Twój dostęp nie jest aktywny. Skorzystaj z oferty i zapewnij sobie dostęp do wszystkich treści.


Czytaj i słuchaj bez ograniczeń. Zaloguj się lub skorzystaj z naszej oferty

Czytaj

Kim jest tata Alberta Albertsona?

W środkach masowego przekazu psychologowie i eksperci prezentują coraz to nowe trendy w wychowaniu dzieci. Rodzicielstwo stało się czymś niezwykle skomplikowanym i napawającym lękiem. Czego o rodzicielstwie i życiu można nauczyć się od taty Alberta Albertsona, bohatera serii książek dla dzieci pisarki i ilustratorki Gunilli Bergström?
rysunek Gunilla Bergström

50 lat temu, w 1972 roku, ukazała się w Szwecji pierwsza książka o Albercie Albertsonie, potem powstawały kolejne. Historie wymyślone i zilustrowane przez Gunillę Bergström szybko zdobyły popularność, jej bohater stał się kultową postacią szwedzkiej literatury dziecięcej, znaną na całym świecie – książki o nim przetłumaczono na 40 języków i dialektów i wydano w 10 milionach egzemplarzy. W Polsce pierwsze trzy tomy ukazały się w 2012 roku, dziś mamy już 22 tytuły.

Albert mieszka w bloku na osiedlu z tatą i kotem Puzlem. Jak każdy kilkulatek czasem ma problemy z zasypianiem, potrafi rano strasznie się grzebać przed wyjściem do przedszkola i jest niezwykle pomysłowy, zwłaszcza jeśli bardzo czegoś chce. W niektórych tomach pojawiają się również: babcia, ciocia Fela i przyjaciele Alberta – (wymyślony) Molgan oraz (prawdziwi) Wiktor i Mika.

Oto artykuł napisany w 2010 roku przez autorkę wywołaną do odpowiedzi w sprawie intrygującej postaci taty Alberta.


W wywiadach dziennikarze pytają czasem o literaturę dla dzieci tak, jakby chodziło o książki kucharskie. Jaki był pomysł na serię? Dlaczego wybrała pani ten właśnie temat? Jaka INTENCJA przyświeca pani twórczości? Czym się pani kierowała, decydując o charakterach poszczególnych bohaterów?

Niekiedy pojawiają się też skargi i wymagania: kiedy napisze pani książkę dla dzieci o rolach i stereotypach płciowych, o ekologii, o imigracji?

Każdy, kto bada twórczość uznanego autora, ma przed sobą zestaw gotowych książek i często przyjmuje błędny, bo teraźniejszy punkt widzenia – jakby wszystko od samego początku było szczegółowo zaplanowane. Jakby z góry istniała jakaś lista tytułów do napisania, jakby cały cykl powstał za jednym zamachem!

A przecież te opowieści tworzone były na przestrzeni lat, jedna po drugiej. Bez planu. Bez celu. A zatem również to, jaki będzie tata Alberta nie było z góry zaplanowane. Nie myślałam nawet, że pojawi się w kolejnych książkach. (Sam autor też przecież idzie do przodu, zmaga się ze swoim życiem, przeżywa smutki i zbiera kolejne doświadczenia, które mogą zabarwiać jego pisanie).

Tata Alberta zwyczajnie stał się tym, kim się stał!

Ciekawi mnie to, co „niezmiennie ludzkie”, co istnieje niezależnie od kultur i czasów, zarówno rzeczy małe, jak i wielkie. Fascynujące są relacje między dziećmi i dorosłymi: to, jak się kłócimy, jak się śmiejemy, odgrywamy różne role, jak uczymy się od siebie nawzajem i jak jedni drugich testujemy. Tak więc pierwsza książka o Albercie, wydana w 1972 roku, opowiada o tym, jak tata kładzie Alberta spać.

Od tamtej pory wciąż wraca do mnie pytanie: „Gdzie jest mama Alberta?”. Zadają je dorośli.

