Wersja audio
Jakiś czas temu spędzałam wieczór w gronie bliższych i dalszych znajomych, gdy nagle usłyszałam TO: – Nie umiem sobie wyobrazić bardziej uprzywilejowanej osoby od ciebie. – Obejrzałam się przez ramię, szukając wzrokiem adresata tych słów, oczyma duszy widząc ubranego w kaszmir snoba. Minęło trochę czasu, nim zorientowałam się jednak, że autor wypowiedzi – na potrzeby historii nazwijmy go bufonem – patrzy prosto na mnie. Z niedowierzaniem zapytałam więc spojrzeniem, czy aby nie pomylił trajektorii uderzenia. – No tak – potwierdził. – Piszesz sobie teksty do „Pisma”, robisz to, co lubisz i uważasz za ważne, i jeszcze na tym zarabiasz.
Reakcja na takie stwierdzenia bywa, jak sądzę, dość podobna: garnek kipi, więc ktoś przykręca pod nim gaz. Część mnie chciała odruchowo wykrzyczeć bufonowi w twarz historię życia, z naciskiem na słowa „upór”, „ciężka praca” oraz „brak znajomości i pieniędzy”. Ten kawałek w mgnieniu oka przełożył „pisanie sobie tekstów” na wspomnienia zarwanych nocy, zleceń za darmo, determinacji pomimo trudności w związaniu końca z końcem. Niezwłocznie pojawiła się też potrzeba przedstawienia listy rzeczy, które robię oprócz pisania, aby móc się utrzymać. I chęć demonstracyjnego wskazania palcem na pusty kieliszek po winie, na którego uzupełnienie – w przeciwieństwie do bufona – nie mogłam już sobie tego wieczora pozwolić. Nim jednak pozwoliłam rozlać się ślepej złości, za chabety wzięła mnie inna część, odpowiedzialna za odmiennego rodzaju ślepotę. Ta ulepiona z pokory, część, która nierzadko szepcze do ucha jakże słuszny i jednocześnie skuteczny w wywoływaniu poczucia winy slogan: „Pamiętaj, że wielu ludzi ma gorzej”. Ten kawałek kazał mi wziąć dwa głębsze wdechy i zrewidować własne położenie, nim cokolwiek odpowiem. Roztoczył przed oczami szerszy kontekst, palec przekierował w stronę zależności systemowych, w których kapitał nie ma wyłącznie wymiaru materialnego. W końcu rola tej części polega na zachwianiu naszym poczuciem absolutnego sprawstwa, jako że źródeł osiągnięć upatruje ona zawsze w zewnętrznych okolicznościach. Ta część mnie podrzuciła więc w kontrze wspomnienia wyłącznie tych sytuacji, w których ktoś mi pomógł lub po prostu miałam szczęście. I przypomniała, że przecież nikt mnie do pisania tekstów do „Pisma” nie zmusza, a fakt, że mam wybór i mogę robić to, co lubię, trudno nazwać inaczej niż właśnie przywilejem.
Z dialogu tych dwóch części można wyciągnąć tylko jeden wniosek: wywołana przez bufona znalazłam się pośrodku zamarzniętego jeziora, i to w dniu odwilży. Od teraz każdy ruch niesie ze sobą jakieś ryzyko. Stwierdzić, że pisanie jest zasługą mojej ciężkiej pracy? Arogancja! Stwierdzić, że wykonywana praca jest wynikiem przywileju? …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 9,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Artykuł ukazał się w październikowym numerze miesięcznika „Pismo. Magazyn Opinii” (10/2021) pod tytułem Przywilej pożyczonego Ulissesa.