Nie ma jej.
Elżbieta II nie żyje.
Umarła Królowa.
To nie są ćwiczenia.
God didn’t save the Queen this time.
Nie ma otoczonej pieskami corgi uroczej starszej pani w kolorowych kapeluszach, zawsze idealnie dobranych odcieniem do kostiumu. Nie ma kochającej babci Harry’ego i Wiliama; prababci George’a, Louisa, Charlotte, Archiego i nazwanej na jej cześć Lilibet. Nie ma teściowej księżnej Diany, po której śmierci przez pięć dni zwlekała z publiczną wypowiedzią. Nie ma kobiety, która zawsze wlewała mleko do herbaty, nigdy odwrotnie. Nie ma matki księcia Andrzeja, która wyciszała skandaliczne wykorzystywanie dziewcząt, jakiego prawdopodobnie dopuścił się on w towarzystwie niejakiego Jeffreya Epsteina.
Nie ma głowy imperium i obrończyni wiary, najwyższej zarządczyni Kościoła anglikańskiego. Nie ma monarchini, która uosabiała stałość świata, jego odwieczny, boski porządek. Nie ma przedstawicielki przestarzałej instytucji, pozbawionej racji bytu w nowoczesnym społeczeństwie. Nie ma patronki ciągnącego się przez stulecia kolonialnego wyzysku.
Nie ma Lilibet, która kochała Filipa.
Wciąż są wszędobylskie monety, seriale, banknoty, obrazy, filmy, pocztówki, ten odcinek „Świnki Peppy” o królowej, portrety, zdjęcia. Ale od dzisiaj, przedziwnie, symbole odsyłają w pustkę.
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty – zarejestruj się i wykup dostęp.