„Państwa syn jest niegrzeczny”, „pana córka jest agresywna,” „pani synek od tygodnia siedzi w kącie i nie chce się bawić”, „musieliśmy zamknąć państwa dziecko w łazience, bo było pobudzone i biło inne dzieci, pani przedszkolanka poczuła się zagrożona” – jak często takie komunikaty słyszą rodzice małych dzieci? Gdy zwrócimy uwagę, że rośnie liczba dzieci, u których diagnozowane jest ADHD, spektrum autyzmu, ale także depresja – pewnie coraz częściej. Gdy jako rodzice, słyszymy takie słowa, zaczynamy szukać pomocy. I to jest moment, kiedy zderzamy się z systemem: oczekiwanie na diagnozę trwa, pomoc w poradniach psychologiczno-pedagogicznych nie przychodzi od razu, trafiamy do kolejki systemu, który często na końcu okazuje się niewydolny z braku dostępnych specjalistów.
Czasem w dwóch różnych miejscach usłyszymy dwie różne diagnozy dotyczące naszego dziecka, dwie różne porady jak z nim pracować. Co wtedy? Historie o bezradności rodziców, którzy szukając pomocy psychologicznej i diagnostycznej dla swoich dzieci wpadli w króliczą norę niepokoju, czekania, sprzecznych informacji i zwyczajnego lęku o zdrowie psychiczne swojego dziecka (a w pewnym momencie także swoje) zaprowadziły mnie do Joanny Sass-Gust, psycholożki i psychoterapeutki z łódzkiej Fundacji Słonie na Balkonie.