To niepojęte, że wciąż muszę na nie odpowiadać w czasach, gdy funkcjonuje tak wiele różnych modeli rodzin – po rozwodach, z rodzeństwem przyrodnim, związków jednopłciowych, patchworkowych, z dziećmi z in vitro lub z adopcji. Czy to naprawdę ma znaczenie, czy w rodzinie jest ojciec, czy matka?

Najważniejsza jest obecność wrażliwego dorosłego, który towarzyszy dziecku na co dzień – tak myślę, a warto nadmienić, że wychowywałam się w dwóch rodzinach. Jeszcze do tego wrócę.

Fascynujące są relacje między dziećmi i dorosłymi: to, jak się kłócimy, jak się śmiejemy, odgrywamy różne role, jak uczymy się od siebie nawzajem i jak jedni drugich testujemy.

Jeśli cofniemy się wspomnieniami do dzieciństwa, wielu z nas zapewne pamięta, że​​ w otaczającym nas świecie szukaliśmy autorytetów. Kimś, kto nam imponował i miał na nas wpływ, mógł być sąsiad albo siostra, albo staruszek spotkany na wsi, albo chłopak sprzedający w kiosku. Ludzie ci stawali się naszymi cichymi idolami. Lubiliśmy im się przyglądać, słuchać ich i chcieliśmy być do nich podobni. Poza tym dzieci mają nie tylko mamę i tatę. Mają też swój własny wewnętrzny świat, w którym spotykają nieskończenie więcej postaci, niż te, które widzą dorośli.

Dla nas, rodziców, fakt ten powinien być pewnym pocieszeniem, gdy zaczynamy się obwiniać z powodu własnych błędów wychowawczych.

Wątpliwości związane z wychowaniem dzieci dręczą ambitnych, wykształconych i żyjących we względnym dobrobycie rodziców. A co z dziećmi w rodzinach przemocowych? Dziećmi doświadczającymi wojny, żyjącymi w obozach dla uchodźców czy na ulicy? Ich życie może odmienić jeden wrażliwy dorosły. To może być każdy! Ktoś, kto na chwilę zatrzyma się i wysłucha, kto potraktuje dziecko poważnie.

Czasem jeden gest troski, z pozoru niewielki, może okazać się czymś, co dziecko poniesie ze sobą przez całe życie – wspomnieniem tego, że jakiś dorosły dostrzegł w nim człowieka. I to wcale nie musi być rodzic. (Wiem to od pewnej dorosłej już osoby, która w dzieciństwie doświadczyła uchodźstwa).

Padają pytania o mamę Alberta – nigdy o jego tatę. A jeśli już się o nim mówi, to tylko dlatego, że dziennikarzy bawi jego podobieństwo do premiera Fredrika Reinfeldta.

Muszę przyznać, że nie wyznaczyłam mu żadnej szczególnej roli. Tata Alberta zachowuje się tak, jak w moim wyobrażeniu zachowują się tatusiowie. Jedno jest pewne: tata Alberta nie jest ideałem do naśladowania. Jego podejście pedagogiczne trudno nazwać wzorcowym.

Czasem jeden gest troski, z pozoru niewielki, może okazać się czymś, co dziecko poniesie ze sobą przez całe życie – wspomnieniem tego, że jakiś dorosły dostrzegł w nim człowieka. I to wcale nie musi być rodzic.

Przeglądając książki z tatą Alberta, znalazłam niemało wad w jego charakterze. Potrafi wiercić synowi dziurę w brzuchu i wygłaszać mądrości, których sam nie przestrzega! Odpowiada na pytania, tak naprawdę ich nie słuchając, a na urodziny chce dostać grzeczne dziecko. Bywa, że jest bardzo surowy i ni stąd ni zowąd zakazuje używania zabawek. Często leni się i próżnuje. Podsłuchuje dzieci, choć mu nie wolno, bo Albert zastrzegł, że mają tajemnicę. Zdarza się, że wybucha, gdy syn mu się sprzeciwia. Jest daleki od ideału.

