Wersja audio
Moje pierwsze spotkanie z ekonomią miało miejsce pod koniec lat 90. Miałem osiem lub dziewięć lat, oglądałem w telewizji ulubioną kreskówkę. Tym razem Zwariowane melodie nie opowiadały jednak ani o kojocie goniącym za strusiem, ani o króliku chowającym się przed nieudolnym myśliwym. Bajka była o kapitalizmie.
Jedna mysz (Amerykanin Billy) mówiła drugiej (swojemu niemieckiemu kuzynowi Hansowi, który przyjechał w odwiedziny) o tym, co kryje się za sukcesem amerykańskiej gospodarki. Dowiedziałem się, że firmy muszą konkurować o klientów, dlatego obniżają ceny i opierają swoje zyski na zwiększaniu sprzedaży, zamiast podnosić marżę. Zyski jednak nie wędrują prosto do ich kieszeni – są reinwestowane przez firmę, aby zwiększyć wydajność produkcji. Gdy rośnie wydajność pracowników, rosną również ich pensje. W ten sposób pracujący mają do wydania więcej pieniędzy i napędzają popyt na inne produkty. Tak działa według myszy imieniem Billy perpetuum mobile , dzięki któremu Stany Zjednoczone Ameryki stały się najbogatszym państwem na świecie.
Po obejrzeniu bajki pobiegłem pochwalić się ojcu, że wiem już, jak działa gospodarka. Jego pierwszą reakcją było pobłażliwe zwątpienie, ale wystarczyło, że powtórzyłem mu lekcję przyswojoną ze Zwariowanych melodii , aby zmienił ton. Jako przedsiębiorca i gorący sympatyk Unii Wolności musiał być pod wrażeniem.
Gdy skończyłem trzynaście lat, z chęcią opowiadałem każdemu, kto chciał słuchać, dlaczego program gospodarczy Samoobrony doprowadziłby Polskę do bankructwa, i tłumaczyłem, że Leszek Balcerowicz jest wybitnym mężem stanu. Wiedziałem, że Janusz Korwin-Mikke gada straszne rzeczy o kobietach, ale twierdziłem też, że „co do gospodarki, trudno się z nim nie zgodzić”. Państwa powinno być jak najmniej, rynku jak najwięcej. Skoro politykom zależy jedynie na ich własnych interesach, to najlepszym sposobem na odsunięcie świń od koryta jest usunięcie koryta.
Choć w czasie studiów licencjackich w Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu pogłębiałem swoją wiedzę na temat tego, w jaki sposób ekonomia wyjaśnia świat, fundamentalny przekaz, z którym wówczas się zgadzałem, można było sprowadzić do wyczerpującej egzegezy tamtej kreskówki obejrzanej w dzieciństwie. Dlaczego rynek jest lepszy niż państwo? Bo – jak wytłumaczyły mi kiedyś myszy – przedsiębiorcy, chcąc nie chcąc, walczą o poprawę mojego dobrobytu. Dlaczego podnoszenie pensji minimalnej jest złe? Bo przecież firmy podnosiłyby pracownikom zarobki, gdyby tylko mogły. W czym tkwi problem deficytu publicznego? W tym, że nikt nie może zadłużać się w nieskończoność, bo to prowadzi do bankructwa.
Niekiedy tęsknię za tamtymi czasami. Moje ówczesne przekonania dawały prostą receptę na każdy problem. Świat był uporządkowany, pozbawiony dylematów moralnych. Wnioski płynące z nauki ekonomii nie zawsze były budujące, ale jeśli tylko miało się odwagę otworzyć na nie oczy, …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Esej ukazał się w lipcowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (7/2022) pod tytułem W świecie jednorękich ekonomistów. Jest częścią cyklu Ekonomia 2.0.