Wersja audio
Tworzyli dość niekonwencjonalne małżeństwo: ojciec starszy o dziesięć lat rozwodnik, mama panna, oboje z odrębnych światów. On z „czerwonych” ateuszy i moczymord, ją wychowywano w nieprzesadnej bogobojności, pochwale abstynencji i szacunku do ładu i osiągnięć sanacyjnej belle époque . Do jego przodków i bliskich należeli widzewscy robociarze, agitatorzy polityczni i pracownicy instytucjonalni niższego szczebla – ojciec ojca, dziadek Najder, był portierem w Browarze Państwowym numer 2 na Orlej, co poniekąd determinowało kształt jego duszy i dni wolnych. Ona mieszkała w kamienicy na Piasecznej, którą tuż po Wielkiej Wojnie nabył jej dziadek, sklepikarz z Wielkopolski, pragnący nadać swoim uciułanym przez dekady oszczędnościom materialny wymiar. Ów szorstki w obejściu i wyniosły Stanisław Szychowski, typ zupełnie dziewiętnastowieczny, który odmówił instalacji telefonu, bo nie mógł znieść myśli, że ktoś obcy za pomocą aparatu może zadzwonić do niego i naruszyć domowy mir, naturalny porządek rzeczy, kupiecki honor w ogólności i jego godność w szczególe, zafundował nam dożywotni abonament na wywyższanie się i snucie fantazji o tym, jak wyglądałoby nasze patrycjuszowskie życie, gdyby nie barbarzyńcy od Bieruta i Gomułki.
Ojciec za to dysponował własnym M3 w potrójnym wieżowcu na Promińskiego (po roku 1989 już Rydza-Śmigłego) i …
Aby przeczytać ten artykuł do końca, zaloguj się lub skorzystaj z oferty.
Dostęp do tego materiału mógłby kosztować 8,99 zł. My jednak w tej cenie dajemy Ci miesięczną subskrypcję wszystkich naszych treści. Czytaj i słuchaj do woli. Zostaniesz z nami na dłużej?
Tekst ukazał się w drugim numerze "Pisma. Magazynu opinii" pod tytułem "Wszystko jeszcze mogło się udać".