W dodatku nie wygląda zbyt atrakcyjnie, jeśli wolno mi to powiedzieć. Stale paraduje w nieciekawych szaroburych ubraniach i rozczłapanych kapciach. Ma rzadkie włosy i się garbi. Nie jest ani trochę wysportowany.

Na ilustracjach często pojawia się gdzieś w tle, na obrzeżu, jako niewielka sylwetka w drzwiach lub w drodze do wyjścia. Nie dominuje (zauważyła to pewna badaczka ilustracji). Osobiście nigdy nie zastanawiałam się nad takim właśnie umiejscowieniem tej postaci. Wydawało mi się to naturalne. Gdy tworzę, jestem zanurzona w świecie dziecka – a w moim własnym dzieciństwie rodzice stanowili tło, podczas gdy ja żyłam w świecie wyobraźni i zabawy. Dorośli po prostu byli czymś, co DZIAŁO SIĘ gdzieś daleko.

„Dobranoc, Albercie Albertsonie” to pierwsza książka serii. Albert ma tysiąc powodów, żeby nie iść spać – musi zrobić siusiu, chce mu się pić, prosi, żeby mu poczytać, a tata musi biegać po całym mieszkaniu, spełniać jego życzenia, sprzątać po nim, aż w końcu to on „tak się zmęczył, że […] zasnął na podłodze”.

To obraz wielkiej miłości rodzica! A także niebezpieczeństwo każdej wielkiej miłości: zrobilibyśmy wszystko, żeby zadowolić ukochaną osobę. W tej historii wyraźnie widać, że mamy do czynienia z kochającym tatą.

Ale zasnąć na środku podłogi… Uwierzyliście w to?

Czy to w ogóle technicznie możliwe? Naprawdę zasnął w takim miejscu? Stawiam na to, że jest po prostu przebiegły. Chce zakończyć sytuację, udając, że śpi.

Stopniowo odkrywam, że w innych historiach też wykazuje się wyszukanym sprytem.

Tata Alberta pozwala synowi samodzielnie odkrywać świat

Książka „Nieźle to sobie wymyśliłeś, Albercie” przedstawia moment, gdy dorosły chce w spokoju poczytać sobie gazetę, choć jednym okiem obserwuje, jak dziecko zmaga się z budową dużej skrzyni (która w dziecięcej wyobraźni jest helikopterem). Odkryłam w tej historii trzy interesujące rysy osobowości taty Alberta.

Zostawia dziecko w spokoju. Nie jest nadopiekuńczym rodzicem, który nieustannie musi poprawiać dziecku kołnierzyk. Dzieci nie trzeba bez przerwy kontrolować, mówić im, co mają robić, sprawdzać ani „modelować”. Tak w każdym razie uważa tata Alberta.

Siedzi i czyta gazetę i pozwala synowi samodzielnie odkrywać różne rzeczy.

To był istotny element mojego dzieciństwa. Ponieważ rodzice rozwiedli się i weszli w nowe związki, dorastałam w dwóch dużych rodzinach. Pierwszą, konwencjonalną i tradycyjną, tworzyła para nauczycieli i siedmioro rodzeństwa mieszkających ze sobą na co dzień. Druga składała się z mojego ojca, inżyniera o artystycznej duszy, i odważnej duńskiej artystki oraz jej dwóch synów, którzy stali się naszymi duńskimi braćmi. Weekendy i wakacje spędzaliśmy w gronie pięciorga rodzeństwa.

Co najważniejsze, w tych dużych rodzinach nie było zmiłuj się – rodzice nie mieli możliwości poświęcać zbyt wiele uwagi jednemu dziecku. Oczywiście mieliśmy harcerstwo i lekcje pianina, ale najważniejsze było to, żebyśmy byli cali i zdrowi. I czyści. Ubrania dziedziczyło się po starszym rodzeństwie, a jeśli ktoś miał problemy z matematyką, to mógł liczyć na pomoc w nauce.

