Wersja audio
Warto odnotować, że o ile mężczyźni dość często wskazywali żonę jako powód do dumy lub swój sukces, o tyle żadna z rozmówczyń nie opowiedziała w ten sposób o swoim mężu (partnerze).
Mirosława Marody i inni, Społeczeństwo na zakręcie. Zmiany postaw i wartości Polaków w latach 1990–2018 , Warszawa 2021
Dziesięć lat temu grupka polskich młodych nacjonalistów z zasłoniętymi twarzami i światowej sławy amerykański (dziś już emerytowany) socjolog mieli zdumiewająco podobną intuicję i podobne wyczucie chwili. Nacjonaliści podczas protestu pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie wywiesili słynny transparent „Chcemy męszczyzn, a nie cioty”, socjolog zaś opublikował książkę pod tytułem Angry White Men. American Masculinity at the End of an Era ( Wściekli biali mężczyźni. Amerykańska męskość u schyłku epoki ). Transparent został obśmiany za ortografię – nie tylko w liberalnych mediach, ale nawet w tak prawicowych jak wPolityce.
Książka socjologa doczekała się wielu dyskusji, paneli, debat, polemik, recenzji, a pierwszy człon jej tytułu stał się w publicystyce „Time’a”, „Newsweeka” czy „Guardiana” zwrotem niemalże obiegowym. Powtórne wydanie książki w roku wyboru Donalda Trumpa na prezydenta (2017) przysporzyło jej popularności. Autor Angry White Men, Michael Kimmel, oferując wciągającą narrację portretującą amerykańskich prawicowców, stał się z dnia na dzień medialnym prorokiem, gdyż jakoby przewidział polityczny triumf króla nieruchomości. A jednak, śmiem twierdzić, jego książka pozostała niedoczytana tak samo jak transparent, z którego pamiętamy głównie ów błąd.
Zarówno bowiem Kimmel, jak i młodzi narodowcy odczytali znaki czasu, których waga jest większa niż polityczna koniunktura zapewniająca sukcesy konserwatywnej prawicy. Według Kimmela po prostu kończy się pewna era. Według narodowców żyjemy już w czasie deficytu mężczyzn (w domyśle: prawdziwych), którzy zaczęli tajemniczo znikać ze społecznego horyzontu, zastępowani przez „cioty”.
W obronie prawdziwej męskości
W 2018 roku miałem okazję gościć jako visiting scholar w założonym przez Kimmela Center for the Study of Men and Masculinities na Uniwersytecie Stony Brook pod Nowym Jorkiem. Ośrodek zajmował kilka pokoi na czwartym piętrze budynku wydziału nauk społecznych. Ruch wewnątrz nie był przesadny: przewijała się tam studiująca młodzież, urzędowały osoby z administracji, kadra akademicka wpadała na zajęcia. Można było się rozsiąść na wygodnej, czerwonej kanapie w pokoju pracowniczym, poczytać fachową literaturę, poprzeglądać nowości, napić się kawy, przeskrollować wiadomości.
Gdy pewnego listopadowego dnia wyszedłem z windy, zaskoczyło mnie nerwowe poruszenie. Ktoś minął mnie bez słowa i zwyczajowego uśmiechu, ktoś inny – wyraźnie wzburzony – rozmawiał przez telefon. Po korytarzu w tę i we w tę chodzili faceci ze śrubokrętami, wkręcając i wykręcając coś przy drzwiach i biurkach. Z drzwi do naszego pomieszczenia zniknęła tabliczka informacyjna. Zdziwiło mnie to, ale wszedłem jak zwykle.
W pokoju siedział blady jak ściana Robby Cserni, doktorant, który opiekował się mną podczas mojego trzymiesięcznego stażu. Zapytałem, o co chodzi. Robby przesunął ekran swojego laptopa w moją stronę i kazał mi czytać. …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Eseje w „Piśmie” powstają dzięki wsparciu Fundacji Jana Michalskiego.