Chcemy Cię opłakiwać –
wspólnie,
publicznie,
w widoczny sposób,
ficjalny – bo na to zasługujesz.
Rzeko, która doznałaś krzywdy. Pragniemy zatrzymać się na tej krzywdzie, bo nami wstrząsnęła.
Twoja krzywda nie składa się tylko ze zmiennych do ustalenia, układanki do odtworzenia, punktów, które trzeba połączyć. Nie jest wyłącznie paragrafami i danymi, choć te są bardzo ważne. Nie jest tylko przyczyną i skutkiem, racjonalnym wyjaśnieniem katastrofy, ułożonym w tabele, liczby i wykresy.
Twoja krzywda jest fizycznym i psychicznym bólem – który od wielu dni współodczuwamy ze wszystkimi zwierzętami umierającymi w Tobie. Jest świadomością poranienia, duszenia się, przerażenia, walki o życie, ostatecznej utraty bezpieczeństwa, śmierci.
Od dziesięcioleci kultura wmawia nam, że powinniśmy wstydzić się łez, bo są wyrazem słabości. Nakazuje bohatersko walczyć. Nie okazywać zmęczenia i wznosić pomniki ze swojej sprawczości. Bezsilnością, żalem, rozpaczą – gardzi. Buduje jedyny słuszny obraz bohaterów i bohaterek – zawsze gotowych do walki.
A przecież każda i każdy z nas zebranych tutaj, poza umiejętnością i gotowością do walki o zwierzęta i przyrodę, poza siłą skoncentrowaną na celu, poza pragmatycznym myśleniem i codziennym działaniem, ma w sobie także coś, co po prostu nad Tobą płacze.
Jestem adwokatką, posługuję się w swojej pracy dowodami, myślę konkretnie i porządkująco. Ale swoją podstawową moc czerpię z tego, co delikatne i wrażliwe. Są sytuacje graniczne, w których także na sali sądowej łamie się głos. Dużo czasu mi zajęło, by pojąć, że poruszenie na skutek ogromnego dramatu nie stoi w sprzeczności z profesjonalizmem. Dziś tylko taka postawa jest dla mnie wiarygodna. Bo Ty, Odro, i każda inna rzeko – nie jesteś tylko projektem do zrobienia, celem do osiągnięcia. Jesteś czymś, z czym czuję się połączona. Wiele od Ciebie dostałam, druga największa rzeko w Polsce.
Wydaje mi się to dziś szalenie ważne, by nasze łzy nad Tobą stały się publicznym symbolem tego, jak jesteś ważna. To także akt polityczny. Nie jesteśmy tu po to, by Cię pogrzebać czy zapomnieć. Nie jesteśmy tu, bo chcemy się poddać. Przyszłyśmy i przyszliśmy dlatego, że chcemy o TOBIE PAMIĘTAĆ, MÓWIĆ, UPOMINAĆ SIĘ w sposób, który oddaje to, że jesteś złożonym, pięknym, fascynującym bytem. Domem dla milionów czujących istot. Potężną wodą.
Właśnie ta potęga i dzikość sprawia, że władza próbuje ujarzmiać rzeki. Dla skostniałego systemu, opartego na patriarchalnej kulturze, dominacji i żądzy kontroli – wszystko, co organiczne, naturalne, dzikie, pełne, obfite, nieprzewidywalne, rozlewające się według własnych zasad, cielesne, nie do końca dostępne, wartkie, bujne, przenikające – jest zagrożeniem. Chcą zabrać Ci Twój swobodny bieg, podobnie jak Wiśle. Betonować brzegi, manipulować Twoim przepływem. Chcą Cię mieć. Zabrać, podporządkować, temperować.
W pewnym sensie wiem, co czujesz. Bo nas też próbuje sprowadzać się do przewidywalnych, nieprzeszkadzających, poddanych kontroli, zrezygnowanych ludzi. Mamy uwierzyć, że nie ma się po co starać. Zaakceptować, przejść do porządku dziennego nad zniszczeniem i niesprawiedliwością. Mamy nie płakać, mamy być grzeczni i grzeczne, wydorośleć… wyrzec się tego, co wolne i dzikie.
Ale to właśnie owa wolność i dzikość sprawiają, że mamy siłę. Opłakiwanie też jest aktem wolności. Kiedy byłam niedawno na Festiwalu Góry Literatury, usłyszałam od Richarda Flanagana – australijskiego pisarza – bardzo ważne zdanie: „Wolność żyje w pamięci”. Został zapytany o to, jak – on, człowiek dużej wrażliwości, widzący świat wieloaspektowo, w jego złożoności, silnie powiązany z tym, w czym wyrósł: przyrodą, ludźmi, historią – radzi sobie ze świadomością potwornej krzywdy, jaka została tam wyrządzona Aborygenom. Powiedział, że kiedyś czuł, iż trzeba na ten temat milczeć. Wszyscy wiedzieli, ale nie było przestrzeni na mówienie. A potem przyszedł wyzwalający czas zmierzenia się wprost z krzywdą i rozpaczą po niej, bo „wolność żyje w pamięci”.
Kolektywne przeżywanie smutku nie odbiera nam nadziei. Raczej buduje jej realny wymiar. Jestem przekonana, że nas wzmacnia. Smutek, żal, rozpacz nie muszą stanowić tabu. Nie godzimy się, Odro, rybo, wodo, małżu, ziemio, ptaku, na zamykanie nas w domach, by nie było widać naszych łez. By nie było widać tego, jak bardzo jesteś poraniona, a my z Tobą. Nasze łzy żałobne, wycie nad Tobą, zacisk w gardle, brzuchu i głowie, nie sprawią w magiczny sposób, że czas się cofnie albo że zostanie wynalezione antidotum na zniszczenia w Tobie. Ale zrobią coś równie ważnego. Sprawią, że będziesz ważna. Nie tylko z powodu liczb i danych. Ale dlatego, że jesteś.
Jesteś ważna z samego tylko faktu, że jesteś. Chcę opłakać każdą czującą istotę, która umarła w Tobie z powodu ludzkiej chciwości. Nikczemność zabrała życie milionom istnień, zwłaszcza ryb. Nie miałam z Tobą relacji – rybo. Nie znam Cię, nie kocham, nie jestem miłośniczką zwierząt. Ale szanuję Twoje życie, bo jesteś, bo byłaś. Chcę mówić o tym, że byłaś, że ktoś Ci to życie bezczelnie odebrał.
Odra i jej mieszkańcy mogliby umierać dwa razy, gdyby nie ten marsz. Pierwszy raz już się wydarzył i wciąż trwa. To zatruta woda, która powinna być życiem, a przyniosła śmierć. Drugi raz mógłby mieć miejsce poprzez umniejszenie tej tragedii, sprowadzenie jej wyłącznie do „ton”, strat finansowych i danych o utracie zasobów wodnych. Bo unicestwianie nie polega tylko na fizycznym akcie zniszczenia, ale także na wymazywaniu ze świadomości i pamięci.
Myślę, że tym marszem budujemy nową jakość tożsamości – oficjalne, kolektywne opłakiwanie tego, co nam bardzo bliskie, a co przez lata było lekceważone. Tożsamość ludzi związanych z rzekami. A łzy są to tego nieuniknioną drogą.