Poza tym zostawiano nas w spokoju. Choć oczywiście wiedzieliśmy, że w razie czego rodzice są gdzieś w pobliżu i to dawało nam poczucie bezpieczeństwa (na przykład w razie dwói z matmy).

rysunek Gunilla Bergström

Dziś wielu rodziców czuje presję, by „formować” swoje pociechy. Przy dwójce dzieci w rodzinie łatwo o coś, co nazwałabym nadmierną uwagą – dzieci są przez cały czas obserwowane i oceniane.

Inni rodzice dla odmiany bardziej zajmują się ogarnianiem nowej rodziny: bonusowych tatusiów i mamuś, przyrodniego rodzeństwa i całego mnóstwa nowych krewnych.

Czy zatem rodzice poświęcają dzieciom za dużo czy za mało uwagi? W środkach masowego przekazu psychologowie i eksperci prezentują coraz to nowe trendy w wychowaniu dzieci, co powoduje jeszcze większe zamieszanie. Rodzicielstwo stało się czymś niezwykle skomplikowanym i napawającym lękiem.

Tata Alberta ma zaufanie do siebie i do życia

Tata Alberta zachowuje spokój. Można przypuszczać, że wychodzi z prostego założenia, że każdy ma w sobie wszystko, czego potrzeba, by być rodzicem. Tu ujawnia się jego druga ważna cecha: zaufanie.

Pozostawienie dziecka w spokoju świadczy o tym, że mu ufamy, to swoisty wyraz uznania! Być może tata Alberta chce przez to powiedzieć: „Wierzę, że chłopak sobie poradzi albo przyjdzie mnie zapytać, jeśli uzna, że potrzebuje wsparcia”. Dzięki temu dziecko czuje, że tata w niego wierzy.

Fakt, że tata „egoistycznie” pozwala sobie na odpoczynek przy gazecie, świadczy także o jego zaufaniu do siebie. Ma odwagę zadbać o swoje dobre samopoczucie. Wydaje się przekonany o tym, że jeśli pojawi się jakieś niebezpieczeństwo, będzie w stanie zareagować i rozwiązać problem, i to go uspokaja. Nie jest nerwowy, nie zamartwia się, czy to, co robi jest właściwe, czy nie.

Tacy ludzie dają innym poczucie bezpieczeństwa, są pożądanym towarzystwem. Dzieci to czują i lgną do nich. Pamiętam doskonale kilka przykładów z własnego dzieciństwa.

Tata Alberta jest filozofem, choć nie zdaje sobie z tego sprawy – jest spontaniczny i bezpośredni, zachowuje się naturalnie i jest otwarty na innych, wierzy w swój zdrowy rozsądek i ma zaufanie do życia.

Dziś wielu rodziców czuje presję, by „formować” swoje pociechy. Przy dwójce dzieci w rodzinie łatwo o coś, co nazwałabym nadmierną uwagą – dzieci są przez cały czas obserwowane i oceniane.

Zaufanie do życia – czy przypadkiem o nim nie zapomnieliśmy? Czy może przytłoczyły nas rzesze specjalistów od wszystkiego, nadmiar informacji, przerażające nagłówki czy naciski społeczne? Tata Alberta kieruje się swoim elementarnym instynktem: wierzy, że można myśleć samodzielnie i robić wiele rzeczy w sposób naturalny. Nie pielęgnuje w sobie lęku.

Postawę tę dobrze streszcza motto ruchu Anonimowych Alkoholików, którego sens jest mniej więcej taki: „Zajmij się tym, na co masz wpływ, a to, na co nie masz wpływu, zostaw życiu”. Oznacza to, że z czasem, pod wpływem nowych okoliczności i czynników, wszystko znajduje swoje rozwiązanie.

Owszem, Albert jest pozostawiony samemu sobie – ale w innych fragmentach tej samej opowieści jego tata jest w pełni obecny i angażuje się we wspólną zabawę (lot nad dżunglą i morzem). Rodzice nie mogą ciągle bawić się z dziećmi. Tata Alberta się bawi, choć nie przez cały czas!

