Wersja audio
Droga K.
Nie chcę zabrzmieć tendencyjnie, ale myślenie mnie czasem męczy. Potoki myśli pojawiają się zazwyczaj nieproszone i czasem irytują Moją Narzeczoną, bo staję się wtedy zamyślony i nikt nie wie właściwie nad czym. Nie szukam recepty na to, ponieważ z tą częścią siebie nauczyłem się żyć. Moje pytanie skierowane jest właśnie do kierunku tych wielu myśli. To znaczy, czy można powiedzieć sobie „stop” i przekierować skupienie na coś zgoła sensowniejszego, jak rozglądanie się za mieszkaniem?
Nie udało mi się spotkać jeszcze kogoś z podobną cechą, dlatego zastanawiam się, jak to jest tak nie analizować wszystkiego po sto razy. Jedyne, co w tym zamyśleniu mnie otrzeźwia, to myśl o odejściu najbliższych.
Zdaję sobie sprawę, że to może być zbyt banalny temat, ale mam wrażenie, że taki sobie mail przyjmie wiele, nawet i to.
W każdym razie miłego dnia
P.
Drogi P.
W dialogu Teajtet Platona Sokrates (który zawsze jest zwycięskim bohaterem tych dzieł) proponuje swojemu rozmówcy Teajtetowi: „Teraz zróbmy w każdej duszy pewnego rodzaju gołębnik; w nim różnorodne ptaki. Jedne stadami latają osobno od innych, inne po kilka sztuk razem, a inne pojedynczo pomiędzy wszystkimi latają, którędy bądź” (przeł. Władysław Witwicki).
Sokrates oczywiście nie chce nikomu strugać w czaszce gołębnika, ale proponuje młodemu Ateńczykowi pewną metaforę, rzec można: model działania umysłu. Różne rzeczy, które pamiętamy; różne myśli i okruchy wiedzy, to właśnie te gołębie. Czy właściciel danej głowy faktycznie ma te gołębie, w takim sensie, w jakim posiada na przykład poukładane na półkach amfory? Czy one zawsze siedzą grzecznie w gołębniku, ponumerowane, na przydzielonych sobie grzędach, czekając, aż będą nam potrzebne do myślenia? Nie, to nie wydaje się zbyt prawdopodobne. Posiadacz głowy być może „nie ma żadnego gołębia, tylko ma w stosunku do nich moc, (…) żeby je, kiedy zechce, brać do ręki i mieć, i znowu je puszczać. To mu wolno robić, ile razy mu się podoba” (podkreślenie moje).
Przeczytaj też: O potrzebie sensu. Fragment książki „Gdy życie zdaje się nie mieć sensu” Viktora E. Frankla
Innymi słowy, Sokrates sugeruje, że pośrodku duszy, w centrum umysłu, stoi jakiś ktoś – kto jest jak dyrygent ptaków, a może raczej jak czarodziej, który, jeśli chce coś sobie przypomnieć albo przemyśleć, macha różdżką i krzyczy Accio! – a gołębie lecą do niego, posłuszne wszystkim wezwaniom. Platon bowiem wiedział, że mieć to nie wszystko; ważniejsza od posiadania jest możliwość użycia (ktoś powinien był to powiedzieć mojej mamie, bo od zawsze zapycha sobie szafy hałdami starych ubrań, których jej szkoda wyrzucić, a których nigdy nie założy, głównie dlatego, że nie sposób się do nich dokopać o poranku).
Ty, drogi P., myślisz trochę po platońsku. Owszem, zdarza Ci się, częściej niż innym, zapomnieć się w gołębich zabawach – nie masz z tym problemu, jak rozumiem – ale wierzysz, że możesz nauczyć się wołać te bardziej przydatne gołębie, poznać zaklęcia, które dadzą ci moc kontroli Twojej niesfornej ptaszarni. Chcesz wysłać w nieznane gołębia „niebieskie migdały”, a przywołać gołębia „ceny nieruchomości”; chcesz uśpić ptaka „piosenki Mariah Carey na każdą okazję”, a zbudzić ptasią „instrukcję naprawy pralki”… Sądzisz, że istnieje jakaś moc panowania nad ptactwem ducha i że tę moc można posiąść, być może dzięki czyjejś radzie.
Przeczytaj też: Jak chcieć mniej
Zwracasz się jednak po radę do niewłaściwej osoby, kochany P. Owa osoba bowiem, czyli ja, nie za bardzo wierzy w moc sterowania gołębiami. Nie sądzę, żebyśmy byli czarodziejami, którzy dyrygują ich lotami i gruchaniem; że stoimy w chmarze ptasiej i machamy różdżkami jak jakieś zapamiętałe w swoich magicznych tańcach dumbledory. Bliższy od Platona jest mi od zawsze Daniel Dennett, filozof, który śmiał się z naszego przekonania, że jest w nas jakiś ktoś, kto ma władzę nad burdelem w naszej głowie. Jak on myślę, że jesteśmy przede wszystkim obserwatorami ptaków, najczęściej dość bezradnymi w obliczu wzorców ich migracji.
Leżymy sobie na plecach, patrząc w niebo naszych dusz, a tam ptasie stada tańczą; czasem zrywamy się, bo chcemy jakiegoś dobrego ptaka przywołać, czasem jakiegoś złego zestrzelić, ale nasze wołania i nasze strzały nie imają się tego żywego nieba, jakim jest nasza świadomość. I czasem najmniej spodziewany ptak sfrunie do nas i się przytuli, a inny – nie bójmy się tego powiedzieć – kraknie na nas i jeszcze osra.
Drogi P., jedyne, co mogę Ci poradzić, to: antidotum na problemy z ptaszarnią nie jest tresowanie gołębi, ale działanie. Po prostu wstań teraz i zacznij szukać mieszkania. A ptaki niech sobie szaleją, szaleją; niech fruną, gdzie im się podoba, niech rozciągają niebo Twojej duszy do najdalszych krańców galaktyki. Ale niedługo będą to robić już pod własnym dachem i skorzystają na tym wszyscy – gołębie, Ty i Twoja narzeczona.
Masz przed sobą otwartą treść, którą udostępniamy w ramach promocji „Pisma”. Odkryj pozostałe treści z magazynu, także w wersji audio. Jeśli nie masz prenumeraty lub dostępu online – zarejestruj się i wykup dostęp.
Felieton ukazał się w lutowym wydaniu „Pisma” (02/2025) pod tytułem Niedoszli dyrygenci ptaków.