Wersja audio
Dlaczego nie lubimy krów? Mają głębokie, czekoladowe spojrzenie, ciekawskie nozdrza, swojskie wymiona. Najmłodszych cieszy dźwięk ich muczenia.
A jednak większość ludzi woli krowy nieżywe. Amerykanie zjadają trzy hamburgery tygodniowo, co oznacza, że podawanie gościom wołowiny z grilla jest takim samym patriotycznym obowiązkiem jak zakup broni. Gdy postępowi Demokraci przedstawili w 2019 roku Nowy Zielony Ład [program globalnych reform, przeciwdziałających zmianom klimatu – przyp. red.], republikańska większość nazwała ten raport spiskiem, mającym na celu „odebranie obywatelom ich hamburgerów”. Sebastian Gorka, były doradca Donalda Trumpa, porównał tę „grabież” do „spełniania marzeń Stalina”, a sam prezydent oskarżył dokument o rekomendowanie „całkowitej eliminacji” bydła. Jego autorzy, rzecz jasna, opowiedzieli się jedynie za ograniczeniem spożywania mięsa. Kto chciałby odbierać ludziom hamburgery i pozbywać się krów? [Przeczytaj również esej autorstwa Wojciecha Nowickiego – przyp. red.]
Cóż, Pat Brown zamierza wkrótce tego dokonać. Sześćdziesięciopięcioletni emerytowany profesor biochemii z Uniwersytetu Stanforda jest założycielem i prezesem spółki Impossible Foods. Dzięki opracowaniu substytutów wołowiny, drobiu, wieprzowiny, baraniny, nabiału i ryb ze składników roślinnych zamierza do 2035 roku całkowicie wyeliminować przemysłową hodowlę zwierząt oraz rybołówstwo dalekomorskie. Pierwszy stworzony przez niego produkt, Impossible Burger (Niemożliwy Burger), zawierający głównie białka sojowe i ziemniaczane oraz olej kokosowy i słonecznikowy, jest obecnie serwowany w siedemnastu tysiącach restauracji. Na nasze spotkanie Brown nie przybywa obowiązkową w Dolinie Krzemowej srebrną teslą, ale pomarańczowym chevroletem boltem, który przypomina przygarbionego trolla. Brown ma na sobie koszulkę z nadrukiem krowy przekreślonej czerwoną linią. – Wykorzystywanie zwierząt do produkcji żywności jest zdecydowanie najbardziej szkodliwą technologią na Ziemi – oświadcza w pierwszych słowach. – Naszą misję traktujemy jako ostatnią szansę na ocalenie planety przed zagładą środowiska.
Mięso jest tak naprawdę rachunkiem na ogromną sumę, wystawionym na konto wyczerpanych zasobów naszego środowiska. Rolnictwo pochłania więcej słodkiej wody niż jakakolwiek inna działalność człowieka, z czego prawie jedną trzecią zużywa się do hodowli zwierząt. Trzecia część uprawnej ziemi na świecie wykorzystywana jest do produkcji paszy, co odpowiada za 14,5 procent światowej emisji gazów cieplarnianych. Wycinka lasów pod pastwiska – w ubiegłym ćwierćwieczu wykarczowano obszar przekraczający powierzchnię Ameryki Południowej – sprawia, że dwutlenek węgla nie jest pochłaniany i powstaje go jeszcze więcej.
Brown zwrócił uwagę na ten planetarny debet pod koniec pierwszej dekady XXI wieku, gdy jego laboratorium publikowało jeszcze wyniki badań na tematy obejmujące zarówno wykrywanie nowotworu jajników, jak i kształtowanie się mikrobiomu jelitowego u niemowląt. W 2008 roku Brown spotkał się podczas lunchu z Michaelem Eisenem, genetykiem i ekspertem od obliczeń.
– Jaki jest najbardziej znaczący problem, jakim moglibyśmy się zajmować? – zapytał Brown, kiedy ich dania znalazły się na stole.
– Zmiany klimatyczne – odparł Eisen. Proste.
– A najważniejsza rzecz, jaką możemy zrobić, by na nie wpłynąć? – zapytał Brown z błyskiem w oku. Eisen rzucił kilka modnych haseł: biopaliwa, podatek węglowy. Brown pokręcił głową. – Krowy!
Półtora miliarda mięsnych i mlecznych krów nosi w swoich olbrzymich żołądkach mikroby wytwarzające metan jako produkt uboczny trawienia. Jako że metan jest gazem cieplarnianym o dwudziestopięciokrotnie silniejszym działaniu zatrzymującym ciepło niż dwutlenek węgla, bydło odpowiada za dwie trzecie gazów cieplarnianych emitowanych przez sektor hodowli zwierząt. (W powszechnym mniemaniu winne są krowie gazy, ale problem tkwi raczej w ich beknięciach). Steven Chu, były sekretarz energetyki USA, który często zabiera głos w sprawie zmian klimatycznych, opowiadał swoim słuchaczom, że jeśli krowy miałyby własne państwo, jego emisja przewyższałaby „całą Unię Europejską, a wyprzedzałyby je tylko Chiny i USA”. Każde dwa kilogramy wołowiny przyczyniają się do globalnego ocieplenia w równym stopniu, co lot z Nowego Jorku do Londynu – a przeciętny Amerykanin zjada tyle co miesiąc.
– Jak się więc do tego zabieramy? – zapytał Eisen.
– Legalny sabotaż gospodarczy! – odparł Brown. Rozumiał, że fakty mają mniejszą siłę oddziaływania niż łaknienie mięsa, a zawstydzanie ludzi przynosi odwrotny skutek. Postanowił więc …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł pierwotnie ukazał się w wydaniu „The New Yorker” z 30 września 2019 roku. Copyright © 2019 by Tad Friend. Studium ukazało się w lutowym numerze miesięcznika "Pismo. Magazyn opinii" (02/2020) pod tytułem Czy burger pomoże zażegnać kryzys klimatyczny?