Tata Alberta szanuje sposób myślenia dziecka

Książka „Albert i tajemniczy Molgan” opowiada o wymyślonym przyjacielu Alberta, takim na dobre i złe. Tata wchodzi w tę konwencję: częstuje Molgana jedzeniem, robi mu miejsce w autobusie i przytula powietrze, gdy żegna się z nim przed wejściem do przedszkola.

rysunek Gunilla Bergström

Niektórzy dorośli zignorowaliby opowieści dziecka o wymyślonym przyjacielu – zwłaszcza że ​​jego wyobrażone istnienie może być sporą przeszkodą w codziennym życiu – jednak tata Albertson traktuje go poważnie. Zakłada, że​ w tym momencie jego syn potrzebuje Molgana.

Szanuje sposób myślenia dziecka. Poza tym szanuje wyobraźnię i sam daje jej się porwać.

Do czegoś takiego zdolny jest tylko tata o dużym poczuciu humoru, pełen życia i trochę zwariowany. Bo stać na ulicy i obejmować niewidzialną postać? I to na oczach przechodniów, którzy mogą się zacząć zastanawiać, czy aby na pewno jest trzeźwy?

Tata ujawnia swoją nieco szaloną naturę w wielu książkach: „Albert w kosmosie”; „Dobranoc, Albercie Albertsonie”; „Co cieszy Alberta?” czy „Albert mówi NIE”. Przebiera się w damskie fatałaszki, szuka w szafie lwów, zamienia się w kosmicznego ducha i lata w przestworzach, widzi małpę za kuchennym oknem i fantazjuje o kalendarzu, w którym każdy dzień jest dniem urodzin!

Nie myślałam o tym, pisząc te książki. W moich oczach ten facet nie był wcale taki szalony. Najwyżej lubił się czasem pobawić.

Fascynujące, jak wiele może się kryć pod nudnym ubraniem i nieatrakcyjnym wyglądem. To spostrzeżenie zdaje się szczególnie ważne dzisiaj, w dobie kultu wyglądu zewnętrznego i oceniania ludzi po tym, w co się ubierają. A jeśli wszyscy ojcowie są inni, niż wskazują na to ich ubrania?

Przy swoim wesołym usposobieniu tata Alberta jest też realistą, co dobrze widać w książce „Urodziny Alberta”. Ciocia Fela planuje wspaniałe WIELKIE PRZYJĘCIE i proponuje Albertowi, by zaprosił całą zerówkę. Wtedy tata przytomnie się sprzeciwia. Potrafi liczyć koszty. Albo czuje, że to byłoby zbyt przytłaczające dla Alberta. A może jedno i drugie.

W „Pospiesz się, Albercie” i kilku innych tomach znajdziemy osoby aktywnie zaangażowane – czy to będzie organizowanie przyjęcia, zakupy, budowanie domku na drzewie czy wymyślanie kolejki linowej.

Dzieci i dorośli są w nieustannym ruchu. Każdy realizuje jakiś swój większy czy mniejszy projekt. Nietrudno wówczas powiedzieć: „Jeszcze tylko…” (to powiedzonko Alberta weszło do powszechnego użycia i można je usłyszeć w parlamencie, na kazaniu czy na posiedzeniu zarządu). „Jeszcze tylko…” może mieć negatywy wydźwięk, gdy działa jako unik i wymówka, ale może mieć też wymiar pozytywny, ponieważ… odzwierciedla naszą ludzką naturę.

Tacy jesteśmy! A może to właśnie nasza najlepsza strona: entuzjazm, zaangażowanie, kreatywność? Tym różnimy się od zwierząt.

Entuzjazm i zaangażowanie nie są dziś w modzie – uznaje się je niemal za śmieszne. Musisz być zdystansowany, arogancki, obcesowy i zgrywać kogoś wszystkowiedzącego.

Ten trend nie potrwa długo. Ciekawość i zaangażowanie od zawsze były motorem rozwoju. To są zdrowe odwieczne wzory.

Dzisiejszy rynek poszukuje innowatorów i odkrywców, a jednocześnie ośmiesza wyobraźnię, entuzjazm i ciekawość. Nastąpiło jakieś wypaczenie.

