Wersja audio
Dziewczynka z blond włosami, na oko ośmioletnia, tańczy i uśmiecha się do kamery. Śledzę jej nagrania na TikToku na tyle długo, że od razu zgaduję – filmiki kręci jej mama. Zanim odważę się wysłać pierwszą wiadomość, zanim zostanie zauważona, zanim umówimy się na rozmowę, historię Claire i jej córki Maggie będę odkrywać właśnie w ten sposób. W krótkich, co najwyżej kilkuminutowych odcinkach. Razem z tysiącami innych obserwatorów czekam na kolejne części: może tym razem dowiemy się więcej o diagnozie, może o tym, jak Maggie radzi sobie z faktem, że jest inna od swoich rówieśników?
Nie, dzisiaj Maggie tańczy. Z głośników leci Drake. Trudno o bardziej tiktokowego Tik-Toka, taniec do przypadkowych fragmentów muzyki to na tej platformie klasyka gatunku. I tylko napis, który pojawia się pod koniec nagrania nad głową Maggie, sugeruje, że w tym profilu chodzi o coś więcej: „Nigdy w życiu nie udało mi się zasnąć na dłużej niż dwie godziny”.
Niewyspani od dziecka
Jak często pojawia się u pani ktoś taki jak ja? – pytam Małgorzatę Fornal-Pawłowską, psycholożkę kliniczną i psychoterapeutkę, która od lat specjalizuje się w terapii bezsenności.
Przychodzę do niej z problemem, którym zajęłam się już kilka lat temu, ale interesuje mnie „co by było, gdyby” – gdybym na przykład, zamiast mozolnie wypracowywać własne strategie, sięgnęła po pomoc specjalisty. Ciekawi mnie, ile jest podobnych do mnie osób – dorosłych, których problemy ze snem zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie.
– Zdarza się. Nie jest to jednak przeważająca grupa, przynajmniej u mnie w gabinecie.
Fornal-Pawłowska opisuje pokrótce tę dominującą stronę – pacjentów, na których bezsenność zaczaiła się w późniejszym wieku, upolowała już dorosłych. Przez chwilę jestem przekonana, że mają szczęście. Myślenie o śnie nie zabrało im cennych godzin przeznaczonych na zabawę. Nie musieli co noc skradać się do łóżka rodziców, szeptać w ciemności: „Mamo, śpisz?”. Potrząsać za ramię, wybudzać. Innymi słowy: robić wszystko, żeby tylko nie mierzyć się z nocą w pojedynkę.
„To dziecko znowu łazi” – słyszałam przez uchylone drzwi pokoju („to dziecko” – klasyk w momentach skrajnej frustracji). Rodzice nie znali powodów mojej bezsenności, nie znałam ich też ja. Coś, co zaczęło się niepozornie, od strachu przed ciemnością i potworami, wcale nie minęło z wiekiem. Potwory rzeczywiście zniknęły, ale zapomniały zabrać ze sobą lęk. Jako dwunastolatka miałam go w sobie dużo, z różnych powodów – i rósł, pęczniał na samą myśl o wieczorze. Kiedy przykładałam głowę do poduszki, cała byłam lękiem.
– Jednym z kryteriów rozpoznania bezsenności jest często fakt, że człowiek zaczyna się tym martwić – tłumaczy Fornal-Pawłowska, a ja przeglądam się w tych słowach jak w lustrze. – Moimi pacjentami często zostają osoby, które mają w ogóle skłonność do zamartwiania się.
Bezsenność została też we mnie w innej formie: zaczęłam być jej ciekawa. Jej, zmagających się z nią dzieci oraz ich rodziców, którzy usiłują cokolwiek z tego zrozumieć.
Metody, których próbowałam, żeby uspokoić lęk i zasnąć, mam zanotowane w starym zeszycie. Starannym pismem obowiązkowej dwunastolatki zapisałam: liczenie owiec lub innych, mniej standardowych zwierząt; wyobrażanie sobie, że zaprószam lęk śniegiem, fantazjowanie, że świta; kubek melisy wypijany zaraz przed snem; ziołowe tabletki, które „pomogły XYZ, kiedy miał podobne problemy”; czytanie grubych, trudnych książek, na przykład o historii pierwszych Piastów (nie pomogło, ale nic straconego, wygrałam konkurs klasowy z wiedzy o Piastach!); przerzucanie kołdry z jednej strony na drugą (zimna zewnętrzna, kiedy dotykała ciała, dawała wrażenie świeżości, jakby dopiero weszło się do łóżka, a nie leżało w nim już cztery godziny); nasłuchiwanie, czy telewizor w dużym pokoju jest jeszcze włączony („Boże, jeśli istniejesz, nie pozwól im wyłączyć telewizora”); wmawianie sobie, że nieprzespana noc to nic wielkiego.
Metody te przyniosły umiarkowane efekty, moja bezsenność trwała i ostatecznie rozlała się na dorosłość. Noce spędzone na czuwaniu stawały się, co …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Więcej reportaży przeczytasz lub wysłuchasz na magazynpismo.pl/reportaz
Fundację Pismo, wydawcę magazynu „Pismo”, wspiera Orange.