Wersja audio
Żyjemy w kraju wielkiego paradoksu. Obudzeni w środku nocy potrafimy wyrecytować, że „nie ma wolności bez Solidarności”, a wielki zbiorowy wysiłek tysięcy kobiet i mężczyzn z masowego związku zawodowego uratował nas przed autorytarną monowładzą PZPR-u. Jednocześnie niezwykle ciężko przekonać Polaków, że tylko związki zawodowe są w stanie uchronić większość z nas przed brutalnym panowaniem współczesnego kapitalizmu.
„Kim jesteś, żeby nas tak traktować?”, pytają zdesperowane kobiety. „Jestem wolnym rynkiem”, słychać w odpowiedzi. Zapada cisza. Kobiety nie mogą odszczeknąć. Nie mogą przypuścić kontry. Nie ma instytucji, która mogłaby je uratować. Dlaczego? Bo w świecie, w którym żyją, związek zawodowy Solidarność jest tylko wspomnieniem z kolorowych książeczek o najnowszej historii Polski. Nie niesie żadnej pomocy ani ochrony. Nie działa i nie temperuje współczesnego kapitalizmu, tak jak powinien go temperować w zdrowej demokracji. To scena z popularnego w ubiegłym roku spektaklu teatralnego Workplace Bartka Frąckowiaka, który pokazuje realia polskiego rynku pracy z perspektywy jej największych przegranych: kobiet. Bohaterki są trzy. Stara, średnia i młoda. Walczą na wielu frontach jednocześnie. Ze sobą, z innymi pracownikami, z poniżeniami, ze sprzecznymi oczekiwaniami pracodawców, z wyzyskiem, ze zmęczeniem i z ciągłym brakiem czasu.
Jeśli ktoś uważa, że konwencja sztuki teatralnej jest zbyt wydumanym sposobem opowiadania o problemach polskiej pracy, to powinien koniecznie porozmawiać z ludźmi z Inicjatywy Pracowniczej (IP). Inicjatywa Pracownicza jest oddolnym, samorządnym związkiem zawodowym założonym oficjalnie w 2004 roku przez pracowników zakładów Cegielskiego …