Skąd mają się brać innowatorzy, skoro ciekawość uchodzi za coś dziecinnego, a kreatywność jest tłumiona przez szkolne programy nauczania, w których przedmioty rozwijające wyobraźnię są spychane na margines?

Albert i jego tata czerpią frajdę z realizacji swoich pomysłów. Jestem przekonana, że przyszłość należy do takich ludzi. Pomysłowi entuzjaści przetrwają.

(Pisząc „Pospiesz się, Albercie” w 1974 roku, nie zdawałam sobie z tego sprawy, to moje spostrzeżenie z perspektywy osoby starszej).

Entuzjazm i zaangażowanie nie są dziś w modzie – uznaje się je niemal za śmieszne. Musisz być zdystansowany, arogancki, obcesowy i zgrywać kogoś wszystkowiedzącego.

W tym opowiadaniu tata odkrywa, że zdolność dorosłych do koncentrowania uwagi (czytanie gazet) jest też obecna u dziecka (zabawa w budowanie). Wszyscy mówimy „Zaraz, tylko jeszcze…”. Tata Alberta to ktoś, kto potrafi śmiać się z samego siebie. I korona mu z głowy nie spada.

Śmiech to objaw zdrowia psychicznego i oznaka, że wszystko jest pod kontrolą. Śmiech daje przewagę – tego, kto się śmieje, tak naprawdę nie da się wyśmiać. Kapitalne. Oto „narzędzia” przydatne przez całe życie!

Tata Alberta widzi swoje dziecko

Książka „Co się stało z Albertem?” opowiada o rozpoczęciu szkoły. Przed tym doniosłym dniem rezolutny Albert robi się podejrzanie cichy. Tata to widzi. Kiedy naprawdę coś się dzieje, tata to zauważa, jak zazwyczaj każdy rodzic.

Nie pociesza jednak Alberta standardowym „każdy się boi” – Albert już o tym wie – ale poddaje mu pod rozwagę pewien OBRAZ.

„Pomyśl o całym mieście! Całym kraju! Tylu siedmiolatków leży teraz i nie może zasnąć. Może setki, może tysiące” – mówi. Jednocześnie na ilustracji widać szereg sypialni, liczne wieżowce i całe miasta pełne pierwszaków w tę granatową noc. Tata chce pobudzić wyobraźnię Alberta, odwrócić jego uwagę od własnego lęku w ścianach małego pokoju i skierować ją ku czemuś większemu. Tam na zewnątrz jest świat. Jesteśmy częścią czegoś większego.

Tata Alberta potrafi nakreślić szerszy kontekst

W dzisiejszych czasach skupionych na detalach rzadko mówi się o tej umiejętności. Zauważyłam, że nie wspomina się o niej w poradnikach dla rodziców. Ale uświadomienie sobie na wczesnym etapie życia istnienia większej całości, zrozumienie proporcji, to jest nadanie rzeczom właściwej miary – co przydaje się w większości sytuacji – wzmacnia poczucie bezpieczeństwa.

Po co nam modna czapka, jeśli nie pasuje do butów? Idź, przejrzyj się w lustrze! Jaki jest obraz całości?

Albo spójrz w przeszłość: tak się kiedyś żyło. Każdy wie, jak bardzo dzieci lubią słuchać o tym, jak ich babcia była mała, jakie miała kieszonkowe, co wtedy jadano i w co się bawiono. Nie wspominając o dinozaurach! Poszerzają nam perspektywę.

A gdy spotyka nas coś złego, chcemy wiedzieć, czy ktoś inny też przez coś podobnego przechodził. Czy to ma sens?

Im bardziej skomplikowana staje się rzeczywistość, tym bardziej potrzebujemy ludzi, którzy potrafią zobaczyć cały obraz. (Choćby na rozgadanych zebraniach zarządów firm!)

