psychologiczne aspekty snów, ale również ich wymiar symboliczny – naszą odwieczną skłonność do szukania w nich ukrytych przesłań, znaczeń, a nawet przepowiedni – okazało się, że wielu z nas bliżej niż do Chabona jest do filozofa i teoretyka kultury Paula B. Preciada, który we …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Studium ukazało się w marcowym wydaniu „Pisma” (03/2025) pod tytułem Terapia nocnych opowieści, czyli dlaczego Martin Luther King miał sen.