Tata Alberta wyznacza synowi konkretne zadania

Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu zdarza się, że czasami tata Alberta świadomie stara się go przygotować na życiowe niebezpieczeństwa. W książce „Czy jesteś tchórzem, Albercie?” próbuje nauczyć syna jak się bić, choć bez powodzenia. W „Kto straszy, Albercie?” wymyśla rymowankę, którą Albert ma recytować, kiedy boi się duchów. Tym razem to działa. Tata Alberta niewątpliwie posiada właściwy każdemu zwykłemu rodzicowi instynkt hartowania i uczenia swoich dzieci.

W kilku opowiadaniach wyznacza synowi konkretne zadania: „Albert i potwór”; „Kto straszy, Albercie?”; „Opowiedz coś strasznego, Albercie”. Albert wynosi śmieci, opiekuje się młodszym, robi zakupy.

W dziewięcioosobowym gospodarstwie domowym mojego dzieciństwa każde dziecko miało swoje obowiązki, które zmieniały się co tydzień. Nakrywaliśmy do stołu, zmywaliśmy naczynia, chodziliśmy po mleko i składaliśmy pościel. Narzekaliśmy na to, ale jednocześnie mieliśmy poczucie, że to pewien zaszczyt: stawaliśmy się częścią systemu i mieliśmy do wykonania ważne zadania, gwarantujące jego funkcjonowanie.

W przeszłości dzieci pasły krowy, zbierały drewno na opał itp. A co dzieci robią dziś? Czy współczesne dzieci zostaną zupełnie pozbawione zadań i obowiązków?

Dla taty Alberta jest oczywiste, że Albert uczestniczy w codziennych czynnościach domowych.

(…)

Na tym kończy się mój przegląd książek o Albercie. Tata Alberta został odnaleziony.

Jest kochającym rodzicem, szanującym dzieci, obdarzonym wyobraźnią, włączającym się do zabaw, pomysłowym i sprytnym, a jednocześnie realistą… Ma wiele ujmujących i pozytywnych cech.

Jeśli jesteście ambitni, możecie dokończyć tę listę cech, ale nie zapomnijcie o moim początkowym wykazie niedostatków taty Alberta! (…)

Pogodne usposobienie, pomysłowość, wyobraźnia i realizm – oto cechy, które najwyraźniej pociągają mnie, gdy tworzę męskie postacie w książkach dla dzieci. Dlaczego? U kogo je podpatrzyłam? Kim się inspiruję? Naturalnie własnym ojcem. Teraz widzę to jak na dłoni. Choć mój tata… Cóż, to już osobna historia.

Tłumaczenie Justyn Hunia, Agnieszka Stróżyk, Katarzyna Skalska

Materiały prasowe: Ambasada Szwecji w Warszawie, Instytut Szwedzki, Wydawnictwo Zakamarki


Książki o Albercie Albertsonie ukazują się w Polsce w tłumaczeniu Katarzyny Skalskiej nakładem Wydawnictwa Zakamarki, www.zakamarki.pl.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

Newsletter

Pismo na bieżąco

Nie przegap najnowszego numeru Pisma i dodatkowych treści, jakie co miesiąc publikujemy online. Zapisz się na newsletter. Poinformujemy Cię o najnowszym numerze, podcastach i dodatkowych treściach w serwisie.

* pola obowiązkowe

SUBMIT

SPRAWDŹ SWOJĄ SKRZYNKĘ E-MAIL I POTWIERDŹ ZAPIS NA NEWSLETTER.

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OTRZYMASZ NAJNOWSZE WYDANIE NASZEGO NEWSLETTERA.

Twoja rezygnacja z newslettera została zapisana.

WYŁĄCZNIE DLA OSÓB Z AKTYWNYM DOSTĘPEM ONLINE.

Zaloguj

ABY SIĘ ZAPISAĆ MUSISZ MIEĆ WYKUPIONY DOSTĘP ONLINE.

Sprawdź ofertę

DZIĘKUJEMY! WKRÓTCE OSOBA OTRZYMA DOSTĘP DO MATERIAŁU PISMA.

-

-

-

  • -
ZAPISZ
USTAW PRĘDKOŚĆ ODTWARZANIA
0,75X
1,00X
1,25X
1,50X
00:00
50:00